Łączna liczba wyświetleń

piątek, 30 marca 2012

139.  Wymieniają nam teraz liczniki gazu. Co jakiś czas, zgodnie z wytycznymi muczą to robić. Tak samo jest z licznikami wody. Dobrze że mamy elektroniczny licznik ogrzewania. Tu wystarczy wymienić co 5 lat baterię za 200zł. Naprawdę się opłaca! W tym roku, pierwszy raz w kwartale zimowym, czynsz za nasze 65m przekroczył 400zł za miesiąc. Ot jakoś się żyje. Tylko gaz mamy w tej chwili zakręcony. To wszystko przez tego Tuska – dostosowuję się do ogółu niezadowolonych… Cha, cha  ;-)))))  Wyszło mi?    

czwartek, 29 marca 2012

138. Stwierdziliśmy z żoną, pracując w tamtych czasach w Niemczech, że wiele osób, znaczy Polaków, nie przyjeżdża tu pracować tylko szybko się wzbogacić jak najniższym kosztem, wykorzystując innych. Opowiadało cuda nie widy o sobie i jakich to mają znajomych. Nie znając prawie w ogóle języka obcego, wykorzystywali osoby mające jakikolwiek autorytet i rozmawiali w tym języku, by nieprawdziwe informacje o sobie przekazywali Niemieckim pracodawcom i pracownikom. Najczęściej byli to podli ludzie i na pierwszy rzut oka było widać że kłamią.
Jednak w śród nich były też i osoby bardzo inteligentne oraz obyte w różnym towarzystwie. Kilka razy, na początku daliśmy się dla nich wykorzystać i tylko dobra znajomość języka pozwoliła nam się ustrzec przed kompromitacją. To niesamowite, ale zdarzały się osoby przyjeżdżające do pracy na obcą wizę i paszport. Zachowywały się poniżej jakichś standardów, bo wszystko co zrobią i tak nie szło na ich „konto”.
Wiele zachowań Polaków przedstawianych później w niemieckich mediach niestety, musimy stwierdzić, były prawdziwe. Poznaliśmy w swojej karierze takich ludzi. Przez nich na pewno cierpieli inni, którym mogliśmy pomóc, lecz znając takie przykłady, już nie chcieliśmy. Otaczaliśmy się tylko ludźmi znanymi, których byliśmy pewni. Reszta była przez nas ignorowana. Dzieliliśmy się na nas i tych drugich. Nie szukaliśmy już kontaktu z rodakami, wręcz ich unikaliśmy. Bywało tak, że w Niemieckich marketach milczeliśmy, lub mówiliśmy po Niemiecku, gdy pojawiała się grupka pracowników z Polski.
To nie było u nas zarozumialstwo, lecz zwykła samoobrona, nigdy nie można było być pewnym na kogo się trafi.
Teraz to się trochę zmieniło. Wyjeżdża wielu ludzi uczciwych, zostawiających w kraju rodziny, z pewnym dorobkiem, prawdziwych fachowców, chociaż w podstawową znajomością języka... Tak jak i wszędzie zdarzają się czarne owce, ale to już nie taka skala jaka była przed laty.
Teraz słyszy się, że i u nas w kraju, podczas pracowniczej walki szczurów ujawnia się coraz więcej takich elementów jak kiedyś za granicą. Mam tylko nadzieję, że ta tendencja będzie się zmniejszać a nie rosnąć…
Jednak do tego potrzebna jest zdecydowana reakcja tej „normalnej” części społeczeństwa, ale przy takim bezrobociu i takim stosunku pracodawcy do pracownika, to czasem wygląda jak walka z wiatrakami… ;-D            

środa, 28 marca 2012

137.  W Niemczech zaczynaliśmy pracę od wyjazdów kilku tygodniowych, po trzymiesięczne kontrakty. Pracowaliśmy u ogrodników. Na polu najczęściej przy sałacie, marchwi, brokułach i kalafiorach. A w szklarni najwięcej czasu zajmowała nam praca przy pomidorach.
Gdy wyjeżdżaliśmy na wiosnę, zaczynaliśmy od przygotowywania „Grodanów” i sadzeniu sadzonek . Potem było przygotowywanie sznurów i pielęgnacja przy pomocy różnego rodzaju sprzętu i wózków. Potem już było zbieranie i pielęgnacja różnego rodzaju gron i pojedynczych pomidorów. Wiele się wtedy nauczyliśmy. Byliśmy dobrzy w tym co robiliśmy. Podczas wyjazdów jesiennych zajmowaliśmy się pod koniec likwidowaniem upraw i dezynfekcją szklarni.
Pracowaliśmy przy „Bonie” odmianie fasolki, przy „Redich”, białej długiej rzodkwi. Dziwiło nas, że tak wiele warzyw z plamkami, niewybarwionych odpowiednio, czy krzywych idzie na kompost. Przecież to im nie odbierało w żaden sposób wartości odżywczych. Mówiliśmy, że ludzie głodują na świecie, a oni wyrzucają takie dobre jedzenie…
Dziwiliśmy się gdy kazano nam po badaniu ziemi na certyfikat zdrowej żywności, sypać aż tyle sztucznego nawozu między rzędy warzyw. To nam się nie mieściło w głowie, Niemcy i takie oszustwo…
Przez kilka lat nie Brałem ogórków do ust, gdy szef pokazał nam, jaką dziurę wypala w betonie środek przeciw zapychaniu się cienkich rurek nawadniających korzenie tych roślin. No cóż, lubię ogórki, a prawie wszystkie warzywa są produkowane teraz w tym systemie. Nie jeść? Ludzie jakoś to jedzą i żyją długie lata. Jak oni jedzą to i ja mogę… Ja jako z wykształcenia ogrodnik o tych sprawach wiem, a czy o tym mówić ludziom? Próbowałem, nie wierzą…
Jednak czy podawać takie warzywa ze sklepu dzieciom, to już bym bardzo się wahał. Chyba bym szukał znajomego działkowca lub rolnika na wsi, któremu można by było zaufać. Produkującego warzywa na naturalnych nawozach nie stosującego wielu środków do ich ochrony… 
No cóż, takie mamy czasy, zwą je cywilizacją… 

