Łączna liczba wyświetleń

piątek, 30 grudnia 2011

71.  Był taki reportaż dotyczący Korei Północnej po śmierci Kim Dzong Il-a. Chodziło o koncentracyjne obozy pracy.  Żona była zszokowana.  Ja już od dawna o tym wiedziałem. Nie chodzi mi w tym o sam fakt istnienia takich obozów. W naszej historii to przecież nic nowego.
Najbardziej szokujące jest to, że społeczność międzynarodowa przechodzi nad tym do porządku dziennego, że przestało ją to bulwersować. To tyczy się też praw człowieka w innych bliższych nam krajach.
Gdy Chiny nie były jeszcze potęgą finansową, to przy każdym spotkaniu mówiono ze muszą szybko z tym problem  się uporać. Teraz się o tym milczy.
A powód jest prozaiczny… Pieniądze…
Kasa jest teraz ważniejsza niż ludzie. I to jest smutne… ;-(
No może nie tylko w tej chwili. Ten problem istniał, istnieje i istnieć będzie. Chodzi mi tylko o zatykanie aktualnie ludziom ust czym innym - pieniędzmi… ;-(
Ja uważam że to nie jest normalne. Że są wartości inne, niematerialne. Człowiek zapomina, że oprócz tego, że ma wspólnego przodka z małpą, to od wielu tysiącleci jest już człowiekiem…
Po co powstawały prace i rozprawy filozoficzne? Po co najmądrzejsi ludzie prowadzili dysputy? Po co ludzie w ogóle myślą i się kształcą?
Po to by teraz, miliony ludzi głodowało? By mordowano całe plemiona, narody?
I Etc. I Etc… ?
To nie dotyczy teraz też tylko ludzi. To dotyczy całej planety z jej najmodniejszym teraz tematem - efektu cieplarnianego. Mówiono że Polak uczy się na błędach… nie tylko on. Ogólnie, ludzie teraz tylko na błędach się uczą…
Kto nami rządzi? Zajrzyjmy do jakiegokolwiek parlamentu. Czy oprócz cwanych lobbystów znajdziemy tam kogoś… z normalnie pracującym mózgiem? No może kilku… To naprawdę nie jest wiele…
Oj…(…) „Źle się dzieje w państwie duńskim…” (…) Oj źle… ;-/ 

czwartek, 29 grudnia 2011

70. Zakładamy rodzinę, z siły uczucia ;-D  rodzą się dzieci.
Potem one rosną, dojrzewają. Wszędzie ich pełno … ;-D Małe dzieci, grzeczne, sympatyczne, kochane. Potem uczą się, a będąc nastolatkami, buntują i powstają różne problemy. Czasem duże, a czasem niezauważalne, ale zawsze, dzieci w tym wieku są „mądrzejsze” od rodziców.  
Rodzą się konflikty pokoleniowe, lecz nie koniecznie. To zależy od mądrości rodziców, dziadków i samych zainteresowanych. Z czasem, po latach żalów, zaczyna się wszystko układać. Wszyscy zapominają złe momenty, chcą pamiętać tylko te dobre. Najczęściej się to udaje… ;-D
Gdy dzieci zostają w domu, choć uważam to za błąd, lokum nie zamiera, tęskni życiem. Ale jeśli dzieci wychodzą z domu pogłębiać swoją wiedzę, szukać dobrej pracy, zakładają rodzinę.  Dom staje się tylko siedzibą rodziców, odwiedzaną przez dzieci tylko od święta. W domu robi się pusto. Rodzice cieszą się przez pewien czas, świętym spokojem… Potem ta cisza, zaczyna im doskwierać…
Na szczęście, w tym momencie przychodzą na świat wnuki. Dzieci, pragnąc chwilki spokoju, chętnie korzystają znów z pomocy rodziców. No i tak w skrócie, kręci się w kółko, ta rodzinna spirala zdarzeń… ;-D
Czasem nam się ta spirala zaplącze, rozciągnie, spłaszczy, rozerwie… Ale na zawsze pozostanie tą rodzinną… ;-D
Przeczytajcie ten link, bo jest śmieszny, aktualny i prawdziwy... ;-D

środa, 28 grudnia 2011

69. Ktoś wsadził palce (zmienił kody) w portalu ;-D w którym piszę Bloga. Musiałem sporo czasu poświęcić, by dojść do tego miejsca w którym ten ktoś manipulował. Mniej więcej mi się udało!!! Trochę się tylko różni tło, ale to nic. Ważne że próbowałem. ;-)))
Wkleiłem kilka postów by skontrolować to, czy dobrze to zrobiłem i czy efekt jest trwały i zadowalający. No i chyba jest… ;-D  Nie jestem informatykiem, ale na tyle ile pozwala mój upór, by być już zadowolonemu ze strony, moja wiedza jest jak widać, wystarczająca. ;-D
Tak więc, bądźmy uparci, pogłębiajmy wiedzę, to nawet trudności związane z naszą – SM – chorobą, wyjdą nam z czasem na korzyść. Na początku, irytował mnie zwrot mojego syna gdy miałem problemy z komputerem – „a jak myślisz?”
Teraz wiem, że to nie było zwykłe odczep się, tylko pomyśl sam.
Właśnie, pomyśl, zastanów się, rozwiąż problem, a przy okazji i twój stan umysłu – pracując, pomalutku się poprawi. No na pewno mu nie zaszkodzi jak się trochę pogimnastykuje… ;-)))     
68.  Akcje, udziały, papiery wartościowe, obligacje, fundusze… Dlaczego to tak podnieca świat finansjery i maklerów giełdowych? Chyba dlatego, że tak jak prości ludzie robiąc zakupy i płacąc kartami, nie widzą gotówki którą obracają.
Żyją w świecie wirtualnej iluzji. Przecież nie widzą tej kupki pieniędzy z której czerpią, nie wiedzą ile odkładają, a ile mają w garści. Takimi ludźmi bardzo łatwo jest manipulować. Przykładem jest kryzys obecny i ten z lat 30-tych.
Gospodarkę nakręcają drobni ciułacze. To ich akcje skupywane są przez spekulantów, którzy nimi obracają. Wtedy to tworzy się kapitał, który aż prosi się by go zdefraudować. Są zabezpieczenia, owszem, ale są też i ludzie którzy potrafią te zabezpieczenia obejść.
Kim że jest ten Amerykanin, guru finansowy, który stworzył największą na świecie piramidę? Oszustem!… Wiedział że to jest przekręt i mimo to przez kilkadziesiąt lat oszukiwał ludzi. To on doradzał najbogatszym i brał bez skrupułów, od klasy średniej, ich dorobek życia, obiecując cuda niewidy z akcji i funduszy którymi zarządzał.
No i co? Ludzie zapatrzeni w swojego guru i wierzący mu święcie, potracili swoje majątki. Pieniądze na swoją starość, na wykształcenie dzieci, spłatę kredytów. Między innymi to on przyczynił się do obecnego kryzysu. To jego zdania słuchał świat finansjery. Słuchał zamiast patrzeć mu na ręce. To obłudnie teraz mówiąc, było bardzo nierozważne.
Mówiono swego czasu w Polsce, „Balcerowicz musi odejść” Mylono się. Dopiero teraz to widać. Po przepaści w jaką wpadła Grecja, Italia, Portugalia, Hiszpania i inne kraje po drodze. Polska się jeszcze dobrze trzyma. A mogła być pierwsza, pokazując innym jak się spada.
Tylko teraz Euro jest ratowane, a kto by ratował naszego złotego???
67.  Dostałem taki komentarz i odpowiem na niego bo myślę że trzeba… ;-)

(…) Ja zwyczajnie nie wiedziałam, że to Panu przynosi jakieś korzyści, a w reklamy z zasady nie klikam, jeśli mnie nie interesują, co jest zupełnie naturalne. Dziś natomiast (może i rzeczywiście z przekory właśnie;))) kliknęłam. Pozdrawiam i życzę wielu klikaczy :) K. K. (…)

Gdy nosiłem się z zamiarem publikowania Bloga, rzeczywiście myślałem że umieszczone reklamy na mojej stronie, przyniosą mi jakąś korzyść. Teraz wiem że nie przyniosą, bo nie mogą. Nie znajduję się w odpowiednim czasie w odpowiednim miejscu… ;-D
 
