Łączna liczba wyświetleń

środa, 30 stycznia 2013

               272. Spełnianie marzeń. Niedawno była nią podróż na Bali. Jezusicku, jaka to była by wyprawa… Tyle słyszałem o tym regionie… Tak było by pięknie. Żona, basen, pluskanie w morzu, wycieczki i rejsy statkiem. No i ta kuchnia!!! 
Trochę już przysiadłem, spojrzałem realnie na koszta i na swoje siły. Nie wierzę że spełnię marzenie. Jednak może uda się pojechać do Niemiec swoim autkiem i objechać Romantische Strasse… Tak tam pięknie… Mamy noclegi w Wurzburgu i Monachium. Przydało by się jeszcze kilka po drodze. Duże koszta noclegu… Bo jeść i tak i tak gdzieś trzeba, no i paliwo jakoś przełknę…
Jak teraz tego nie zrobię, to w przyszłym roku chyba nici z tego…
Utrzymanie samochodu już mnie dobija, a i trasa dla mnie trudna i wymagająca… Tak, trzeba czasem realnie spojrzeć na swój SM. To nie jest miłe, ale… Daję sobie jeszcze kilka lat jako takiej sprawności. To i tak dużo, więc nie narzekam… Będą inne cele, inne marzenia… ;-D

Teraz muszę roznieść kilka ulotek po mieście z moją prośbą o 1% podatku. To nie jest sympatyczne. Z jednego miejsca mnie przegonili. Ale za to w Kredyt Banku nawet obiecali powiesić ją na tablicy ogłoszeń… ;-* Więc jakbym na chwilę zamilkł, to wiecie co robię… Zbieram pieniążki na to bym jak najdłużej był sprawny, mógł dalej gotować i być potrzebny w domu. No i mógł wieczorami marzyć… ;-D 

No i trochę "Prywaty"... ;-D  Umuzykalniony synek szuka "Sponsora muzycznego" ;-D
http://soundcloud.com/maciej-kulesza-2

wtorek, 29 stycznia 2013

              271.  Żona ma siedmioro rodzeństwa, ja jestem jedynakiem. Ja jestem indywidualistą skorpionem, a ona wielolicym bliźniakiem. We wszystkich zodiakalnych poradnikach mówi się, te znaki nigdy nie idą w parze… A jednak od trzydziestu lat jesteśmy razem. Jak to możliwe? Jak się dogadujemy?... Ano zwyczajnie… ;-D

sobota, 26 stycznia 2013


        270.  Prawo jazdy… Nowe egzaminy. Wszyscy się śpieszą by zdawać w starym stylu… Teraz już mówią że nowy egzamin jest łatwy, ale mało czasu, duży stres... A za kierownicą to stresu nie ma, czas nie goni?
Nie zdarzają się nieprzewidziane sytuacje, debile za kierownicą, niemyślący piesi... Czy oni nie dają się we znaki? A radary, zatrzymujący nas Policjanci, dziurawe drogi?...
Nie każdy musi być magistrem, pilotem, dyrektorem i nie każdy musi przecież mieć prawo jazdy. 
No bo jak się nie nadaje? Nie ma predyspozycji, zdrowia, psychika szwankuje, to… Do widzenia przecież. Jest takie słowo… ;-D
A może się mylę? Obojętnie jaki byłby to „jełop” to prawo jazdy, nawet zdane za setnym razem mieć musi... A potem to już nie problem egzaminatora… Tak ale czy musi?
Młody kierowca, w Wyszkowie potrącił pieszego. Nie miał prawa jazdy, uciekł z miejsca wypadku.  Dostanie wyrok w zawieszeniu, będzie mógł zdawać na prawo jazdy. Na pewno zda…
 A ja uważam że nie powinien… Naruszył trzy zasady, Nie ma predyspozycji do jeżdżenia samochodem, bo ma kurzy móżdżek. Stres, śnieg, zaroszone szyby? A co to kó..wa mnie obchodzi?
To ja mam się bać, czy on naruszając kilkakrotnie przepisy..
Czy każdy musi jeździć? Czy prawo jazdy DAĆ to obowiązek? 

piątek, 25 stycznia 2013

            269.  Ja siebie oceniam jako kawał skur… syna. Inni mówią – „to dobry człowiek jest”.
I gdzie tu jest prawda??? ;-D
Mi się wydaje, że czasem zakładam „Maskę”… Jednak sobie myślę ( no cóż i mi się zdarza czaem pomyśleć )… Że jak obserwator zechce sobie nieco trudu włożyć, to i „Maska” mi nie pomoże… ;-D