wtorek, 27 marca 2012

  136.  Nigdy, będąc młodzi,  nie czekaliśmy na to by ktoś nam coś dał. Wiadomo, kasy nigdy nie było wystarczająco, zwłaszcza że miało się jakieś marzenia i ambicje. Ale żeby liczyć na kogoś?... Raczej odwrotnie…
Gdy mieszkając na wsi chcieliśmy mieć telefon, to razem z sąsiadami i mieszkańcami innych wiosek, stworzyliśmy komitet telefonizacji wsi. Zrobiliśmy składkę, dostaliśmy dofinansowanie, zrobiliśmy plany, ściągnęliśmy sprzęt, pojechaliśmy so Ożarowa po kable. Po roku wszyscy chętni mieli telefony. To samo było z wodociągiem.
Na wsi w gospodarstwie jak wiadomo, raz jest lepiej raz gorzej. Huśtawka cen zawsze była normą. Cena kredytów była czasem tak wysoka, że aż ciarki przechodziły po plecach.
Szukało się pieniędzy wszędzie. Najlepiej było je zdobyć pracując na „zachodzie” Owszem, by pracować tam legalnie, potrzebna była wiza. To nie były czasy teraźniejsze, Wszystko trzeba było załatwić samodzielnie i swoje odstać przed ambasadą w Warszawie. My wybraliśmy kierunek – Niemcy. No i były pieniądze na samochód, kotły, meble. Nie prosiliśmy nikogo o nic. Pierwsi w gminie mieliśmy zmywarkę do naczyń, gdzie środki myjące można było kupić tylko w jedynym Pewexie w Białymstoku. Mieliśmy także mikrofalówkę, krajarkę do chleba…
Sąsiedzi nam zazdrościli, rodzice byli z nas dumni. Radziliśmy sobie bardzo dobrze. Jako pierwsi mieliśmy na podwórku porządek. Rosły kwiaty, było oczko wodne, skalnik. Trawę na podwórku kosiliśmy kosiarką elektryczną. Dawaliśmy sąsiadom przykład że można żyć inaczej. Nawet z psem wychodziliśmy na smyczy, a nasze codzienne spacery odbijały się głośnym echem po okolicy. Mieliśmy pracy co nie miara, trójkę dzieci i czysto w domu oraz w całym gospodarstwie. To się nie mogło zmieścić niektórym w głowie.
Myślano że nic nie robimy, a pieniądze spadają nam z nieba. Pracowaliśmy pod dachem, sami, po cichu, więc nikt nie widział naszej pracy. Czasem tylko światełko w oknach pieczarkarni, gasnące nad ranem mogło mówić kiedy chodzimy spać.
Pracą sterował zegarek.
Rano - żona dojenie i mleczarnia, ja - giełda w Białymstoku. Żona – wyprawia dzieci i zawoziła je do szkoły. Ja wracałem do domu. Chwila odpoczynku i znowu do pieczarkarni, albo po torf, obornik, praca i porządkowanie, Obiad, o stałej porze, chwila na kawę i ciasto o szesnastej. A potem znowu do pieczarkarni, lub do torfu, zwożenia słomy, robienia siana. Dokładnie wiedziałem co będę robił w danym momencie za trzy miesiące, bo w takim mniej więcej żyliśmy systemie. Jak wyjeżdżaliśmy do pracy w Niemczech to trzy miesiące wcześniej musieliśmy to zaplanować.
Dzieciom ten system odpowiadał, zawsze wiedziały gdzie w danym momencie jest ktoś z rodziców. Były spokojne, bo wszystko było zaplanowane z góry. Każdy następny dzień był wspólnie omawiany przed snem z żoną, najczęściej na wieczornym spacerze.
Czy było nam ciężko?... W żadnym wypadku!!! Po prostu wszystko było u nas zorganizowane jak w zegarku i wszystko robiliśmy wspólnie. To był wspaniały i szczęśliwy okres w naszym życiu. Nie odczuwaliśmy jakiejś presji, mięliśmy marzenia i systematycznie do nich dążyliśmy. A jak coś nam nie wychodziło, dostosowywaliśmy się, lub zmienialiśmy plany. Zawsze wspólnie… ;-D 

poniedziałek, 26 marca 2012

 135.  Biłystok w Google!!! Od pewnego czasu możemy się przejść wirtualnie ulicami naszego miasta. Tak jak już na przykład po NJ, czy Vancouwer … ;-D
Jak ktoś nie wie jak to się robi - wpisuje się Białystok w mapie Google, robi największe zbliżenie, w lewej części mapy jest ludzik, przeciąga cię go myszką na mapę i hulaj dusza po Białymstoku. Mój blok to Grottgera 3, ten niebieski ;-D Jest na mapie nawet kolega ze szkoły Mirek Cz. Stoi przed swoim sklepem... ;-)))
Zapraszam, dla mnie to fajna zabawa, zwłaszcza że znam to miasto od podszewki... ;-D