Jak zacząłem pisać, to satysfakcja z tego że ktoś czyta to co napisałem, że ktoś nad tym myśli, że komuś to pomaga, przesłoniła mi zupełnie finansowy aspekt publikacji Bloga.             
Poczułem się dowartościowany i potrzebny. Przecież to było główną przyczyną powstania w mojej głowie zamysłu tej całej idei. I ten cel został osiągnięty!!! ;-D
Chcę, zamykając „już na amen” ten temat, podziękować Wam że mnie czytacie, że mnie wspieracie. I za to odczucie, że ktoś nie powiela, dzięki tym felietonom, moich błędów… ;-D

sobota, 17 grudnia 2011

66.  Czy też  tak macie jak ja? Gdy widząc kogoś w telewizji, słysząc w radio, lub na jakimś wystąpieniu, myślicie - Co on chce osiągnąć, jaką z tego będzie ona miała korzyść? Bo obserwując ludzi i ich parcie na szkło, sama taka myśl wpada do głowy… ;-D  
Ja też pisząc Bloga myślę… Co też o mnie sądzą ludzie?
- Czy on też próbuje nami manipulować? Jaki ma plan? Pewnie chce być ewentualnie radnym i brać jego pieniądze, lub innym politykiem… ;-D  A może chce być w jakimś zarządzie? A może chce być prezesem… ;-D
Na pewno takie myśli przychodzą Wam do głowy… A wiecie dlaczego tak sądzę? Przepraszam za szczerość. To taka głupia obserwacja… Przeczytajcie i wywalcie to z głowy. Proszę… ;-D Ale chciałem to napisać… ;-*
Ktoś kiedyś na blogu dodał taki komentarz… Że nie należy prosić ludzi o klikanie w reklamy bo to odniesie odwrotny skutek. Odnosi… ;-D
Nikt, nigdy oprócz jednego kliknięcia mojego dziecka, nie kliknął by dać mi zarobić, choć to nic nie kosztuje klikającego…
Nieufność? Złośliwość? No nie wiem… Ja też na takich stronach nie klikam… Raz kliknąłem w Pajacyka, dałem grosz żebraczce. Łatwiej jest mi dać znajomemu pijakowi na piwo gdy poprosi, niż kliknąć gdzieś na darmową reklamę… Coś w tym jest… ;-D
Jest taki żart, pewnie wszyscy go znają… ;-D Kowalski ma Mercedesa, willę. Nie chce Nowak mieć dla sobie tego samego, ale życzy Kowalskiemu to wszystko stracił… ;-D
Nie mam zielonego pojęcia dlaczego. Ani mentalność, ani historyczne uwarunkowania, nie pasują mi do takiego działania. Być może to zwykła przekora… Ale jaki w tym jest sens? Bo jakiś być musi, tylko jaki… ;-D    

piątek, 16 grudnia 2011

65.  Wiecie że kierowcy, jadący na kacu jeżdżą szybciej i popełniają dwa razy więcej wykroczeń? Cztery razy częściej zjeżdżają ze swojego pasa ruchu… ;-(
(…) Największe nasilenie przypada na moment, kiedy poziom alkoholu we krwi spada do zera. Złe samopoczucie może się utrzymywać od 8 do nawet 24 godzin. Typowymi objawami występującymi w tym czasie są: ból głowy, wrażliwość na światło, nudności, irytacja, zmęczenie oraz ogólne złe samopoczucie fizyczne jak i psychiczne. - Kierowca, który odczuwa takie dolegliwości może mieć problemy z koncentracją, szybką reakcją oraz prawidłową interpretacją zagrożeń i sygnałów dawanych przez innych kierowców(…)
To jest kurde, prawda!!!  ;-(

Tak jest i ze mną. Na kacu nie tylko gorzej mi się jeździ, ale i bardziej się jazdą stresuję. Ale to nie tylko to. Jak jestem zmęczony to też mam takie same objawy jak na kacu. A do tego, wszystkie stłuczki jakie miałem to zdarzały się po długiej podróży, kiedy się rozluźniłem, w pobliżu domu.
Więc nie tylko nie należy   jeździć po pijaku, ale i wracać do domu na kacu. Ku… . I dopiero teraz mi o tym mówią… ;-)))))

czwartek, 15 grudnia 2011

64.  Kryzys panuje dookoła, a bogaci nadal się bogacą. W Stanach przed kryzysem, w rękach 20% najbogatszych było 40% majątku. Teraz aż 60%. Zdziwienie???...
A jakże. Moje też… 
Jak zawsze, tylko biedni ubożeją bardziej, a klasa średnia się kurczy. Sprzedaż dóbr luksusowych nie spada, a nawet rośnie. Dochodzą do nich nowi bogacze z Rosji, Chin.
Wiem że to tylko pozory, lecz trudno oprzeć się wrażeniu że to oni, mają nasze pieniądze…  ;-D

środa, 14 grudnia 2011

63. Zrobiłem zakupy w „Gruponie”. To jeden z takich serwisów, gdzie można kupić, po preferencyjnej cenie, pewne produkty, reklamujących się tam firm. Wiem jak to już działa. Zrobiłem przegląd samochodu i jestem zadowolony. Myślę że warto to zrobić, bo choć za płyny i materiały eksploatacyjne płaci się normalnie. Zaoszczędzamy sporo, na bardzo drogiej robociźnie. Następną próbą „Gruponu” będzie wykup, za jego pośrednictwem, taniego pobytu weekendowego dla dwóch osób. Na razie gdzieś niedaleko. Może gdzieś w Suwalskim, lub Białowieskim ośrodku. Potem mamy ochotę wybrać się do Czech, Litwę lub gdzieś niedaleko za zachodnią granicę. ;-D
   
Mam też za sobą pierwsze internetowe zakupy. Kupiłem nocną koszulę męską ze „Szlafmycą” jest OK. Fajnie wyglądam i jest, o dziwo, bardzo wygodna.  ;-)))

Ale jestem nowoczesny i Cool… Co nie?   ;-)))))))

wtorek, 13 grudnia 2011

62. Młody człowiek sumiennie pracując, ma tendencję do wpadnięcia w pracoholizm. Wiem coś na ten temat. Gdy zachorowałem i trzeba było trochę zmienić styl życia i pracy. Nie łatwo i nie szybko mogłem się dostosować do takiej sytuacji.
Młody człowiek, zatrudniając się myśli o założeniu rodziny, dzieciach, samochodzie i mieszkaniu. Jasne, że chciałby mieć to wszystko od razu. Niestety, może wpaść przy okazji w pułapkę. W pułapkę kredytową. Za kredyt kupuje, sam, z rodzicami, lub z partnerem mieszkanie i inne dobra. By to spłacić, pracuje po kilkanaście godzin dziennie.
No cóż, młody jest… są…  Jakoś to funkcjonuje…
Ale to wszystko funkcjonuje gdy jest wszystko dobrze. Jak jest zdrowie. W pracy nikt nie podstawia nóg. Nie ma zwolnień, redukcji, ograniczeń, czy przeniesień. Człowiek który bierze kredyt o tym wszystkim nie myśli. Jest pełen optymizmu. Bo ma być dobrze i już. ;-)))
Może, ale nie musi. Drogi kredyt bierze się często na hipotekę, na długie lata i spore raty… Dobrze jest pomyśleć przedtem, o zabezpieczeniu. Nie tym dla banku, tylko dla siebie. Na wypadek zwolnienia, utraty zdrowia…
Aż się serce kraja, gdy się widzi, młode pary w sytuacji bez wyjścia. Zadłużające się, ratujące siebie jak tylko mogą, a wpadające w jeszcze większe bagno…
Depresja, rozwody, choroby, samobójstwa… A wszystko wyglądało tak wspaniale…   

poniedziałek, 12 grudnia 2011

62. Są programy w telewizji których nie oglądam. Jednym z nich jest „Sprawa dla reportera” Nie oglądam ich, bo za bardzo się wczuwam w opowiadane historie i za mocno nimi denerwuję. Mówię że nie patrzę na to wszystko, dla zdrowotności. ;-)))
Reporterka, Jaworowicz, najczęściej porusza w nim tak kontrowersyjną, problematyczną i szokującą prawdę o ludziach, że, powoduje to u mnie gęsią skórkę… ;-D
Niestety, jest to teraz złym doradcą. Nie oglądając tych programów Nie mogę o nich podyskutować z mamą i na tym blogu… ;-)))