czwartek, 24 stycznia 2013

               268.  Tracisz pracę młodzieńcze, albo po szkole brak ci pracy wyuczonym zawodzie? Uważasz że to koniec świata?
Żyjesz dalej na koszt rodziców, albo na koszt milionów, czyli idziesz po zasiłek. Jak jesteś niegrzeczny, możesz pójść do noclegowni dla bezdomnych, gdzie cię ubiorą, umyją, znajdą kont do spania, nakarmią, obejrzysz program telewizyjny.
Możesz jeszcze pójść odsiedzieć jakiś wyrok. Tam też można przeżyć, nie musisz zaraz iść spać do kanału. Masz wybór, ale jak wybierasz narkotyki i alkohol, twoja sprawa. Czy uważasz że masz źle??? …
            Ja miałem rodzinę na utrzymaniu, zdiagnozowane akurat SM i kilka złotych w kieszeni. Pojechałem szukać pracy gdziekolwiek w Europie. Mamusia nam nie gotowała obiadków. Nie załamywała rąk mówiąc, ach i och i jacy to jesteśmy biedni. Nie poszła na emeryturę, nie poświęcała się, bo od życia chciała czegoś innego… Nie musiała.
My sami sobie pomagaliśmy. Zaradność? Bohaterstwo? Pomysłowość? Nie to normalność.
Wychowano nas tak, że jak masz kłopot, musisz go sam rozwiązać. Bo coś, kaleka? Masz cały świat u swoich nóg. Jesteś młody, nie masz rodziny, to czegóż pasożycie trzymasz sie rękoma i nogami rodziców. Bierz przykład z kolegów co w tej samej teraźniejszości dają sobie jakoś radę…
Ale nie, teraz rodzice muszą współczuć, pomóc, wyręczać. Swoje potrzeby odłożyć, by wychować na swoim łonie mięczaka, pasożyta. Jeszcze jest młody, ma dopiero 30, 40 lat… A bo może w nałóg wpadnie, w złe towarzystwo…
- Gówno prawda. Kopniak w dupę. Przykład mądrego kolegi. Wstyd, brak kasy, ambicja, mus. - To motywacja…  
Kryzys… ;-D
Ale ilu ludzi na tym kryzysie i na naiwności milionów, dorobiło się majątków?...
Im masz ciężej , tym bardziej szanujesz to co masz…  Jak Ci wszystko podtykają pod nos, to masz to wszystko gdzieś…
Jakże dzieci szybko uczą się wykorzystywać sytuację na własną korzyść. Wykorzystywać naiwność i dobre serce. Szkoda tylko że cierpią na tym bogu duha winni bliscy… Nie, nie opisuję tu sytuacji całej populacji… To się tyczy tylko tej cwanej mniejszości, i nie radzącej sobie w teraźniejszej rzeczywistości - mięczaków… :-D
Tak trochę tu wiercę i prowokuję, ale czy w sumie nie mam w tym trochę racji? ;-*  

środa, 23 stycznia 2013

              267.  Radary... Mówią że to maszynka do zarabiania pieniędzy przez Państwo. Tylko jak do cholery można sobie poradzić inaczej z tymi idiotami co jeżdżą szybko bo mogą, gadają przez komórkę bo chcą, parkują gdzie jest miejsce, chociażby i na miejscu dla niepełnosprawnych…
Wszystko mają w dupie, bo są anonimowi. Mówią o błędach, braku punktów karnych przy łapaniu radarem. Ale jak można z radaru dawać punkty karne, gdy na przykład nie jedzie nim właściciel, a tylko małżonka, córka, znajomy? To fizyczna niemożliwość i prawdopodobieństwo znacznej niesprawiedliwości.
Więc uważam, albo przestrzegaj polski „kierowco” przepisów, albo płacz i płać. Jak jeździsz w Czechach, Niemczech, w Szwajcarii? Tak, tak, godnie z ich przepisami. Bo ta cholerna ich Policja łapie i daje mandaty… A u siebie w kraju, to co już hulaj dusza?
Jadąc po tych drogach co na nie narzekasz. Podczas wypadków co je omijasz? Wydaje ci się że możesz robić co chcesz?… A gówno, ja się na to nie zgadzam… Ty stawiasz swoje Liberum Veto. A ja chcę się czuć bezpiecznie jako kierowca i jako pieszy.
Tak ty zasrana młodziutka pitko co trąbisz na mnie na przejściu, choć mam bezwzględne prawo przejść po pasach. Tak ty piracie co walisz w przęsło mostu swoim Ferrari z prędkością 200 kilometrów na godzinę w centrum miasta. Jak ty mnie olewasz, to ja mam prawo się bronić i mam prawo walić cię po kieszeni aż się nauczysz… Ooo… ;-*  