piątek, 23 marca 2012

134.  Czy nie wydaje się Wam, że (OGÓLNIE! ;-D) nasze dzieci teraz więcej wymagają od swoich rodziców niż my kiedyś od swoich?
Większość moich znajomych, zaraz po szkole średniej rozpoczynała swe rodzinne życie od mieszkania na stancji. Pracowali dorabiali się, by z czasem zamieszkać w swoim mieszkaniu, jeździć swoim maluchem itd. Rodzice bardzo niewiele im wtedy pomagali. Bo nie bardzo mieli jak.
Teraz dzieci są na utrzymaniu rodziców dłużej. Naukę kończą zdobywając magistra, a to im czasem też jest za mało. Są na garnuszku rodziców, zamieszkują akademiki lub stancje, dostają od rodziców pieniążki, nic ich nie kosztuje. Moja trójka była na moim utrzymaniu o 5 lat dłużej niż ja na maminym… ;-D
Rodzice często dokładają się później do mieszkania, lub bogatsi je im nawet kupują. Potem samochód, meble i pilnowanie wnuków. Tak jakby rodzicom nie należało się nic więcej od życia tylko dalej musieli opiekować się dziećmi, wnukami i oddawać z miesięcznej emerytury sporą część na rozrywki dzieciom i zabawki wnukom.
Nie opisuję tu reguły, ale tak jest często bardzo. A to żeby im było lżej niż nam. A to że jest bezrobocie, a to że mało płacą, itd. itp. … Być może jak ma się jedno czy dwoje dzieci, jak się jest zdrowym i ma dobrze płatną pracę to zdaje egzamin… Ale jak ma się wiele dzieci?…
Cały obecny system wydaje mi się nie bardzo… ;-D
Najczęściej żyje się na garnuszku „państwa”, ledwo wiążąc koniec z końcem…

Doskonale zdaję sobie sprawę, że naturalną rzeczą jest w naszym instynkcie przedłużenie gatunku, a także wychowanie i pomoc dzieciom. Gdy los pozwoli i ma się jeszcze kilka lat życia w zdrowiu, pomagamy w wychowaniu wnuków. Tak jest zapisane w naszych genach i nic na to nie poradzimy… ;-D
Uważam jednak że nasze dzieci przeciągają już strunę. W pewnym wieku już nie bardzo nam się chce pracować jak kiedyś. Nie mamy już tyle siły by wyręczać we wszystkim dzieci. Nasi rodzice postępowali nieco inaczej. Pomagali nam z doskoku. A nasze dzieci bardzo lubią nadal siedzieć na garnuszku rodziców i mówić, jakież to są teraz trudne czasy…
Przepraszam, ale my mieliśmy jakieś skrupuły. Nie wykorzystywaliśmy aż tak swoich rodziców, a wręcz odwrotnie, chciało się im ulżyć.

Wiem wiem! Sporo ludzi ma kasę i stać jest im kupować kłady na pierwszą komunię i wycieczkę do Chin w prezencie ślubnym. Nie mówię tu o nich… Mówię tylko o tym, że nasze dzieci, obserwując tych bogatszych, niejako zmuszają nas do wzmożonego wysiłku, bo oni też tak chcą, bo inni tak mają… A ja chętnie bym odpowiedział na to - a figa… ;-D Trzydzieści lat byłeś na naszym garnuszku. To teraz my będziemy na garnuszku waszym… :-D
Ciekawe jaka by była reakcja… ;-)))
Nam się też chce pójść do teatru, pojechać na wycieczkę, pójść na basen, czy imprezę. Nie chce nam się tylko siedzieć w domu i tak jak do tej pory tylko ciężko pracować i oszczędzać…
Aby tylko dzieciom niczego nie brakło, by mieli co jeść i dobrze się ubierały. A wiecie ile to wszystko kosztuje? W moim wypadku to były trzy luksusowe samochody…
Czy mam prawo powiedzieć: Teraz wasza kolej? Uważam że mam!       
Ja dostałem wędkę, też od swoich rodziców, ale różnica była taka, że musiałem już radzić sobie sam i to niedługo po ukończeniu 20 roku życia…
Dzieci zbliżając się pod trzydziestkę i często nadal mają pstro w głowie.
Rodzina, dzieci?... Jest jeszcze czas…. Jakby co, zawsze jeszcze możemy liczyć na swoich rodziców… Możemy zawsze jeszcze wrócić do domu… ;-D Teraz chcemy jeszcze poszaleć.