niedziela, 11 grudnia 2011

61. A skoro zaglądnąłem na „Piekielnych” to opiszę co jeszcze mnie zszokowało. Opisywał to wszystko ochroniarz. Uprzedzam, to też nie jest śmieszne…
(…)„Na pasażu handlowym otwarto nowe stoisko, które reklamowało się tym iż oferuje koktajle oraz soki przecierowe robione na miejscu ze świeżych, ekologicznych owoców i warzyw”. Jak na razie nic szokującego? Poczekajcie… ;-D
Ochroniarz podglądnął panią sprzedającą, jak kupiła (…) „zgrzewkę najtańszych jogurtów z dolnej półki w cenie coś ponad złotówkę, w dodatku z przeceny, sygnowanych nazwą marketu, które z prawdziwymi owocami miały tyle wspólnego co ja z rządem Burkina Faso, a w składzie można było znaleźć niemal całą tablicę Mendelejewa plus oczywiście jakieś stabilizatory, emulgatory i inne ustrojstwa. Pani oczywiście przelała to wszystko do pięknej misy i wystawiła karteczkę: "Koktajl ze świeżych owoców robiony na miejscu..." (…)
W głowie się nie mieści… Ja ludziom z natury wierzę, a tu?...
To już jest bezczelność wyższego rzędu. Nie zrobię takich zakupów i nie zapłacę astronomicznej ceny za podróbkę, dla takiego oszusta… 

piątek, 9 grudnia 2011

60. Czy wchodzicie czasem na stronę -  http://piekielni.pl/ ? Wiele ciekawych rzeczy można się tam dowiedzieć… ;-D Najczęściej bardzo śmiesznych lub głupich. Tym razem będzie na poważnie.
Chodzi o  Centrum Zdrowia Dziecka. Dowiedziałem się że dziećmi tak naprawdę, opiekują się tam sami rodzice. Nie mają na czym spocząć, więc radzą sobie jak mogą płacąc za różne siedziska. Hotel Szpitalny kosztuje 2x więcej niż inny tej klasy w okolicy.
Rozżalony rodzic napisał - "warunkiem wydania po leczeniu wypisu ze szpitala, jest uiszczenie opłaty za pobyt rodzica” (mniemam że w szpitalnym hoteliku) . „Szpital dzieckiem się nie opiekuje”, (no ale chyba leczy?) „ale rodzic musi zapłacić za to, że wykonywał przez szereg dni pracę pielęgniarek”.
Jakby to nie było… To trochę nie fer, ze strony szpitala i rodzice mają prawo być rozżaleni. Poza tym, jakoś święcie wierzę temu rodzicowi. Znam realia Warszawskich szpitali i przychodni. Poza tym spędziłem kilka miesięcy w szpitalu i rozmawiałem z wieloma pacjentami. Mało kto, oprócz mnie, jest ze szpitalnych usług zadowolony…  A może jestem bardziej tolerancyjny i znając realia pobłażliwy. ;-D

czwartek, 8 grudnia 2011

59.  Właściciel korporacji, chce by zysk w jego firmie był jak największy, udziałowcy też. Prezesi by im dogodzić, kombinują i zatrudniają fachowców od najróżniejszych prawnych machlojek. Dyrektorzy i kierownicy szukają oszczędności. Tną koszty i robią pracowników w balona. W przyjaznych niegdyś firmach, najczęściej rodzinnych, po przejęciach korporacyjnych praca staje się nie do wytrzymania, wyścig szczurów, zawiść, brak tolerancji i zwolnienia z byle powodu… Bo liczy się tylko zysk, mamona dla wierchuszki. ;-D
Czy tak jest? Nie?... To będzie! Coraz więcej firm lokalnych, przejmują olbrzymie międzynarodowe molochy-korporacje.

Hmm… I tak sobie myślę, czy aby ci, krytykowani bez pardonu antyglobaliści nie mają czasem racji?
Czy nie lepiej by się pracowało w firmie gdzie szef zna osobiście większość pracowników? Nie zwalnia z byle powodu, a zakłada przy firmie żłobki, przedszkola, by ludziom pracowało się spokojniej. Daje urlopy, gdy umiera matka, rodzą się dzieci. Gdy zachoruje pracownik lub jego dziecko. Wie co to zasiłek, prezent świąteczny, urlop i integracja. Wie co to jest człowieczeństwo i pewność jutra. Wie co to zarobek, ale i wie co to oszustwo. Wie co to wstyd i godność. Czy taki stosunek do pracownika to coś złego? Czy to jest oznaka słabości? Czy liczy się tylko kasa i konkurencja za wszelką cenę?

Mając te pięćdziesiąt lat, rozumiem tęsknotę moich rodziców za epoką Gierka, Socjalizmu czy Komunizmu. Wtedy naprawdę żyło się bezpieczniej, pewniej, spokojniej. Bardziej przewidywalnie. Czy epoka pewnej pracy, możliwości zaplanowania przyszłości sobie i dzieciom na pewno minęła?
Jeżeli tak, to ludziom na dłuższą metę nie da się zamydlać oczu. To kiedyś wybuchnie. A jak wybuchnie to globalnie i nie będzie co później zbierać.

Sory… Ot takie to moje „Nostradamusowe” przepowiednie na przyszłość. ;-D             

środa, 7 grudnia 2011

58. Jak to się dzieje że dobre, lecz małe firmy bankrutują? Proszę, tak wygląda jeden z wariantów: Korporacja produkująca sprzęt radiowo-telewizyjny, nazwijmy ją „P” Chce zlikwidować mniejszą, ale produkującą lepszy sprzęt konkurencję, nazwijmy ją „D” Zarówno jedna jak i druga firma kupuje podzespoły w firmie na przykład „S
Firma „P” robiąc wielkie zakupy w firmie „S” nieśmiało szepnie, że chętnie by dopłaciła do zakupów, jeśli firma „S" bo ma takie możliwości” firmie ”D” podniesie znacząco ceny. 
Dodam że firma D, nie ma znaczącego pola manewru. ;-D
Firma „S” na to idzie i podnosi firmie ”D” cenę. Firma „P” ogłasza w korporacjach sieci „M” że obniża ceny swojego sprzętu. Ludzie robią zakupy w korporacji „M” i wykupują produkty firmy „P” To co wyprodukowała firma „D” stoi na półkach, bo ma wyższą cenę. Przez kilka miesięcy firma „D” nie zarabia. Nie ma na wypłaty i bankrutuje. Korporacja „P” albo przejmuje firmę „D” i produkuje w niej swoje produkty, albo lobbuje za tym by firmę „D” pokrył kurz. ;-D
Taką samą, lub podobną i bardziej bezczelną formą przejęcia firm, mogą pochwalić się inne korporacje produkujące na przykład „środki C do domu” ;-D Lub deweloperskie, chemiczne, stalowe… I w ten oto sposób, wielkie sieci i korporacje, płacąc podatki i zatrudniając ludzi w danym kraju, oszczędza miliardy w bankach innych krajów…
Nie mogę pisać dosadniej bo pójdę siedzieć… Ale chyba wiecie o co mi chodzi. ;-D

wtorek, 6 grudnia 2011

57. Kilka lat temu zwróciłem się z prośbą do mojej wspólnoty, czy nie mógłbym zamienić mojej niewygodnej piwnicy na inną, leżącą naprzeciwko schodów. Wiedziałem że moja choroba będzie postępować i będzie mi coraz trudniej manipulować przy drzwiach do niej. Miałem jeszcze siłę i po wyrażeniu przez wspólnotę zgody, przeniosłem się…                     
 Teraz po latach, gdy sam już nie mam siły, Kazano mi opuścić piwnicę i wrócić do starej, bo mieszkańcy klatki chcą tam stawiać rowery. Sam tego jak poprzednio już zrobić nie mogłem, więc musiałem poprosić o pomoc. 
Mam pewien żal.
Bo to nie o to chodzi że musiałem się znowu przeprowadzać. Ale o fakt że najpierw coś się daje, (miałem wtedy siłę) a potem zabiera (gdy tej siły już nie ma). Każdy zna, pewne mądre przysłowie ilustrujące taką sytuację…
Było to stresujące przeżycie dla mnie. Raz że dowiodła, po raz kolejny, że nie należy ufać sąsiadom. Drugie że poczułem się podczas przeprowadzki - kaleką, niepotrzebną, chorą. Która musi zdać się na kogoś, by zrobić to co się robiło kiedyś samemu. Poczułem się niepotrzebny. I mimo tego że ustaliliśmy z rodziną, że będę pomagał to i tak wszystko robili inni. Nawet mnie nie potrzebowali. Było… jest, mi bardzo przykro.      