wtorek, 22 stycznia 2013

               267.  Z tego co z żoną dokonaliśmy jestem dumny. Z sercem pracowaliśmy swego czasu na wsi. Gdy zaszły zmiany i zaczęło się nie opłacać, zaczęliśmy pracować w Niemczech. Byłem radnym, gdy była taka potrzeba. Gdy dzieci dorosły, jak zachorowałem na SM i trzeba było się przenieść do miasta, zrobiliśmy to.
Pracowaliśmy z żoną czasami ponad siły, sami szukaliśmy pracy i w kraju i zagranicą. Uczyliśmy się języka by zarabiać godnie. Nie mieliśmy urlopów. Żona pracowała w weekendy, po hurtowniach, sprzątała, porządkowała ogrody…
Teraz mieszkamy centrum miasta przy szpitalu w nowym pięknym bloku. Mamy co jeść, czym jeździć, chodzimy do kina. Czasem pojedziemy na wycieczkę, jestem w programie szwajcarskim i dostaję za darmo lek warty krocie. Żona kończy studia, o których marzyła, a nie było jej kiedyś na nie stać. Sami do wszystkiego swym rozumem i rękami dochodziliśmy.
Dzieci pokończyły studia. Jedno z dzieci ma dwa fakultety, drugie dyplom Polski i Duński. Trzeci, jak to w życiu, jest naszą czarną owcą. Zdolny jak diabli, ale artysta ze swoim zdaniem, chodzący z głową w chmurach. Bez skrupułów wyciągał od nas pieniądze gdy studiował w Krakowie, do tej pory spłacamy jego kredyt studencki. Dziwne, ale kibicujemy mu dalej. Czemu - jest naszym synem… Musi być nas, na to stać…
To nasze osiągnięcia. Jednak mi spędza czasem sen z powiek fakt, że, zbliżając się do trzydziestki jeszcze nic nie osiągnęły. Nie mają rodzin, dzieci, dobrego, płatnego zajęcia…            Czy my zrobiliśmy do diabła coś nie tak? Źle je wychowaliśmy, wpoiliśmy złe systemy wartości.  
Przez ich nieustabilizowane życie, i nasze jest jakieś tymczasowe… Już nie jesteśmy młodzi, chcielibyśmy doczekać wnuków, zarobionych przez nie - ruchomości i nieruchomości…
Moje siły już się kończą, SM daje o sobie znać. Dopóki jeszcze mam siły chcielibyśmy gdzieś pojechać, coś zobaczyć, pobawić się z wnukami.
A tu słyszymy - dałem sobie jeszcze kilka lat, nie śpieszy mi się, jakoś to będzie, oj mamo...
My w ich wieku mieliśmy już rodzinę, rodziły się nam dzieci, pracowaliśmy…
To nam się śpieszy by jeszcze przed śmiercią nacieszyć się sukcesami dzieci…
Tak, to mi się czas kończy. To ja jestem już coraz starszy, bardziej chory i słaby...
Niby jestem szczęśliwy, że czegoś mimo choroby dokonałem, ale jest wokół mnie jakaś pustka. Czuję jakbym czegoś zapomniał…   

poniedziałek, 21 stycznia 2013


              266.  Jeszcze kilka słów w tym temacie… Bo to jest tak:
Jak zachorowałem to wielu znajomych ciągnęło mnie do bioenergoterapeutów, znachorów i tym podobnych uzdrawiaczy. Jak widać nie uzdrowili…
            Sporo znajomych namawiało, spróbuj tego ziółka, bo mówią że pomaga, daje siły, leczy. No i kupowałem, ziółka, maści, korzenie, różne środki homeopatyczne, witaminy. Mówiono że na skutki trzeba czekać minimum sześć tygodni. Brałem i pół roku. Wydawałem pieniądze i wszystko bez efektów przepływało przez mój organizm jak woda…
Skutki, jak wyżej… ;-(
To co zauważyłem że pomaga mi na pewno, to polopiryna S, środki na grypę jak Teraflu, pomogła na depresję fluoksetyna… Gimnastyka wiele mi dała, a kursy i nauka języków doprowadziła do normy mój umysł.
Tak było u mnie. Nie rzucam się już na cudowne leki, witaminy, środki. Szkoda mi pieniędzy. Za te pieniądze co kosztowały, mogłem kupić sporo biletów na operę, wiele razy pójść z żoną do kina. Zawsze na takie rzeczy brakowało pieniędzy.
Teraz postanowiłem - nie będzie brakować. Życie ma się jedno i na coś trzeba umrzeć. A dopóki koniec nadejdzie, to przynajmniej się - odchamimy…   ;-D
No cóż, to co robię, dyktuje mi zdobyte doświadczenie. Bywa czasem że zostanę do czegoś przychylnie przekonany, dam się namówić… Nie jestem przecież jakimś nadczłowiekiem, też zmieniam się.
Ale często jest, że jak koś mnie nachalnie do czegoś namawia,  gdy na coś nie zgadzam, czegoś nie lubię, nie trawię, jak na przykład mleka ;-D… To już tak i zostaje… ;-D  