Szkoda tylko że jakoś nikt nie zwraca uwagi na możliwości rodziców… ;-D

Chcielibyśmy żeby zaczęli wreszcie poważnie zarabiać. Chcielibyśmy by ułożyli sobie życie u boku partnera, pozakładali rodziny. Chcielibyśmy doczekać się wnuków.
Kurde, a oni myślą że ile oni będą żyli i że może ich dzieci będą inne? One wychowując dzieci będą dziesięć lat starsze od nas… A my już się starzejemy i mamy coraz mniej siły…

Przepraszam, trochę sprowokowałem. Pokazałem inny styl myślenia i przesadziłem w opisie. Ale czy naprawdę aż tak bardzo?…  

czwartek, 22 marca 2012

133.  25 lat temu, niewiele wiedziałem o komputerze i internacie. Wszystko wtedy było takie wielkie, toporne, wolne… ;-D   Pamiętacie te komórki wielkości cegieł? Hm…  ;-D
Zmieniło się co nie? Już nadano pierwszą wiadomość z prędkością światła, dzięki niedawno odkrytym neutrinom. Ciekawy jestem jak będą wyglądały komputery, komórki, sprzęt TV za na przykład 25 lat? Ja myślę, że to już będzie bardzo maleńkie, a przekaz będzie trwał… No właściwie nie będzie trwał bo będzie taki szybki… ;-D
Obraz i inne dane będziemy odczytywali na czymś takim jak teraz mają piloci, czyli na jakiejś dostawce okularowej. A może i tego już nie będzie …
Pamięci w sprzęcie już nie będziemy potrzebować, bo wszystko będzie połączone i ultra szybkie. Telewizję, a raczej coś podobnego, będziemy oglądać na „ofoliowanej” ścianie, a komórka… No właśnie, wszystko będzie w jednym systemie i nazywać się będzie: Lap-Kom-TV… ;-))) 
Niesamowite, dzisiejsza komórka ma więcej pamięci niż ten komputer co był na księżycu…
Było kiedyś takie przekleństwo, „ obyś żył w ciekawych czasach”. Czasy są bardzo ciekawe… Czy wszyscy teraz jesteśmy przeklęci?... ;-D 

wtorek, 20 marca 2012

132. Jak tylko pojawiły się plany budowy na Podlasiu fabryki Ikea, to wszyscy byli zadowoleni i trzymali kciuki aby powstała i dała zatrudnienie ludziom z regionu. Jak już powstała i woda z placu manewrowego dostając się do strumyka obok fabryki i zatruła dwie żaby, to wrogów fabryki było już bez liku… Jako że fabryka nie mogła obyć się bez energii elektrycznej, pobliscy mieszkańcy zaraz dostrzegli szanse zarobku i wstrzymali pracę powiadamiając prokuratora i środki masowego przekazu…
Zamiast pomagać, współpracować i zwracać uwagę na błędy, wytacza się od razu największe działa. Prokurator, ochrona środowiska, telewizja, była bombardowana faktami jak ta firma źle działa na ich okolicę.
Fakt, to wszystko miało miejsce. Ale efekty nagonki były niewspółmierne do winy firmy i niedociągnięć lokalnej władzy. Tylko ten co nic nie robi nie popełnia błędów.

Dla mnie to było chore… Na moich oczach i w obiektywach kamer telewizyjnych, niemal nie całowano pięt władz Ikei za to że zechciała postawić tu zakład pracy. A już przy pierwszym potknięciu, chciano pozamykać kierownictwo i administrację w więzieniu…
No kochani, ja to mam chory i zwapniały mózg, ale to co inni mają w głowie, to już przekracza wszelkie normy zdrowego rozsądku…
Nic dziwnego, że wielu polaków za granicą nie przyznaje się skąd pochodzi. Nic dziwnego że obce narody śmieją się z naszych narodowych przywar. Dla mnie, mieszkającego tu, znającego historię i mentalność ludzi, też czasem w kieszeni otwiera się scyzoryk.
Nie rozumiem skąd bierze się tyle złości, zawiści, wrogości i jadu na przemian z gościnnością, tolerancją, uśmiechem i sympatią… Jedne złe słowo wystarczy by z satysfakcją zgnoić człowieka… Dlaczego? Gdzie w tym wszystkim jest słowo przepraszam, dystans do sprawy i obiektywizm?
131. Wiosna wiosna wiosna, piękna i radosna. ;-)))
            W tym tygodniu trzeba zmienić już opony, umyć samochód… A i rower mój kochany trzykołowy trzeba przejrzeć, napompować i nasmarować. Chce się już gdzieś pojechać. Wyjść z gawry i zrzucić z barków resztki snu zimowego…
            Mieszkam na północy kraju, ale i tu zaraz pojawią się pierwsze kwiaty przed domami. Ciekawe jakiego w tym roku spotkam bociana? Lecącego, czy siedzącego na gnieździe?… ;-D
Będę robił czasem  dłuższe przerwy w pisaniu, więc nie obrażajcie się. ;-D Wpadajcie tu nadal. Mi się chce też odetchnąć czasem świeżym, wiosennym powietrzem… Trzeba z tego korzystać dopóki można… ;-*    

poniedziałek, 19 marca 2012

130.   8 marca, Walentynki Co o tych świętach myślą kobiety, a co mężczyźni? No nie… Że to dobry biznes, wiemy wszyscy. Nauczyliśmy się tylko myśleć o finansach... ;-D. Nie taki był temat…

8 marca – Międzynarodowy Dzień Kobiet. W sumie powstały dzięki kobietom i tak przez niektóre z nich znienawidzony. No wiecie, pończochy, goździki, przesłanie…
No może urodziny są złym u nas przykładem, ale imieniny? Wszyscy chcą świętować, Sporo osób robi nawet prywatki, czy jakieś tam… ;-D A Sylwester, Święta? Czy uważamy je za coś złego?
A czym jest aktualny Dzień Kobiet? Budzącym takie straszne reakcje społeczne? Czy to coś złego jak mężczyzna, na przykład ja, kupię kwiatek swojej Kobiecie, ugotuję obiad czy kolację i razem wypijemy lampkę szampana przy świecach? Tak postępuję na przykład przy uczczeniu rocznicy naszego ślubu, jej urodzinach.
Ależ ze mnie jest antyfeminista! Be gościu be… ;-D
Jakimi są anty… ci co świętują ten dzień w zakładach pracy, urzędach?  A fe, a wstyd…  Jeden dzień świąt a reszta… No właśnie…
Mnie uczono, że jeśli jest jakaś wina, to leży ona po obu stronach… Więc proszę nie robić afery tam, gdzie jej nie ma… ;-)))