poniedziałek, 5 grudnia 2011

56. „Jak to jest… Co pan powie… Jak się pani czuje”
To najczęściej zadawane pytania przez reporterów po jakimś spektakularnym wypadku. Jakiejś tragedii rodzinnej. Ci ludzie w takich chwilach zachowują się jak hieny. Po prostu żerują (zarabiają pieniądze) na tragedii ludzi. Nienawidzę tego. To odrażające. Myślę że nie tylko mnie to odpycha.
Sporo filmów powstało opisujących takie przypadki. Mówią one, że to nie wina samych dziennikarzy. Oni mając takie predyspozycje, pokazują tylko to, co ludzie chcą zobaczyć i usłyszeć.
Powstaje Więc takie pytanie… Czy to nie my sami, za pośrednictwem reporterów, tak się zachowujemy? Bo jeśli tak jest naprawdę, to świat schodzi na psy… ;-D   
55.  Problem alkoholizmu istnieje i jest bardzo istotny w naszym życiu. Mój najbliższy kolega z podstawówki, miał kłopoty z alkoholem. Nie będę opisywał szczegółów bo nie wiem czy by sobie tego życzył. Jego ojciec zmarł przez alkohol, jemu też nie wiele brakowało. Udziela się teraz w AA. Najlepszego kolegi z Technikum też ten nałóg nie oszczędził. Było już w jego rodzinie bardzo źle, ale dzięki Bogu i mądrej żonie, wyszedł z tego.
Mam jeszcze wielu kolegów i wiele osób w rodzinie, których dotknął ten nałóg. Najczęściej są to uwarunkowania genetyczne-ojciec alkoholik. Dotyka on zarówno mężczyzn jak i kobiety.
Jedni sobie z nim poradzili. Jednak większość dotkniętych tym nałogiem już nie żyje. Bardzo fajni, wartościowi i wrażliwi ludzie. Szkoda. Odwiedzam i zapalę czasem świeczkę na ich grobach, powspominam... Hmm… Jeśli taki mają, bo i tak bywa...
  
 Jestem bardzo wyczulony pod względem picia alkoholu. Może czasem za bardzo. Ale mając przed oczami tak wiele osób mi bliskich, którzy walczyli z nałogiem. Wydaje mi się to normalne.
Jest pierwsza zasada, która powie nam że jest on tuż, tuż. Jeśli nie potrafimy zasnąć bez alkoholu… Jeśli przez kilka tygodni potrafisz nie wypić ani piwa, ani wina. Ani żadnych, tak zwanych drinków, to nie masz się czym przejmować… Ale jeśli musisz wypić codziennie wieczorem, to zaczynasz mieć już problem… Wiem co mówię. Sam paliłem papierosy i miałem depresję. Tak samo się człowiek zachowuje. Zapiera się i mówi że to inni mają problem, a nie on.
Z tym nałogiem to jest tak. Musisz spaść aż na dno, by zdać sobie sprawę, że problem leży po twojej stronie… Tak jest najczęściej i nic na to nie poradzisz… 

niedziela, 4 grudnia 2011

54.  Lubię jak wchodzicie na mego Bloga... ;-D  Zawsze na koniec wpisów, otwieram zakładkę – „statystyka” i patrzę ileż to dziś osób mnie odwiedziło. Nie wiem kto personalnie mnie czyta, ale wiem z jakich krajów i z jakich programów korzystają. Najmilej mi było gdy odwiedziny miałem z Malezji. Kilka odsłon… ;-*  Zaskoczyły mnie tak liczne wizyty ze wschodu. Zazwyczaj wchodzą w zakładkę „Moje opowieści” i czytają opowiadanie.
Jestem czytany w USA, Anglii, Niemczech, Czechach ;-D, Większość to moi znajomi i krewni. Jest mi ogromnie miło. ;-*   A w Australii, Danii, Holandii nawet nie wiem kto mnie czyta. Może się odezwie? Będzie mi bardzo przyjemnie poznać. ;-D   Zakładając Bloga myślałem że będą mnie czytać tylko kilku ludzi z Polski. Moi znajomi, rodzina. Chorzy na SM. dla których piszę w zakładce „Moje SM i nie tylko”  
Pisząc, liczyłem się z tym, że muszę trochę się rozreklamować, być systematyczny. Że ograniczy on moją prywatność, uszczupli wolny czas. Ale nigdy nie myślałem że da mi tyle satysfakcji.
Gdy zaczęło otwierać strony kilkadziesiąt osób dziennie, pomyślałem że to całe pisanie ma chyba sens… ;-D Zarówno ja się cieszę, gdy ktoś mnie odwiedza i czyta. Ale i ten ktoś, kto wpada na tą stronę, zaciekawiony co też nowego dziś wymyślę… ;-D   Dziękuję Wam za to bardzo … ;-*    

piątek, 2 grudnia 2011

53.  Święta Bożego Narodzenia, Sylwestra, to pora składania życzeń. Z reguły jest to lista marzeń. Każdy chce być zdrowym, szczęśliwym, bogatym i takie też życzenia otrzymuje. Nie wiem jak Wy, ale dla mnie, składanie życzeń jest czynnością stresującą. Chciałbym aby moje życzenia były zawsze oryginalne, niepowtarzalne, aktualne.
Ale gdy się jest w towarzystwie nawet tylko kilku osób, nasze życzenia stają się powtarzalne, zdawkowe, podobne do innych. Gdy już je złożę, oddycham głęboko zadowolony, że już po wszystkim.
Takie jest moje odczucie…
Składając życzenia bliskim, chciałbym im „nieba przychylić”, kolegom i przyjaciołom osłodzić życie. Życzyć im czegoś naj, naj, naj!!!
No właśnie, ale jak to wyartykułować… ;-D 
52. W sklepach wyprzedaże, tłumy ludzi czekających takich okazji. Kolejki, kłótnie, bijatyki. A nawet ofiary śmiertelne… Świat zwariował!!! Supermarkety się cieszą bo to olbrzymi zarobek….
Tyle, że zawsze mam niesmak w ustach i pytanie, czy tego wszystkiego nie można by było inaczej zorganizować? Wielkie sieci wykorzystują niezamożnych klientów do zwielokrotnienia swoich zysków, żerując na ich najniższych pierwotnych instynktach...
Człowiek odczuwa wtedy wstyd, jest zażenowany, zszokowany takim postępowaniem. Jednak w tym wszystkim uczestniczy… Uważam że to nie jest normalne…
Nigdy nie uczestniczę w takich imprezach, nawet gdybym miał siłę. Korzystam z innych form zaoszczędzenia kasy. Bardziej „człowieczych” ;-D. Bo chyba ludźmi jeszcze jesteśmy??? ;-D 

czwartek, 1 grudnia 2011

51. Grudzień to nie tylko czas zakupów i wydatków przedświątecznych. Ale też większości rocznych opłat i ubezpieczeń… Te dwie sprawy, nakładają się na siebie i grudzień staje się u nas najtrudniejszym, finansowo, miesiącem do przeżycia. Ten rok, też nie jest inny jeżeli chodzi o opłaty. Ale jak już uda nam się to wszystko poopłacać, Jesteśmy szczęśliwi że mamy to już z głowy… Aż na rok, do następnego grudnia… ;-D
Patrzymy na kryzys panujący dookoła, i doszliśmy do wniosku że jest nam, o dziwo, teraz jakby trochę lżej. Możemy już, co nieco zaplanować, opłaty nam już tak nie ciążą.  To chyba dlatego że unikaliśmy kredytów jak ognia. A pewnie i dlatego, że dzieci pomału zaczynają zarabiać i nas odciążać… ;-D