piątek, 18 stycznia 2013

              265. Ciąg dalszy…   
Ludzie, żyjący sto, dwieście, trzysta lat temu też żyli… Średnia życia była niska, bo ludzie umierali z braku higieny ginęli w wypadkach, z wysiłku. Nie myli się, pranie było problemem, był głód. Niemowlęta umierały, bo kto kiedyś prasował, wygotowywał, dbał o czystość. Nie było lekarstw, antybiotyków, lekarzami byli cyrulicy, uzdrawiacze, zamawiacze. W sumie, jak ktoś przeżył te wszystkie młodzieńcze zagrożenia, to żył już długo. Zajrzyjmy na cmentarz. Moi dziadkowie żyli 70-80 lat. Pradziadkowie nawet żyli do 90 -ki. Dziadek zmarł po siedemdziesiątce na grypę, bo pościł, jadł margarynę i chleb. Osłabił organizm i ta azjatycka choroba go zjadła.
Więc nie zwalajmy wszystko na brak witamin, bo nasi przodkowie na brak takich nie narzekali. Jedli kapustę kiszoną, ogórki, buraki, ziemniaki. Pili mleko, wszystko to co wyrosło w ogrodzie… Przyszła choroba, to umierali, a przyczyna? Zależnie od epoki. To to, to tamto… Tak jest i teraz. W sumie nikt nic nie wie, a się mądrzy…
Czyli wszystko prawda, co zinterpretuje lekarz i aptekarz. ;-D
Jak uważasz że brak ci witamin, że ci pomagają, to je bierz. Jak uważasz że brak ci żeń szenia, żywicy, oleju. To go zażywaj. Na własne ryzyko. Na wiarę w zwykłe, czy cudowne uzdrowienie, wiarę w cud…
Tylko nie wmawiaj obcym że to wszystkich uzdrawia. Bo sama wiara nie musi wszystkim pomóc. Bodźmy mądrzy. Zaufajmy swemu organizmowi, badajmy się, róbmy analizy. Wierzmy swojej mądrości, genom, przeczuciom. Bo jest często tak, że czegoś nam brak.  Jednak internetowym sklepikom, uzdrawiaczom patrzmy bardzo na ręce. Oni wszyscy są szkoleni w wyciąganiu pieniędzy od normalnych, ufnych, starszych, czy chorych ludzi. A inni przekonani, namawiają innych, a ci innych i innych…
Tak się już świat kręci od wieków, a my mamy się nie dawać wszystkim uzdrawiaczom. Mamy prawo sami podejmować decyzje na to co nam pomaga, bez ingerencji i wtrącania się innych, nawet jeśli ktoś nawet jest profesorem.

czwartek, 17 stycznia 2013

             264. Dziwią mnie no i trochę irytują ci ludzie z netu, co twierdzą że SM to wynik chronicznego braku w organizmie witaminy D. Że cały SM to spisek neurologów i wszyscy muszą się dać zoperować by założyć Stenty… To jest jedynie słuszne i tylko to jest prawdą…
Są trzy prawdy: Prawda… Tys prowda… I gówno prawda… To jest ta trzecia… ;-D
Uważam że witaminy to ważna sprawa i nie można jej bagatelizować. Tak samo mikro, makro i inne elementy. Suplementy, ćwiczenia, stan umysłu, a nawet te Stenty. W niektórych przypadkach wskazane. Ale każdy człowiek jest inny i potrzebuje tego, albo czegoś zupełnie innego.
Ja w pewnym okresie sam pożerałem tabletki z magnezem. W szpitalu stwierdzono że mam go brak i podano mi serię leku w zastrzykach. Jedna siostra dawała go wolniutko, że nie mogłem się doczekać kiedy skończy. Druga szybciej, ale tak, że robiło mi się gorąco i myślałem że nieba liznę. Do tej pory nie wiem, jak jest lepiej ten lek wstrzykiwać.
Po chyba roku, już nie mogłem patrzeć na magnez w tabletkach. Nie byłem już podenerwowany, patrzyłem na świat z rezerwą, nie miałem mrowień. Zrobiłem sobie wyniki i analiza stwierdziła że elektrolity wszystkie mam już w normie.
Kiedyś gdy szły mi kamyczki z nerek, ból miałem niesamowity. Teraz, mimo że idą, nic nie czuję... Tak mam z jeszcze kilkoma objawami.
Nie można mówić bez badań komuś, że ty na pewno masz tego i tego brak… W ten sposób można zaszkodzić nie pomóc. A tak ludzie robią. Nie znając człowieka, wmawiają na forach że to na pewno pomoże. Owszem, jest wiara, efekt placebo, ale nie wszyscy mu podlegamy. Jak komuś pomaga, to dobrze, ale jak cudotwórca się myli musi ponosić za tego pacjenta odpowiedzialność. Takie jest prawo.
Witamina B mi śmierdzi i wywołuje wstręt, to czy mój organizm jej potrzebuje? Witamina D i tran mnie odstręcza, więc czy mam jej za mało w organizmie? Witamina C wywołuje ścisk w dole języka, wapno niesmak, węgiel obojętność... Tak jest z wieloma potrawami. Raz mam na coś ochotę, raz nie mogę patrzeć w tym kierunku, a za kilka dni znowu to lubię.
To ja, mój organizm, mówi mi czego mi brak, nie pani Wojciechowska, nie pan Janusz Zagórski. Zresztą na wszelki wypadek robiłem i analizę. Wszystko w normie… A jednak mam SM…
Gdy byłem dzieckiem, miałem osłabioną odporność, wiele chorowałem Na grypę anginę, zapalenie oskrzeli, płuc. Lekarz często przypisywał mi witaminy by wzmocnić mój organizm. B, D, Multi, Ascofer… Witamin więc mi nie brakowało, a jednak - zachorowałem na SM…
Jednak to nie z braku witamin… Nie od zatkanych żył zachorowałem, to musiało być coś innego. Nie mieszczę się w ramach uzdrowień tych cudotwórców, bo przyczyną jest coś innego… CDN…