Każda okazja jest dobra do świętowania, czy to są walentynki, czy halloween, czy Pierwszy Maja. Należy się cieszyć że jest. Że komuś w ogóle przyszło do głowy by je stworzyć. Dzięki temu jeden dzień nie przypomina drugiego, możemy do siebie się uśmiechnąć, zagaić do siebie inaczej niż zawsze…
Czy żyjemy tylko po to by spieprzyć komuś humor, by podobne do siebie dni nam się dłużyły? Czy liczy się tylko kasa, skrytykowanie kogoś, obojętność… ;-/ Jak tak to współczuję…
Ja tam wolę się cieszyć każdym dniem danym od „Stwórcy”. Uśmiechem witać każdy dzień, pocałunkiem żegnać. Tolerancyjnie i życzliwie być nastawionemu i nastawiać innych by postępowali w miarę możliwości w ten właśnie sposób… ;-D  

piątek, 16 marca 2012

129.  Wielkie agresywne, korporacje na tle kryzysu radzą sobie znakomicie. Przykład Islandii i wielkich hut aluminium, powiązanych finansami banków i przepływem kapitału…  Takie skromne przykłady…

Krajowe, preferencyjne inwestycje, za społeczne, czyli podatników pieniądze. Korporacje stać jest na wykorzystywanie i kolaborowanie lokalnych władz do pomnażania kapitału. A gdy ceny na przykład aluminium spadają. Te tygrysy światowej finansjery się przyczajają,  by w odpowiednim czasie zaatakować w innym miejscu…
Jak nie pójdzie dobrze to na dno idą społeczności i cale narody. Czy ktoś słyszał o bankrutujących korporacjach? A o korporacyjnych wielkich przejęciach? No właśnie… Korporacje sobie poradzą…

A kraje takie jak Polska, jakie mają szanse w takim zderzeniu? Wiecie że roczny budżet takiej korporacji jest trzy razy wyższy niż Polski?
W Indiach była największa katastrofa chemiczna na świecie. Czy ktoś o niej słyszał? A o Czarnobylu każdy… Nikt w Indiach, nie poniósł konsekwencji tego stanu. Umowy były tak sporządzane, żeby nikt nie zawinił. Nie ma żadnych pieniędzy na leczenie tych kilkudziesięciu tysięcy cierpiących ludzi. Nie mówiąc o skutkach psychicznych i zdewastowanej przyrodzie.
A korporacje się połączyły i mają się świetnie… ;-))). Kilkadziesiąt tysięcy ludzi nie żyje i w sumie żadnych odszkodowań…
Korporacje z nikim się nie liczą, są ponad prawem. Nawet kraje o miliardowym społeczeństwie nie radzą sobie z nimi. One nawet na wodzie i czystym powietrzu robią intratne interesy… A spróbuj tylko na forum publicznym ich skrytykować. Hmm… ;-/

czwartek, 15 marca 2012

128. Czytając Blogi, w tym przypadku mam na myśli  - BlogDarka – odbieram wrażenie, że nauczyciele, zresztą tak jak wielu innych reprezentantów „niezastąpionych”,  zawodów, uważają się za pępek świata.
Krytykują wszystko i wszystkich bez wyjątku. No bo weźmy przykład: Ministra edukacji. Coś źle zarządził, ustawa się nie spodoba i już jest oblepiony od dołu do góry błotem... ;-D (Ha, gdyby tylko… ;-D)

No dobrze, (tak sobie myślę) ale ktoś takich ministrów przecież wykształcił, któżby inny jak nie nauczyciele. „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie”. Sami sobie takiego ministra wykształcili… Więc czy czasem nie do siebie powinni mieć pretensję? Nie siebie oblepiacie aby tym błotem?... Może dlatego jesteście tacy napastliwi… ;-D

Znacie moją tendencję do cofania się w zamierzchłe czasy. Człowiek pierwotny, zaspokajał najpierw swoje potrzeby fizjologiczne. Musiał się najeść, „odrzygnąć”, spłodzić potomka, zatroszczyć się o jaskinię, ogień, żarło. ;-D
Zaś hen… Dopiero potem, powstawały społeczności, zależności od przywódców α, β, γ. Zaczęto myśleć o szamanach, sensie życia, jak zbudować łuk… no i takie tam filozoficzne rozprawki i nauki przedmiotowe. Człowiek zdobywał doświadczenie… ;-)))

Tak w międzyczasie, pragną bym uprzedzić wredne komentarze i stwierdzić fakt, że uczono mnie, aby najpierw dowiedzieć się co też pisarz miał na myśli… ;-D   