środa, 30 listopada 2011

50.  Przed laty, gdy firma Renault wydała na świat Scenika, ;-D Wybraliśmy się do salonu obejrzeć to cudo. ;-D Oglądaliśmy się za tym modelem, podczas naszych zarobkowych wyjazdów do Niemiec. ;-D Bardzo nam się podobał. Był jakby szyty na naszą miarę.
W salonie, jeszcze z dziećmi, usiedliśmy do samochodu i zaczęliśmy marzyć - jakby to było dobrze być właścicielem właśnie takiego Auta.
Taki samochód w ówczesnych czasach był finansowo poza naszym zasięgiem. A nawet poza zasięgiem większości Polaków. Fiat, w najlepszym razie Polonez, takie  były nasze możliwości… ;-D
Teraz gdy o tym myślimy, będąc właścicielami używanego Renault Scenic, Uśmiechamy się i przypominamy sobie te chwile, gdy był on tylko marzeniem…
A teraz… ;-D 
Uważam że trzeba marzyć… Czasem marzenia się spełniają, choć w danej chwili, wydają się nierealne… ;-D

poniedziałek, 28 listopada 2011

49. Wielu ludzi, nawet tych zamożnych, ubiera się teraz w „Ciucholandach”. Nasza rodzina nie jest inna. Gdyby nie one, należało by zapomnieć o ubraniach dobrej jakości, markowych, nowych, lub prawie nowych.
Zajdźmy do sklepów czy butików, ile kosztują teraz dobre, czy ładne ciuchy. Dla mnie majątek. Poza zasięgiem biednego rencisty. ;-D Dla takich jak ja, alternatywą są tylko ciucholandy lub jarmarczno-rynkowe zakupy. Dlatego zamiast jak lump, wyglądam zadbanie, czysto i schludnie. Po prostu ładnie.
A moja żona, po prostu bosko. Dzieci też. ;-D Tak się powinno wyglądać, no bo czym się różnimy od sąsiadów za miedzy, MAJĄTKIEM ;-))))))
48.  Jeśli chodzi o sytuację w całej Europie, to czort go wie do czego doprowadzi ten cały kryzys. Do tej pory, (historycznie biorąc) najlepszym sposobem na pokonanie tej cholery była zawsze wojna. Więc czy wkrótce należy się jej spodziewać?
Ja bym powiedział że niestety ale tak. Jak ona teraz będzie wyglądać, to nie wiem. Ale na pewno nie tak jak kiedyś, gdy walczono na noże, pistolety, armaty i gdy najczęściej była tylko na jednym kontynencie… ;-D
Teraz gdy do niej dojdzie, na pewno nas zaskoczy. Tylko jak? Na pewno nie pozytywnie… ;-(
Żeby do wojny nie doszło, potrzeba bardzo wiele dobrej woli, mądrości i zdolności do kompromisu. Wystarczy jeden uparciuch lub idiota, a wszystko potoczy się lawinowo… ;-D 

sobota, 26 listopada 2011

47.  Wszystko drożeje, paliwo, jedzenie, ubranie. Wiele rzeczy kosztuje u nas teraz drożej niż na zachodzie… To było do przewidzenia, gdy wkroczyliśmy do strefy wolnego handlu.
A gdy zaczniemy zarabiać w Euro, będzie jeszcze gorzej, Mówię gorzej, bo nasze zarobki, renty, emerytury są i pewnie będą nie wiele wyższe niż teraz. Pocieszeniem dla nas może być fakt że inne kraje mają jeszcze gorzej… Ale czy należy się z tego cieszyć?

Jeżeli o mnie chodzi, to mam pytanie. Jaka jest sprawiedliwość, w rewaloryzacji i procentowej podwyżce rent i emerytur? Jest renta 500 zł i 5000 zł. Podwyżka od lat procentowa i kto dostaje po D… ;-D Sprawiedliwie to powinno być kwotowo. Nie uważacie? Rozpiętość jest tak znaczna, jak zarobki w całym sektorze gospodarki… A niektórym pieniędzy z renty brakuje na życie…
Boję się w ogóle wspominać o zasiłkach… Dla rodzin, dla chorych, dla ubogich. Nie rozumiem też, dlaczego tak jest, że według tych samych przepisów, w jednej gminie się one należą a w innej już nie. Poza tym co to za kwoty…?
 Czy renta poniżej tysiąca złotych nie wydaje się Wam śmieszna? Bo gdy patrzę na tych wypasionych parlamentarzystów to wydaje mi się że nie wiedzą o czym mowa. ;-D
46.   Rosja, to wielki, piękny kraj. Kraj wspaniałych ludzi...
Ale Rosja to także kraj mafii, gangów, łapówek. Nowobogactwa i skrajnej nędzy.
Moja dusza wyrywa się by tam pojechać i zobaczyć jak jest naprawdę. Ale rozsądek mi mówi - nie dasz rady…
            Żeby pojechać w regiony gdzie są cudowne zabytki, niespotykana przyroda, gościnni ludzie. To trzeba pokonać drogi i urzędy. Gdzie, słyszałem, rządzą ludzie nie zawsze chętni do pomocy i nie-bezinteresowni. Boję się że trafię na łapówkowicza, gościa z mafii, matoła i moja wymarzona podróż zamieni się w horror.
Słyszałem też, że są tam i ludzie wrodzy. Co o nas myślą „Szlachta, Pany, czy Głupije Polaczki”. Nie zawsze to jest przesadą w stosunku do nas… ;-D
Ale ja jestem już za stary na takie coś i nawet, jeśli to tylko propaganda i mity, myślę, że już nie czas dla mnie na takie ryzyko… ;-D

A może by pojechać na Bali, Malediwy, czy do Tajlandii? Mniejsze ryzyko i nerwy, a przeżycia podobne. A koszta i finanse? Może się jeszcze zarobi, wygra w Lotto? ;-D A jak nie, to i pomarzyć „Dobra rzecz”. ;-D
A poza tym, jest jeszcze Grupon i  Gdynia, Wrocław, Zakopane… ;-D 

piątek, 25 listopada 2011

45. Gdybym teraz był młody i zdrowy. Pewnie zaraz po szkole, wyjechałbym na kilka, kilkanaście lat z kraju. Pracował bym w różnych państwach i przy okazji zwiedzałbym świat.
Są na to różne sposoby. Fajnym sposobem byłby międzynarodowy wolontariat. Pomagał bym ludziom w różnych krajach, za darmo mieszkał, jadł i zwiedzał ciekawe miejsca. Po jakimś czasie, zmieniłbym region, być może popracował i zarobiwszy trochę grosza, pojechałbym w inne nieznane, a polecane mi zakątki ziemi.
Gdybym się zakochał w szkole, tak jak było teraz, namówiłbym na taką podróż i moje kochanie… ;-D No bo tak właściwie, czym jest teraz życie? Uczysz się, pracujesz, a i tak, większość z tego co zarobisz, oddajesz na różnego rodzaju podatki i żyjesz w standaryzowanym społeczeństwie. Robisz to samo i tak samo jak inni. Czy czasami nie stajemy się robotami? Reklamy, telenowele, czasopisma, newsy. Zwierzęta mają życie ciekawsze od naszego…
Teraz ja jestem po pięćdziesiątce, chory i niepełnosprawny. Nie żałuję w swoim życiu niczego co zrobiłem i czego nie zrobiłem. Takie były czasy. Ale gdybym żył teraz, czasach  bez granic i wielu różnych możliwościach… Plunął bym na tą „zasraną globalną cywilizację” i zaszywał się w miejscach gdzie życie płynie jak kiedyś. Dopóki jeszcze takie miejsca istnieją…  ;-D

czwartek, 24 listopada 2011

44. Wiecie co…  Jakby to ode mnie zależało, zmieniłbym w ogóle system ubezpieczenia zdrowotnego. Oddzielił bym tą całą kasę od jakiegokolwiek wpływu na nią naszego Rządu.
Jedną, była by Kasa Państwowa z gwarantowanym pakietem zdrowotnym. Nazwałbym ją dla ubogich. Należało by się pacjentowi wszystko, ale mogły by być kolejki do specjalisty, sale kilkuosobowe w szpitalach, tańsze zamienniki leków. Pieczę miało by nad tym Państwo i były by one instytucjami budżetowymi. Opłacali by te składki i pracodawcy i pracownicy.
Jeżeli ktoś chciałby się dodatkowo opodatkować i płacić większe miesięczne składki, to miałby lekarza specjalistę i zabiegi, na które nie czekałby latami, tylko najwyżej kilka tygodni. Leki też by miał z górnej półki. Dobre sanatoria, wygodne szpitale.
Bardzo lubię konkurencję, więc wskazane, by były Kasy i Państwowe i Prywatne. Im więcej tym lepiej. Pacjent miałby wybór. Tak samo było by z opłacanymi składkami jak w wariancie pierwszym.  
Dla ludzi bogatych, proponowałbym i składki i wizyty prywatne w elitarnych szpitalach i przychodniach. Jak ktoś ma pieniądze to i tak nie czeka u lekarza przed gabinetem, tylko umawia się telefonicznie na wizytę nie patrząc na koszta. To samo dla bogatych jest ze szpitalami, zabiegami i rehabilitacją.