środa, 16 stycznia 2013

            263. Rządy, posłowie, demokracja... Jak wielu ludzi tłoczy się w tym jednym miejscu… Koryto ma to do siebie że daje pensję... ;-D
Ja też mogę dojąć do koryta i obiecywać, tylko po co? Ja mam w odróżnieniu od tego motłochu - skrupuły, sumienie, wstyd…
Mówią, że każdy ma swoją cenę... To chyba moja jest bardzo wysoka… ;-D
Ja tak jak ONI nie umiem… Ale często udaję specjalnie, głupszego niż jestem. Nie wiem, nie umiem, nie potrafię... Czy mogę prosić o pomoc, gubię się… 
Skutkuje?
Tak!!! – To wygląda czasem… I jest, dupo-lizaniem - podlizywaniem i resztą...  
Jednak ja myślę, że mam przy tym czystsze niż ONI sumienie…
Ten ktoś, się dowartościowuje i mój cel przy okazji jest osiągnięty... Bez złości, kłótni, zawiści. Samo w czystej postaci – moje - cwaniactwo i sposób na życie…
A to na co nie mam wpływu i siły… Zostawiam do rozwiązania innym…
Czy to aż tak źle o mnie świadczy?... ;-D

wtorek, 15 stycznia 2013

                  262.  Ludzie bogaci… O ci umieją z klasą wychodzić za mąż, żenić, balować. Wydają na to bez opamiętania, setki, a nawet miliony dolarów, złotych… Blichtr, przepych, wystawność…
A gdyby tak, zrobić trochę skromniejszą imprezę, a z tych zaoszczędzonych pieniędzy uszczęśliwić kogoś - wózkiem inwalidzkim? Ratującą życie operacją w Londynie? Zakupem sprzętu dla szpitala, pomóc pogorzelcom?…  
Fajnie zacząć nowy etap w życiu od dobrego uczynku… Może nawet stworzyć taką modę w dobie kryzysu… Mając forsy jak lodu, miło by było czasem pomyśleć o innych… ;-D 

poniedziałek, 14 stycznia 2013

               261. Myślę że Owsiak, mimo tego że ma wielu wrogów co mu kładą kłody pod nogi zamiast wspierać. Myślę że ma on wiele satysfakcji z wykonywanej roboty w Finale Wielkiej Orkiestry. To naprawdę ogrom pracy organizacyjnej i wiele milionów na sprzęt dla chorych. Szkoda że kościół nie chce go wspierać i ci niektórzy co mają odmienne poglądy…
No bo ma wspólnego ratowanie życia i tolerancja, z nieakceptowaniem pewnych poglądów? Jeśli czyni dobrze, to niech to robi...
 Ja mogę pojąć wiarę w dogmat religijny, ale gdy zbiera się pieniądze nie krytykując dogmatu, a nawet wspierając jego idee to gdzie jest sens?…
Nie potrafię pojąć tych co twierdzą - nie bo nie, albo - tak bo tak… To przynosi przecież odwrotny skutek. To jest dla mnie nienormalne…
Zresztą, pies z nimi tańcował. To jest mniejszość, sekta i roszczeniowy klan. Przyłączam się do tych, co z radością na ustach wspomagają potrzebujących. Gramy przecież w tej samej drużynie.
W drużynie tych co uważają że raz się jest na wozie, a raz pod wozem. Gdy możemy, dajemy coś od siebie. Gdy będziemy w potrzebie, możemy liczyć na życzliwość innych.
A że światełko do nieba, koncerty, koszty i Jarocin. Cel uświęca środki. Mnie to nie przeszkadza. Owsiak i wszyscy związani z Orkiestrą wolontariusze stworzyli nowe święto. Podziw, szacunek i siemka!!!
Cóżby to było gdyby te święto nie powstało. Cóż to będzie gdy zabraknie tej wspaniałej „Lokomotywy”.
Nie chcę o tym myśleć, nie chcę tego doczekać  ;-D

piątek, 11 stycznia 2013

               260. Wiem że to jest moje subiektywne odczucie, tylko i na cale szczęście…. Napiszę Wam dlaczego nie lubię gry w karty…
Jak miałem już te kilka lat i odwiedzałem dom brata mego dziadka. To widziałem że całe weekendy męskie grono i przyjezdni grali tam w tysiąca. Stryjenka im gotowała, a ciotka obrządzała się w gospodarstwie. To było takie rażące i niesprawiedliwe...
To było marnowanie czasu którego jest tak mało i można je wykorzystać w zupełnie inny, rodzinny sposób...
Sam próbowałem później grać w karty i gry planszowe, na zasadzie zwalczenia - klin klinem. Ale to co zaserwowałem kiedyś, tak się zakodowało mi w głowie, że nie potrafię... Szkoda mi czasu. 