Była Skłodowska, Pasteur, Darwin… Mędrcy wcześniejsi i późniejsi… Owszem, ale była jakaś kolejność, zależność, logiczna historyczna w sumie całość.
Dyskutowali między sobą, się spierali, wyciągali wnioski. Korzystając z myśli innych nauczali i się, uczyli… Rozwijali się.
I tu chciałbym powtórzyć to co napisałem wyżej…
(…)
No dobrze, (tak sobie myślę) ale ktoś takich ministrów przecież wykształcił – któżby inny jak nie nauczyciele... „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie”. Sami sobie takiego ministra wykształcili… Więc czy czasem nie do siebie powinni mieć pretensję? Nie siebie aby przy okazji oblepiacie błotem?... Może dlatego jesteście tacy napastliwi… ;-D
(…)
Lekarz wyuczył takiego, a nie innego lekarza. Kierowca – kierowcę. Ksiądz - księdza… No i nauczyciel – Ministra… ;-D

 Najpierw „pytając-odpowiadając”, pomyślmy co chcemy osiągnąć. Później - prowokując jak nie umiemy inaczej, krytykujmy, jątrzmy, a osiągnąwszy cel i wyciągajmy wnioski! Uczmy się, a nie cofajmy!…  Bo tak jak czasem są sformułowane komentarze na Blogach, to naprawdę nie trzeba kończyć żadnej szkoły… ;-/
Acha, przydało by się jeszcze w tym dyskusyjnym tyglu trochę kultury, pokory, no i wspominanej zawsze „tolerancyi”… ;-D

środa, 14 marca 2012

127.  Po wypadku kolejowym na Śląsku, wiele się zaczęło mówić o zasadności wprowadzenia żałoby narodowej w całym kraju, po tak „skromnym” wypadku…
Taka ilość ludzi, a nawet czasem znacznie większa, ginie codziennie na naszych drogach… Jest to tragedia, ale raczej rodzinna. Takich dramatów codziennie w kraju są dziesiątki. Ludzie giną na drogach, umierają w szpitalach, mają wylewy, zawały.
Nie należy ludzi dzielić na tych którzy giną w medialnych katastrofach i na tych co umierają cicho we własnych domach nie skupiając na sobie niczyjej, oprócz rodziny uwagi.

Ludzie którzy tracą wiele tysięcy złotych, zrywają kontrakty, przerywają trasy koncertowe, Etc. Mimo rozumienia tragedii rodzin, nie rozumieją dlaczego to oni mają ponosić straty i w pewnym sensie odpowiedzialność finansową za wypadki powstałe przecież nie z ich winy…
Ja to rozumiem i od wielu lat jestem przeciwny wprowadzaniu takich praktyk. Myślę że takie tragedie powinny łączyć ludzi nie pod okiem kamer, ale pod wpływem zwykłych ludzkich uczuć, w milczeniu, prywatności. Bo to nie jest spektakl dla kompletnie obojętnych, jedynie tylko zaciekawionych widzów…
Od razu powiem, dla tych co hołdują przeinaczaniu sensu słów… - Odpowiedzialne osoby muszą ponieść konsekwencje. To jasne… Ale cala reszta powinna odbyć się w gronie rodzinnym, nie na ogólnie dostępnym „Świeczniku”. 

 Przepisy o wprowadzaniu żałoby narodowej mówią wyraźnie kiedy powinien być wprowadzony. Niestety nagminnie jest przesadnie interpretowany i wprowadzany na siłę przez władze.
Ja uważam, że to wszystko jest w celu przypodobania się wyborcom. No bo innego wytłumaczenia nie widzę…

wtorek, 13 marca 2012

126. Ciekawy jestem czy stać było by teraz młodzież na zrywy patriotyczne, takie  w jakich uczestniczyli ich dziadkowie, pradziadowie?…
Kto teraz młodych ludzi wychowuje w duchu poświęcenia i pracy dla dobra ojczyzny. Raczej pilnuj siebie i interesu najbliższych…

W szkole wspomni się mimochodem o historii narodu w którym żyjemy i to wszystko. No bo jakże być może inaczej. Program ustalony z góry, a za każdym uczniem idzie dofinansowanie z budżetu… Uczeń, dziecko, student, jest najważniejszy. Dyrektor, nauczyciel, katecheta, nawet profesor może teraz tylko pogadać… ;-D
A jak źle powie, to w dobrze znanym sobie gronie, bo inaczej precz z naszej wspaniałej społeczności - gospodarki rynkowej… Na bezrobocie... ;-D Mówić można teraz wiele, ale kto wspomina teraz o patriotyzmie, ojcowiźnie, szacunku dla tradycji i historii kraju.
A jak zechce nam się czasem stanąć do „pionu” , to zaraz nasz szef, urzędnik, cieć, powie gdzie jest nasze miejsce w szeregu.
Teraz każdy chyba ma „Ojczyznę w tyłku”… ;-/ 
Owszem, czasem się powie, naród, społeczeństwo, sprawiedliwość i wolność, przy okazji rocznic, mszy w kościele i gdy się osiągnie słuszny wiek. Ale nie mówi się tyle, gdy sami byliśmy uczniami… Wtedy wpajano nam jakieś wartości. W domu, nawet czasem w szkole.
Teraz tylko się czci rocznice. Człowiek się czasem gubi, irytuje, nie czuje potrzeby i związku z tymi wydarzeniami. A ci co „czują”, to raczej przypominają „kiboli stadionowych” i chuliganów z ulicznych manifestacji.
Oj czasy się zmieniają. Chciałbym wierzyć, oj chciałbym, że wszystko idzie w dobrym kierunku…

poniedziałek, 12 marca 2012

125.   Temat: Wyższość kobiety nad mężczyznami i odwrotnie. ;-)))
W dawnych plemionach, tak myślę, kobieta, przez co najmniej kwartał była wyłączona ze społeczności. Nie mogła , polować w 8 i 9 miesiącu ciąży, i w czasie karmienia.             Więc męska społeczność, odsuwała ją od tego rodzaju czynności. Kobiety zaczęły spędzać czas przy ognisku, gotowaniu, przyrządzaniu posiłków i uprawach... Choć mogły, nie uczestniczyły w „Męskich” zajęciach.
A mężczyzna był sprawny zawsze… ;-)))  
Były wyjątki, ale odizolowane i bardzo nieliczne.