Z kasami było by tak jak z ubezpieczycielami i bankami. Były by one zrzeszone i ubezpieczone i musiały by płacić składki na ewentualność niewypłacalności i bankructwa. Przecież różne bywają sytuacje… Podobny układ proponował bym  w systemie składek rentowych i emerytalnych.
Bo jak na razie, to budżet Państwa czerpie z ZUS-u i podobnych instytucji jak ze skarbonki. Nikt nie ma na to wpływu i nie ma się komu poskarżyć.
Pieniądze z naszych składek przepadają, nie mogąc być dziedziczone. Nawet gdy opłacamy składki latami i umieramy następnego dnia po uzyskaniu emerytury.  
Nie uważacie, że taki system byłby bardziej czytelny i sprawiedliwy?  
Masz małe pieniądze, jeździsz - maluchem, większe – pasatem, masz miliony jeździsz Rollsem. Jak taki jest świat, to i taki powinien być system ubezpieczeniowo-zdrowotno-rentowy… ;-D
Co Wy na to?  Bo ja wolałbym sam oszczędzać i odkładać pieniądze na czarną godzinę. Ciekawe ile bym nazbierał, gdybym dostawał dwa razy więcej pieniędzy na  wypłatę, nie musząc oddawać ciężko zarobionych pieniędzy na ZUS-y, KRUS-y i inne tam NFZ-ty? ;-D 
43. Chodzimy często z żoną na spacery do parku. Obserwujemy ptaszki, rośliny. Oddychamy świeżym Białostockim powietrzem. ;-D
I było by wszystko w porządku, gdyby nie to moje zboczenie zawodowe. Patrzę na drzewa, krzewy, kwiaty. I mówię… Ooo, trzeba już opryskać ten krzew przeciw mszycom… Ta drzewo ma zarazę… Ojejku, zapomniałem jak się nazywa ten kwiat. Już najwyższy czas opatulić bukszpany… ;-D
Podobnie jest, jak widzę w sklepie pomidor w plamy, pieczarkę czy jabłko…
Hmm, tak to już jest, „ Jak Jaś czegoś się nauczy, to śpi i mruczy… „ ;-D   

środa, 23 listopada 2011

42. Tak się zastanawiam, czy od czasów mego uczęszczana do szkół, zmienił się język uczniów, czyli tak zwana „Polszczyzna uczniowska”
Na pewno tak.
Zmieniła się gwara. Wiele zapożyczeń mamy teraz z języka stosowanego „w rozmowach z komputerem”. Jest wiele skrótów myślowych stosowanych w SMS -ach i GG. Inaczej się rozmawia, bo i czasy się zmieniły.
Zmienił się on pewnie na tyle, na ile różni się nasz język, od języka naszych rodziców. Myślę że tak było zawsze. Tyle że jest być może jeszcze mniej poprawnej polszczyzny - nowomowa tworzonych wyrazów, a być może więcej wulgaryzmów. Tyle że akurat wulgarnego języka nie jestem pewien.
Bo są środowiska gdzie używało się  i używa go wiele i chętnie. Co drugie słowo oddzielane jest przerywnikiem na K. i CH. Ale są także i to częściej niż się myśli, środowiska gdzie używany jest z rzadka i okazjonalnie. Wulgarny język słychać często bo zwracamy na niego uwagę. Ale moim zdaniem nie używa się go częściej niż kiedyś. To jakim językiem się posługujemy, zależy od rodziny w której się wychowujemy. Od środowiska w jakim mieszkamy. Szkoły do której przyszło nam chodzić, autobusu do którego przyszło nam wsiąść… ;-D
Ja, akurat wiele rozmawiam z młodymi ludźmi, żona jest portierem w liceum i nie uważamy żeby język którym się posługiwaliśmy znacznie się różnił od dzisiejszego. Wiem że to zależy od tolerancji, wieku, środowiska. Tak było jest i będzie.
U ludzi, tak jak i u zwierząt, wiele zależy od instynktu. Nie należy niektórym ludziom pyskować, patrzeć w oczy. Czy rzucać się w oczy w niektórych dzielnicach. Są naprawdę różne środowiska i należy się umieć w nich zachować. Ot i tyle. Jest takie przysłowie - „Zapomniał wół jak cielęciem był?” Ja pamiętam, gdzie się urodziłem, gdzie chodziłem do szkoły, w jakim internacie mieszkałem i gdzie teraz mieszkam. Dzieci są takie, jakimi my byliśmy kiedyś. A że ktoś awansował lub się zdegradował? Przeniósł w inne miejsce? To jego problem, C'est  La Vie,  Dumać nada, dumać… ;-D 

wtorek, 22 listopada 2011

41. Budzę się z rana, spoglądam przez okno i wita mnie piękny słoneczny, poranek. Wstając muskają mnie w biegu usta kochanej osoby. Dzisiaj taż ciebie kocham… ;-D
Pijąc kawę żartujemy interpretując przysłowie, kawa z rana jak śmietana. Uśmiechamy się do siebie. Wychodząc z domu radośni, przekazujemy innym nasz pozytywny nastrój. W sklepie, w przychodni, pracy. Swoimi żartami i optymizmem, wprawiamy w pozytywny nastrój kasjerki, siostry lub szefa. Jakoś tak jest, że oddajemy innym swoją pozytywną energię.
Często jednak oddajemy ludziom tą i złą, nawet nie tą z domu gdy nie mamy humoru, gdy coś nam dolega. Ale tą podarowaną w autobusie od chama co o mało nas nie przewrócił i nie przeprosił. Od nieuprzejmej sekretarki, która myśli że pozjadała wszystkie rozumy, a nas traktuje jak śmiecia. Itp. Itd.           
Jakby było fajnie, gdybyśmy i my i inni ludzie, budzili się w świetnym humorze, uśmiechali do siebie i przekazywali dalej pozytywną energię… Hmm… A może by tak dziś spróbować? Będę dziś miły dla wszystkich, nawet dla tej nieuprzejmej sprzedawczyni ze sklepu. A co niech ma… Może da się i ona zarazić... ;-D