czwartek, 10 stycznia 2013

                   259. Był taki cykl programów na Discovery o narkotykach. Zaciekawił mnie bardzo film o LSD. Najpierw leczono nim ludzi nie umiejących sobie poradzić z przeciwnościami i nieuleczalnymi chorobami w Europie. Potem badania te przejęły w posiadanie, tajne jednostki militarne. A tak to już jest, że jak coś jest tajnego i ciekawego - wypływa to zaraz „tajnie” na rynek. ;-D 
Nikt nie zwracał na początku uwagi, na wypłynięcie tego środka na ulicę. Nawet wszystkim to było na rękę. Łatwo się steruje oszołomionym tłumem, zwłaszcza jeśli się jest w konflikcie zbrojnym podczas „Zimnej wojny”. Młodzi ludzie, hipisi, popkultury…
Jednak to wszystko trwało do czasu. Bo rozpoczęto nielegalnie prowadzić masową produkcję tego środka i nie działał on aż tak negatywnie na umysł ludzi…
Ludzie pozbawieni zahamowań, zaczęli oficjalnie mówić co ich drażni, zaczęli jawnie wyrażać swoje niezadowolenie.
Trwała akurat wojna w Wietnamie. Nie będę więc pisał o tym co to była za epoka, bo ją sami dobrze pamiętamy. Zaczęto buntować się przeciw wojnie, spustoszeniu jaką powoduje. Powrotowi z niej młodych ludzi w trumnach, bez kończyn, z urazami psychicznymi. Zaczęto mówić źle o przemyśle zbrojeniowym i mafijnym działaniu wielkich korporacji przemysłowych…
A że taki kapitał nie mógł już spokojnie traktować takiego stanu. Zaczęto młodych ludzi myślących w ten sposób traktować jako narkomanów, niepożądany element, jako społeczne zło.
No cóż. Jak wiadomo nie dało się wszystkiego zła zamieść pod dywan. Rząd musiał ustąpić, zmienić politykę, zaniechać wojny…
A LSD, pomaga teraz ludziom, pod nadzorem lekarzy, godzić się z nieuniknioną diagnozą, chorobą, strachem przed śmiercią.         

środa, 9 stycznia 2013

                 258. Mam marzenie. By powróciły rynki w okolicy… By można było, jak kiedyś, bez problemów sprzedawać sery, mięso swego uboju, przyprawy, zboża warzywa ze swoich działek. By można było kupić wszystko od mydła po powidło. By nie tylko zielone światło na handel miały supermarkety.
Nie, taki uliczny, chodnikowy handel, na taboretach i workach foliowych. Ale taki jak na przykład w Turcji pod dachem. By można było obok nich skorzystać z lokalnej, szybkiej gastronomii, jaka jest w miastach Indii, czy Chin. Przecież nie obserwuje się tam więcej zatruć niż u nas… Różnorodność produktów i cen jest dostosowana do każdej kieszeni. To by była konkurencja dopiero dla Fast-fudów … ;-D Wszystko takie sterylne, w kartonikach, jednakowe, standardowe.
Nie mówię o tym by handlowano na każdym rogu, ale żeby to istniało, by tego nie niszczyć, by był wybór…

Deptaki takie jak na Lipowej żeby tętniły życiem. By nie królowały tam tylko banki, telefonie komórkowe,  apteki … By były kawiarnie, restauracje, rzeźnicy, piekarze, pamiątki produkty lokalne itp. Żeby czynsze lokalów były dla ludzi, a nie dostępne tylko dla instytucji. Przydała by się w takim momencie ingerencja miasta.

Właśnie, denerwuje mnie ta obojętność, standaryzacja życia. Szkoła – to testy, punkty. Praca to biznes, bez atmosfery bliskości. Życie bez satysfakcji, bez indywidualizmu, tak jak wszyscy dookoła. Domy, bloki podobne do siebie. Ubrania szare, by były praktyczne. Sprzęty jak najtańsze, takie same u większości, z salonu.

Znowu pojawia się taki kult jednostki, komuna, stoicyzm, brak krytycyzmu. Boimy się wyrazić publicznie swoje zdanie, powiedzieć prawdę w oczy … Wracamy do punktu wyjścia… Gdy zboczymy nieco z kursu - myślimy bardziej indywidualnie, mamy swoje zdanie - to zaczynamy się bać coraz większej liczby rządowych instytucji…
Zobaczcie do czego doprowadziła „Poprawność polityczna” w Stanach. Wszyscy publicznie się nie wypowiadają na niektóre tematy. A prywatnie w domach aż huczy… To takie nowe tabu… Czasem schizofrenii można dostać od tego co się dzieje… ;-D  