Niżej w hierarchii od kobiet, byli już tylko niewolnicy. No i tak to trwało przez tysiąclecia…

Teraz czasy się zmieniły. Mężczyźni na równi z kobietami pracują, gotują, wychowują dzieci. Tak było i jest w naszej rodzinie. Ja uważam to za normę.

Normę w naszej kulturze, kontynencie.

Trzeba jednak pamiętać o tym, by żyć w tolerancji… Bo nie wszystko co nam jest jasne, bezdyskusyjne logiczne, musi być tym samym dla innych narodów… Nie mamy monopolu na mądrość. Nie zawsze musi być innym dobrze w tym, w czym my nie wyobrażamy sobie życia…

piątek, 9 marca 2012

124.   A gdyby tak na urlop pojechać latem do Włoch?
Ble, ble, ble, wymyślam… Zachciało się, kalece bez zarobku wyruszyć w świat. Gdybanie co by było jakby… ;-D
Ja jednak uważam że marzyć to piękna rzecz. Życie staje się ciekawsze, weselsze. A może kiedyś wygra się w lotto? I co?

Włochy… Mafia sycylijska, Ojciec Chrzestny, złodzieje na lotniskach i hotelu. Chrzczone wina, śmietnik i zaczepki na ulicach… Niestety, taki w mej duszy tkwi stereotyp Italii. Bronię się przed tym, wiem że to banał, wszędzie są takie elementy. Ale gdy mam coś wybrać … To aby nie było Włoskie… ;-/

Potrzebuję jakiegoś kopniaka, stwierdzenia „oj głupiś ty głupi” Przyjedź zobacz.
Gdy jeszcze nie byłeś w Niemczech uważałeś tam wszystkich za „Szwabów i Hitlerowców” i gdyby ci dano pistolet to byś do nich strzelał… A teraz? Nie odkręciło ci się aby wszystko w głowie o 180 stopni?... Z Włochami jest tak samo…
Ach te stereotypy…

Wszyscy Litwini są wrogo do Polaków nastawieni. Gówno prawda, byłem i wiem co mówię… ;-D I pewnie tak jest i z Ukraińcami, Rosjanami... Grupa to nie cały naród!
Czesi to Pepiczki których nie sposób traktować poważnie. Słowacy wszystkich Polaków nienawidzą. To też gówno prawda!!! Byłem, widziałem. Wiele można się od nich wszystkich nauczyć. A warto, bo każda Nacja ma nam coś do zaoferowania. Nieprzeciętnego, innego, oryginalnego, Coś co nam się ogromnie przyda.
Tolerancja, to chyba to, czego nam w poznawaniu świata najbardziej brakuje. Koniecznie musimy się tego nauczyć. Wcale nie jesteśmy lepsi od innych, jesteśmy jedynie czasem inni.
Pamiętajmy, by stereotypy nam w tym wszystkim nie przesłaniały - całego tego sedna… ;-D

czwartek, 8 marca 2012

123.   Po co ludzie pomnażają majątek, gdy do grobu i tak tego nie zabiorą… Dla dzieci, familii? A może było by lepiej, gdyby spadkobiercom stworzyć tylko warunki, a nie podawać wszystkiego na tacy, Dając tylko podstawy, obserwując, może będą szczęśliwszymi gdy do wszystkiego dojdą sami?…
Sami wybiorą co chcą osiągnąć, co ich uszczęśliwi, wybiorą swój własny cel. Może zamiast „uprawiać winorośl wolą łapać ryby” ?

A ci, co praca daje im taką przyjemność, niech sami skorzystają z tego co im łaskawy los zesłał, bawią się, jeżdżą na „ryby” na narty. Wyjdą z tego stanu pracoholika… ;-D
Po co pomnażać i pomnażać majątki? By dać zatrudnienie ochronie?… Po co?  Ludzie czasem bezdzietni mają miliardy i jeszcze uważają że to mało? Lecą ze Stanów ze zwierzątkiem do paryskiego weterynarza bo im lepiej pasuje. Acha, uważają że są nieszczęśliwi, że są oszukiwani, zastraszani.
Przecież dlatego ciężko pracują bo Muszą iść do przodu. Stać w miejscu to się cofać… ;-D
Bogaci biedacy, pracoholicy, ależ mają problemy… ;-D
A dla mnie by wystarczyło gdybyśmy mieli z żoną zamiast pięciuset euro dochodu miesięcznie - tysiąc. Bo już z dwoma to nie wiedział bym co robić... ;-D