niedziela, 20 listopada 2011

40. Miałem kiedyś wypadek w Suwałkach. Wymusiłem pierwszeństwo na skrzyżowaniu bez sygnalizacji. Nie będę się tłumaczył dlaczego tak wyszło, bo w większości nie wiem. Prędkość w sumie żadna, bo ruszałem. A stuknął mnie Litwin, więc tu i bariera językowa… ;-D
 Opowiem tylko jakie skutki miał ten wypadek na mnie jako kierowcę.
Jechałem z całą rodziną. Żona obserwowała drogę tak jak ja, bo miała prawo jazdy, a ja byłem już po diagnozie. Obydwoje nie wiemy dlaczego i jak do tego wypadku doszło. Nic nie widzieliśmy. Szok. Natychmiast pojawiła się na miejscu wypadku policja, karetka i pomoc drogowa. Nikomu nic się nie stało, oprócz rozbitego samochodu. Mego samochodu. Bo Litwin z żoną zaraz po spisaniu danych, odjechał.
Nie wiem czemu tak szybko się zmył, nieważne… ;-D
Gdy zrobiłem już samochód, przez kilka lat bałem się jeździć. Po prostu sobie nie wierzyłem. Na skrzyżowaniach, kilka razy patrzyłem w lewo i w prawo by je w końcu przejechać. Może żebym wiedział jak do niego doszło, łatwiej było by mi się z tym pogodzić. A tak…  Po prostu bałem się, bo nie wierzyłem samemu sobie. Bałem się jeździć by komuś i mojej rodzinie nie zrobić krzywdy. Bo to ja, jako kierowca powinienem wszystko przewidzieć, a tu cholera zawiodłem!!! Do tej pory jak wspominam ten wypadek ciarki przebiegają całe moje ciało.
Po tych latach od wypadku, nabrałem trochę pewności siebie. Ale dalej sobie nie ufam. Dlaczego? Bo miałem później drugą stłuczkę, w Słubicach.
Jechaliśmy bardzo wolno. I tu znowu Litwin przed nami zaczął dziwnie się zachowywać… Walnąłem w hak holowniczy poprzedzającego mnie mercedesa. Fakt, że byłem obciążony do granic rozsądku, hamulce w Polonezie różniły się od hamulców nieobciążonego osobowego mercedesa...
Ale kończąc… ;-D Mercedesowi nic, a Polonez… został w Słubicach w naprawie. Samochód ubezpieczony, nie było więc problemu.  Tylko ten bagaż i podróż z nim, pociągiem przez całą Polskę. Był stres, bo przy granicy tir za tirem. Trzy pasy ruchu na dwupasmówce i godziny czekania na przyjazd Policji… No i ta świadomość że znów zawiodłem.
Ale, jest i plus w tej całej sprawie… Zdałem egzamin, z zachowania zimnej krwi w stresowej sytuacji. W sumie powinienem być zły, spanikowany, roztargniony. Ale tak nie było. Nawet, sam się sobie dziwię. Mogłem być oparciem dla rodziny, można mi było zaufać i nie było złości ni złośliwych komentarzy. Acha… I jestem teraz ostrożnym starszym panem za kierownicą. ;-D        

piątek, 18 listopada 2011

39. Młodzi łącząc się i tworząc rodzinę, powinni się wspomagać w codziennym życiu i w wychowywaniu dzieci. Nie myśleć tylko o swoich potrzebach, ale przede wszystkim o potrzebach najbliższych. Rodzina to jest obowiązek i od tego jacy jesteśmy, i im więcej pracy włożymy w ten związek, tym bardziej będzie dla nas satysfakcjonujący i szczęśliwy.
        Ślub, wesele. Tydzień przygotowań, dzień zabawy, dwa dni sprzątania… To impreza dla znajomych, przyjaciół i bliskich. Więź rodzinna powstaje nie w chwili radości i zabawy, ale później, gdy pojawiają się kłopoty i problemy. Wtedy razem, pokonując przeciwności losu, dochodzimy do tego, że miłość, poświęcenie, partnerstwo, liczy się przede wszystkim. Jest tym co daje nam zadowolenie i szczęście. Potrafimy się prawdziwie cieszyć, gdy wszyscy są szczęśliwi i smucić razem gdy mamy problemy.
A pieniądze? W tym wszystkim nie są najważniejsze. Dochodzenie do bezpieczeństwa finansowego razem, w zgodzie, w sumie daje wszystkim o wiele więcej satysfakcji.

Tylko że prawda, czasem jest przewrotna i jest tak, że mając trochę kasy, jest nam też o wiele łatwiej.
Życzę Wam więc na odchodne, dobrej, pewnej i satysfakcjonującej pracy, dającej stabilizację i harmonię w Waszym związku. ;-D

czwartek, 17 listopada 2011

38. Kryzys panuje na świecie, a oni biorą kredyty by inwestować w drogi… Tak mówią „sceptycy”, komentujący poczynania naszych „Podlaskich Rządzących”. Z jednej strony mają rację, bo jako opozycjoniści muszą krytykować by przetrwać... ;-D
Należało by raczej zwracać uwagę na niebezpieczeństwo przeinwestowania Podlasia w tym czasie i branie za dużych kredytów. Dokładne wyliczenie sum i zwracanie uwagi na ryzyko takich działań. Rzeczowa dyskusja, czy w tym momencie, są takie działania wskazane…
Jednak u nas tak się nie postępuje. Lepiej krytykować i robić tajemnicze miny. Wytykać błędy, bez kompetentnej analizy kosztów.
No cóż, taką opozycję mamy jaką wybraliśmy...  To są zwykli ludzie, którym zamamiło się zarobienie trochę grosza przy znanych politykach. Od wyliczeń są przecież naukowcy! ;-D
Jednak naukowcom, za takie analizy trzeba zapłacić. Samorządowcy na takich analizach się opierają bo mają na to fundusze. Opozycyjna partia ich nie ma, a zwykli jej członkowie z własnej kieszeni mają płacić? Lepiej krytykować. Bo  przecież oni mają ambicje, a kto ich tam wie, czy są, czy nie są laikami?

Nie zwracam więc uwagi na takich pieniaczy. Wolę posłużyć się swoimi doświadczeniami, zdobywanymi przez lata i intuicją życiową wielu poprzednich ustrojów. Bo to co postanowili zrobić urzędnicy, jaki planują teraz budżet i jakie inwestycje prowadzić na kredyt.
Uważam za mało ryzykowne.
Nie wierzę w to, że lepiej cicho siedzieć i ryzykownych decyzji nie podejmować, w chwili, gdy jeszcze tak wielkie kwoty płyną do naszego regionu ze strefy Euro. Trzeba je wykorzystywać. Robić co się da. Gonić zachód, bo to jest teraz dobry moment.
Zwłaszcza, że jeśli zajdzie taka potrzeba, wystarczy na rok, dwa wszystko wstrzymać by znowu być na plusie. No ciutkę przesadziłem, ale tylko ciutkę. Wierzcie mi. Te inwestycje są tego warte. Jestem pewien, że tak zostaną ocenione kiedyś, przez nasze dzieci. 

Warszawa jest zakorkowana, bo wiele inwestycji jest obecnie prowadzonych. Bierzmy TERAZ z niej przykład, a nie z czasów kiedy szukano tylko haków na każdego i nic nie powstawało. No, powstało… Muzeum Powstania Warszawskiego… No, pewien plus, ale gdzie obwodnice, drogi rowerowe, szkoły, Centra Nauki takie jak „Kopernik”?… ;-D
Coś na teraz, nie dla moherowego, lecz dla naszego i przyszłego pokolenia… Czy ono się nie liczy? Kto będzie zarabiał na nasze emerytury jak nie oni. Czy to logiczne? Pomyśleliście o tym? ;-)))

środa, 16 listopada 2011

37.  Co do tematu wpływu efektu cieplarnianego na naszą planetę, to mam mieszane uczucia. No bo tak. Niby pogoda dziś czasem nas zaskakuje, lodowce topnieją. Ale i kiedyś, za czasów mego dzieciństwa, była bardzo podobna pogoda do dzisiejszej.

Pamiętam straszną, czarną chmurę huraganu co zwiała nam dach z pieczarkarni. Kilkukrotne oberwanie chmury, kiedy woda ciekała zewsząd strumieniami i zalała kopalnię gliny z koparką. A raz pamiętam, taką wichurę, która u sąsiadów powyrywała z korzeniami wielkie stare drzewa.
Z kolei, u ciotki, na Dojlidach, po przejściu trąby powietrznej trzeba było remontować dom.
Słupy wysokiego napięcia pogięło tak, jak nieznośne dziecko zabawki.
U dziadków, Supraśl wylewała co roku. Tak samo jak Narew. Teraz media mówią o tym zjawisku powódź. Nikt niczego nie budował na tych zalewowych terenach.
Po kilkunastu latach spokoju, zapomniano jednak, że na te tereny często wkraczała woda i zaczęto budować na nich całe osiedla. Uważam że to głupota i że ktoś zbił niezłą kasę na tym interesie.
   