niedziela, 6 stycznia 2013

             257. Świat się zmienił… Za moich czasów było jakby łatwiej. Nie wiem czy chciałbym teraz wchodzić w życie w tym kraju. Z moim charakterem pewnie szukałbym swego miejsca za granicą.
Wykorzystać cały ten system, się wykształcić i wyfrunąć do normalnego świata. Gdzie może byłbym przez pewien czas obcym, ale by mnie szanowano. Znalazł bym sobie miejsce w społeczności gdzie moja wartość zależała by od mojej pracy, włożonego wysiłku, zachowania. Po okresie próbnym miałbym pełny pakiet socjalny.  
Kiedyś nie było może tyle wolności, ale był szacunek, ludzie byli milsi przyzwoitsi. Bardzo sympatycznie wspominam rządy Gierka. Bo po pierwsze kierownictwo zakładów pracy było przewidywalne. Nie było takiego kultu pieniądza. Nie rządziła bezwzględna konkurencja, a myślano bardziej o rodzinie, jej potrzebie, zdrowiu. Po prostu o człowieku…
Byłem wtedy dzieckiem, ale przecież widziałem jak z kopyta wszystko ruszyło do przodu po rządach Gomułki.
Mówi się długi, Gierkowska propaganda, ale ojciec w początkach lat siedemdziesiątych kupił za swoją pracę Fiata, kolorowy telewizor. Za kredyt który nie był dla rodziny pętlą na szyi, odnowił dom, pobudował pieczarkarnię. Jasne że cały ten bum gospodarczy potrzebował nowych fabryk, hut, cementowni itp. Itd. Zaciągane były na to kredyty. Olbrzymie kredyty… Ale były one spłacane. Błędem było to, że uwalniając gospodarkę w jednym końcu, nie pozwalano rozwijać się jej w innym miejscu. Za dużo chciano kontrolować. Ale i tak, czułem się wtedy mniej kontrolowany przez system, bardziej swobodny, niż teraz, niby w wolnym kraju, w którym nic mi się nie należy…
Przesadzam? Nie wydaje mi się że aż tak bardzo. Wtedy każdy był pewny jutra. Nie był wykorzystywany. Inwestował zdrowie, finanse, swoje siły w kraju. Nie myślano o wyjazdach za chlebem. „Ziemia Obiecana” była tu… A teraz… Przepisy, polityka, kary, złośliwości, prowokacje, niszczenie przeciwników, haki… Ten jest OK. co nic nie robi, a każdy w pracy jest zagrożeniem…
Przesadzam? Nie wydaje mi się że aż tak bardzo… ;-D        

sobota, 5 stycznia 2013

                 256. Owszem, miło jest mieć w okolicy super market, galerię handlową. Gdzie można tanio i wygodnie kupić jedzenie, ubrania…
Gdzie można zjeść, a na czas zakupów zostawić swoich milusińskich pod czułą opieką opiekunów na placach zabaw. 
            Ale traktujmy to jako alternatywę, jeden z wielu pomysłów na spędzanie czasu… Stajemy się wygodni - galerie nam to zapewniają. Ale to nie może być sensem naszego życia.             Oglądajmy telenowele - ale niech one nie stają się celem, tylko jednym ze środków nieabsorbującego spędzenia czasu.
Korzystajmy z komputera, ale traktujmy go jako rozrywkę, źródło zdobywania wiedzy. A nie jako obowiązkowe zajęcie po pracy, czy maszynę do gier, bo sami staniemy się zakładnikami sprzętów i wirtualnej rzeczywistości.
Jest więcej czynników wpływających na nasze życie, rozwój, ewolucję. Są przyjaciele, rodzina, dzieci. One też potrzebują poświęcenia, pracy, nie zdajemy często sprawy jak wiele… Zamykamy się w pokojach, halach gdzie zarabiamy na utrzymanie domu, samochodu, na urlop.
A inni wykorzystując naszą naiwność, chęć spełnienia, podlizania, zaspokojenia swoich ambicji, potrzeb. - W gabinetach biur, w zaciszach domowych śmieją się z nas…
Oni mają wszystko, a my służmy im tylko - swoją pracą - do zaspokojenia następnego obiektu pożądania…  A gdzie w tym wszystkim jesteśmy my?
Czy to nie jest znowu pewna forma niewolnictwa? Żyjemy, pracujemy dla zaspokojenia potrzeb pana… A PAN ma mas w d…
On korzysta z milionów, miliardów. Omija płacenie podatków, żyje na nas i z nas, nie dając nam nic z siebie w zamian. Nosi się jak paw.
Wypłata, czy jałmużna? Pewność zatrudnienia, czy umowy śmieciowe? Walka szczurów, czy praca w miłym życzliwym zespole… Wykorzystanie, wyżymanie, pracownika do ostatniej kropli i wyrzucenie z pracy, - czy ścieżka awansu od sprzątaczki do dyrektora…
Muzułmanin musi choć raz w życiu udać się do Mekki. Musi się modlić kilka razy dziennie. Musi ofiarować przynajmniej raz w roku jałmużnę ubogiemu bliźniemu. Nie pije, nie pali. Umiera bez spowiedzi z całym garbem grzechów na plecach. To było by piękne, gdyby nie fakt świętej wojny. Zburzenia „dwóch wież” przy pomocy „samolotów” dla pokazania wyższości swojej wiary…
Czy tu czymś się różni chrześcijanin, który dla kasy, podlizania się zwierzchnikowi, wywali z pracy jedynego żywiciela rodziny? Czym się różni instytucja, która obala rządy innych krajów dla zachowania władzy i utrzymania się na rynku… Czy to jest ewolucja, czy to już jest bandytyzm… Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Syty nie zrozumie głodnego, bogaty biednego, zdrowy chorego…
Pytam więc… Czy sens naszego życia zależy w tej chwili od nas. Czy od tych co mają na nas jakikolwiek wpływ… Czy mają rację ONI, czy to co drzemie w nas, naszych genach, wychowaniu, naszych wartościach. 
Czy w tej chwili byłby możliwy zryw robotników, powstanie „Solidarności”? Czy teraz jesteśmy w stanie mieć swoje zdanie, mieć wpływ na swoje życie?
Możesz spróbować… Idź do dyrektora, menagera, właściciela i przedstaw swoje zdanie na temat działania firmy. Będziesz miał szczęście gdy zostaniesz przyjęty, wysłuchany i nie zwolniony… Najczęściej, jak masz swoje zdanie, to jesteś niebezpieczny, zagrażasz komuś, bo możesz awansować i zniszczyć przełożonemu karierę.
Ile to razy zostawałem ustawiany do pionu, skrytykowany, w momencie gdy byłem szczęśliwy że coś się udało, przyniosło zyski firmie, komuś pomogłem…
Nie chcę by zabrzmiało to patetycznie, ale za moich młodzieńczych lat, liczyły się nieco inne wartości niż teraz… 