Burze bywały często takie, że grzmot następował po grzmocie. Bardzo często piorun uderzał w komin lub wyrobownię w cegielni, koło domu. Raz podczas stawiania werandy, pamiętam że burza była rano, po południu i wieczorem. Było wtedy upalnie i parno. Będąc u dziadków podczas żniw, pamiętam taki upał, że godzinami z braćmi ciotecznymi nie wychodziliśmy z rzeki.                                    
Także i zimy, były wtedy mroźne i śnieżne. Takie że trudno z rana było wyjść z domu, bo śnieg leżał powyżej klamki. Drogę odśnieżały nie tylko spychacze, ale wielkie Stalince i pługi wirnikowe. Pamiętam, te głębokie kaniony ze śniegu, którymi chodziło się do szkoły… ;-D
Bywało czasem tak zimno że trzeba było twarz obwiązywać szalikiem, by sobie czegoś nie odmrozić i szkoły pozamykane z powodu mrozu i śniegu na wiele dni.

Ja bym poczekał jeszcze z wszczynaniem paniki. Klimat jest nieobliczalny i na przestrzeni wieków, tak się już zdarzało. Nikt nie mówił wtedy o efekcie cieplarnianym… Ja bym się skłaniał raczej do tego że to są anomalie pogodowe, występujące i powtarzające się co kilkaset lat.

Jednak i ja pamiętam o tym, że państwa rozwijające się i bardzo rozwinięte, uwalniają do atmosfery wiele substancji szkodliwych. Nie tylko mam na myśli  wielkie huty i fabryki. Ale olbrzymie fermy rolnicze. A tamy i ingerencję w przepływy wielkich rzek? Wiele nieodwracalnych szkód zostało tak wyrządzonych. Trzeba to koniecznie kontrolować, bo to one wpływają bezpośrednio na klimat i nasze najbliższe otoczenie.
Gdy mamy wątpliwości, co do efektów powstawania takich właśnie budowli i przedsięwzięć, należy wszczynać alarm i bić głośno w dzwony!!!
Pamiętajmy jednak i o tym, że wulkany, trzęsienia ziemi, wybuchy na słońcu i inne rzeczy wpływają na klimat panujący na ziemi. Nie wszystkim mediom i naukowcom należy wierzyć, bo bywa często i tak, że zachęceni olbrzymimi profitami, mówią to, co wielkim koncernom jest na rękę.
C'est la vie, jak mówią Francuzi… ;-D  Jeszcze trochę pożyjemy na tym łez padole, ja Wam to mówię… ;-)))     

wtorek, 15 listopada 2011

36.  Gdy byłem w szkole podstawowej, z której mam nawet dosyć sympatyczne wspomnienia, pamiętam pewne zdarzenie. Jeden ze znajomych kończył 30 lat, a ja nie miałem jeszcze 14. Powiedziałem wtedy do kolegi. „Ojej! ale On jest już stary…” ;-D
Gdy byłem, też w tym samym wieku, usłyszałem z ust staruszki gdy komentowała wiek 60-cio latka. On jest przecież młody, w sile wieku… ;-D
Hm… Teraz ja jestem po 50-siątce. ;-)))
 
Jak będąc nastolatkiem, miałem mieszane odczucia, to teraz mam jeszcze większy mętlik w głowie. Wiele przeżyłem, mam duży i bogaty bagaż doświadczeń i uważam się ani za młodego, ani za starego. ;-D
Z punktu widzenia dzisiejszego ucznia jestem starym kaleką. Z punktu widzenia staruszki mam jeszcze całe życie przed sobą. A jaki jest mój punkt widzenia? Bez ściemy, naprawdę… ;-D

Czuję się psychicznie jakbym miał 30-dzieści lat. Rozmawiając z rówieśnikami, wspominamy to wszystko co było kiedyś, tak jakby zdarzyło się to niedawno. Z jednej strony, - strony tego co było kiedyś, czas stanął w miejscu. Z drugiej, patrząc na zmiany, brak czasu, wyścig w pracy, zabieganie. Myślę że zegarek oszalał, że goni jak wariat.
Może gdybym był zdrowy, czół się silny, sprawny, to inaczej patrzył bym na pewne sprawy. Jednak gdy byłem już sparaliżowany, słaby, prawie ślepy i niepewny jutra… Patrząc na życie przez pryzmat swoich przeżyć… Myślę że za poważnie podchodzimy do życia. Za bardzo staliśmy się konsumpcyjni. Powinniśmy być bardziej wyluzowani, traktować wszystko z dystansem…
Takie życie jak w tej chwili za bardzo nas wykańcza, za szybko się starzejemy, za często chorujemy. Za duże mamy rozbieżności w zarobkach. Jest za dużo niesprawiedliwości.
  
Gdybym teraz zaczął chorować, to nie miał bym szans na zakwalifikowanie się do „programu” Nie był bym już leczony, bo jestem za stary. Niektórzy twierdzą nawet, że nie należy wymieniać stawu biodrowego, kolanowego starszym ludziom bo to wyrzucanie pieniędzy w błoto. To kosztuje masę pieniędzy. No bo oszczędności, Kasa Chorych, Podatki, Ubezpieczenia… Hmm…

Reasumując… z punktu widzenia niepełnosprawnego i obolałego…
Jak rodzice wypluwają wnętrzności, żałują na wszystko czasu i pieniędzy, by dzieci wykształcić na lekarzy, prawników, polityków, to wszystko jest w porządku. Ale jak rodzic zachoruje po pięćdziesiątce, siedemdziesiątce, to trzeba się zastanowić nad eutanazją… Bo to już za dużo państwo, dziecko kosztuje… Hmm…

Skończyłem 50 lat. Jestem nieuleczalnie chory. Potrzebuję czasem już pomocy, odpoczynku. Czy nie za wcześnie jest mi jeszcze na wysłuchiwanie… „Wieczne odpoczywanie racz mu dać Panie…”
Pytam Pana, panie młody człowieku u władzy, i Pana, panie reporterze. Tak, tak Ciebie… :-D
Czy może masz zaplanowane ile będziesz żył? Czy zaplanowany, być może, masz wypadek? A może także masz zaplanowane zdrowie do dziewięćdziesiątki i lekką śmierć? ;-D 
35. Piszę Bloga dopiero miesiąc. Jestem zaskoczony, bo zaglądając na statystykii i ilość wyświetleń, do których mam wgląd cały czas . To muszę stwierdzić, że mój Blog dociera do ludzi z całego świata. Od razu, czytano mnie w Czechach i Anglii, nie wspomnę o Polsce. Ale to byli moi bliscy i znajomi. Myślałem że tak pozostanie. ;-D Później wpadłem na pomysł, by dać adres swojego Bloga, SM-owcom z Białegostoku, oraz trochę się rozreklamować na innych portalach. Pomyślałem: - ciekawe jak to funkcjonuje wirtualnie. A co… ;-D
No i się rozkręciło. Nawet kilkadziesiąt odwiedzin dziennie. ;-))) Stany, Niemcy, Holandia. Ale że zacznę być czytany w Rosji i to na taką skalę, nigdy nie przyszło by mi do głowy.
Wiem, że to przecież najbliżsi nasi sąsiedzi zza miedzy. Że w moich żyłach płynie i trochę krwi Białoruskiej. Że sporo mojej rodziny jest za wschodnią granicą – Łotwa, Ukraina. Przez żonę Litwa… Że to są wspaniałe narody…
Ale przyznam szczerze, Zapomniałem o nich pisząc Bloga! Więc kajam się i powiem szczerze, Wybaczcie i dziękuję. ;-*
Bo to jest jak ze zbieraniem znaczków, ma się wielką frajdę gdy ktoś podaruje znaczek na przykład z Ameryki Południowej. Nie myśli się, że można być posiadaczem znaczka z tak daleka, bo tam, nikogo z przyjaciół się przecież nie ma… A jednak się ma… ;-D
Jeszcze raz, wszystkim dziękuję, niezależnie od kierunku świata. I jeżeli mój Blog, komuś pomógł, rozweselił, zastanowił. Naprawdę jestem szczęśliwy… ;-*
Dla Nich obiecuję, że będę pisał dalej. Mam  jeszcze sporo pomysłów, przeżyć i odczuć. A jeżeli zobaczę jeszcze Wasze komentarze pod tekstem, będę szczęśliwy… ;-D