piątek, 4 stycznia 2013

                   255. Pieśń o Narodzeniu Pańskim – utwór Franciszka Karpińskiego, popularnie znany jako kolęda – „Bóg się rodzi” powstał w Dubiecku nad Sanem. Kolęda, wraz z innymi utworami składającymi się na "Pieśni nabożne", zabrzmiała po raz pierwszy w 1792 r. w Starym Kościele Farnym w Białymstoku. W tym samym też roku ukazało się jej i innych "Pieśni nabożnych" pierwsze wydanie sporządzone w klasztorze oo. Bazylianów w Supraślu.
…Może i z punktu widzenia Centralnej Polski, Region Podlasia należy do Polski B…
Bo postęp, cywilizacja, fabryki… Mentalne zacofanie…  
Ale ja uważam, że to tylko jeden z regionów Rzeczypospolitej. To tu królowie i ówcześni możni spędzali czas wolny… Bawiąc się i polując, rozmawiali o swoich planach, poglądach, nawiązywali nowe znajomości. Ładowali akumulatory…
Przykro mi jest czasem słuchać lekceważących tekstów dzisiejszej elity, „Warszawki” dotyczących naszego regionu. Ukazują oni tylko albo czarne, albo białe aspekty charakteru tutejszej ludności.
Niestety, tak tutaj nie ma. To jest region łączący dwie cywilizacje, wschodnią i zachodnią. Tu nie jest tak, albo inaczej. Tu się wszystko zapętla…
Tylko ci co interesują się historią, mogą wiedzieć jaki niesamowicie ciekawy to region. Chyba tylko kraje byłej Jugosławii mogą pobić na głowę ten tygiel etniczny wschodniej Polski… ;-D   

czwartek, 3 stycznia 2013

             254. Wszystkiego dobrego w Nowym 2013roku!!! ;-*
U mnie zaczął się on grypą, która pomały już ustępuje. Na szczęście... Stąd ta kilkudniowa zwłoka... ;-D Teraz dochodzę do siebie i zaczyna mi się już cokolwiek chcieć robić. A więc do roboty. Następny temat wywolany do tablicy to... 

            Człowiek opętany… Ciekawe, interesujące, zaskakujące... Skojarzenie? – Czy to nie czasem już - Rzymskie Igrzyska?...

Samo przychodzi do głowy przysłowie: Ciekawość - to pierwszy stopień do piekła... Ciekawe, jak to jest być opętanym? Co się czuje? Tak podglądnąć z daleka, z boczku, być świadkiem, ale nie rodziną, a już broń Boże bohaterem…
Ciekawe co jest w środku? Co się czuje gdy się umiera?... A może poderżnąć gardło koledze... Ciekawe ile on „ma żyć”?... Czy umrze od razu, a może logicznie z nami porozmawia?...
 A może by tak kogoś sklonować, zmienić kolejność genów?... Co się stanie. Jakież to interesujące…

Czy dla własnej próżności nie wchodzimy niebezpiecznie na podwórko nie przeznaczone DLA NAS? Bóg jako ciekawostka... Diabeł jako ciekawe doznanie? Co się stanie gdyby...
Ach jak dobrze że to mnie nie dotyczy tylko ... ... ... ???
Wiem że przesadziłem, jestem tylko człowiekiem. Ale gdyby tak Bóg naprawdę obok nas stał... Czy nie było by przegięciem wtranżalanie się z czystej ciekawości w jego sprawy? Czy dogmat wiary, nas do tego upoważnia? Dziennikarstwo, media, chwytliwy temat, czy nas usprawiedliwia?
Kumacie temat?
Włażenie z butami w cudze życie. Bycie najlepszym sobie lekarzem. Laickie wtrącanie się w kompetencje naukowców. Wyższość jednej religii nad drugą…
Czy potrzebna jest śmierć Księżnej Diany. Czy potrzebna jest tragedia Smoleńska, byśmy się na chwilę zatrzymali, zastanowili...
Do czego jest nam ta cała cudza prywatność potrzebna?...