Ich problemy i moje marzenia… ;-D

środa, 7 marca 2012

122.  Trzeba było by się spotkać, w tym roku, ze znajomymi i przyjaciółmi z naszej starej klasy. A może nawet i z Internatu?
 Mam w tym roku chęć na rejs statkiem po okolicach Augustowa. Pokręcić się w kółko w kawiarni na Gołdapskiej Pięknej Górze.
Gdzie by się tu spotkać, żeby większości pasowało? Dla wielu, to nie sprawia różnicy, im i tak jest wszystko jedno. I tak przyjadą się spotkać… 
Jest jednak kilku, do których trzeba się dopasować. I termin wybrać i miejsce, bo inaczej nie przyjadą, a widać że mają chęć na spotkanie… ;-D
W lipcu się spotkamy, jest jeszcze trochę czasu. Bo jak jest chęć, to i możliwość się znajdzie… ;-))) A jak!…    

wtorek, 6 marca 2012

121.  Ciekawe jest, gdy napiszę coś na blogu, a później słucham tego tematu w radio lub w telewizji. Uśmiecham się i myślę, co za zbieg okoliczności. Nie tylko mnie to dotyczy. Hmm.. ten problem i to zjawisko nie tylko ja zauważyłem… ;-D
Piszę jak mam natchnienie, czasem po kilka tekstów od razu które czekają w kolejce. Czasem zmieniam ich kolejność, dopasowując do sytuacji. Albo piszę coś nowego, o czym wszyscy mówią. Teraz na przykład mam ich kilkanaście, a w ubiegłym tygodniu miałem pustkę w głowie i byłem na bieżąco. Powstawało opóźnienie… ;-D

Oglądałem przedwczoraj program, Must be the music. Tylko muzyka na Polsacie. Mówili że wystąpi grupa z Michałowa, mojej rodzinnej gminy. Grają na gitarach rocka i się zakwalifikowali. Nie było ich tym razem. A programem byłem zniesmaczony.
Była jedna osoba która mi się podobała, dla trzem dałbym szansę. Ale cała reszta?... Wygraną jest sto tysięcy złotych i co? Wszystkim się należy? Normalne dno… I jury i robiący z nich głupka wykonawcy…
Sam grałem i śpiewałem w zespole, ale znam swoje miejsce w szeregu. Nigdy bym nie wygrał konkursu, mimo że jestem jeszcze lepszy od większości wykonawców. Jestem realistą - inni są o niebo lepsi ode mnie. 
Ten program, moim zdaniem, to robienie głupka z reklamodawców i oglądających. Jest poniżej godności szanującej się Komercyjnej Stacji Telewizyjnej.  Teraz wiem dlaczego piszę Bloga. Z zaspokojenia własnej próżności… Dobrze chociaż że mam sporą grupę inteligentnych czytelników Bloga, bo po tym programie bym zwątpił…  
Ot, takie ciekawostki z punktu widzenia piszącego Bloga… ;-D

poniedziałek, 5 marca 2012

120.  No i na mnie napadło. No te narzekania i temat polityki… To łatwe i popularne, każdy ma jakieś zdanie na ten temat… Ach… ;-D
Trzeba zejść na jakiś bardziej ludzki temat… ;-)))))

Szkoda, że system Bloga, nie przyjmuje formatu Microsoft Office PowerPoint czyli tzw. Diaporam. Mógłbym czasem coś ciekawego na nim umieścić. Mam ich nawet spory zbiór… Przysyłają mi je znajomi i rodzina. Mam ich kilkadziesiąt, może koło setki?...
Nie liczyłem… Z różnymi tematami. Śmieszne, ciekawe, zdumiewające…

Najczęściej dzieli się nimi mój wujek z Suwałk. Ma gdzieś koło osiemdziesiątki i sporo wolnego czasu. Młodość spędził we Francji i rozmawia na Skype ze znajomymi rozsianymi po całym świecie. Wymieniają się różnymi plikami, plotkami, ciekawostkami. ;-D

A tak w ogóle, to całe jego życie jest fascynującym scenariuszem do filmu. Losy Polskiej rodziny na emigracji, podczas wojny i zmian ustrojowych w kraju… To naprawdę ciekawe!...
 
Teraz jednak, chciałbym napisać o diaporamie przesłanej przez mego przyjaciela z Nysy. Można boki zrywać… ;-D                          
W skrócie:
Raj, małżeństwo leciwych staruszków poszło do nieba. Dzięki dbaniu przez kobietę o dietę i zdrowe życie zbliżali się do dziewięćdziesiątki… Pięknie, wszystko za darmo, piękny dom, łazienka żadnych trosk. Pole golfowe za oknem, wycieczki, wszystkiego pod dostatkiem.
Staruszek pyta Św. Piotra:
-No a gdzie zdrowa dieta, płatki, nabiał?
-Mój drogi, to przecież Niebo. Za nic tu się nie płaci, żyje jak chce i nie trzeba przestrzegać diety… 
Tu staruszek nie wytrzymał i zwrócił się do żony:
-Widzisz „lafiryndo”, to przez te twoje pieprz… otręby...  
Żyjąc niezdrowo już dawno byśmy byli w raju.. ;-))))) 

piątek, 2 marca 2012

119.  Zasobność portfela decyduje obecnie o jakości życia, możliwości dostępu do leku, przychodni, kredytu. Do tego jak mieszkamy, jak się kształcimy. O dostępie do kultury, operze, kinie, teatrze. Stosunku człowieka do człowieka…
Nie będę się wypowiadał o bardzo bogatych, bo tych to raczej nie dotyczy. Ale reszta ludzi uzależniona jest od stanu zdrowia…
Człowiek którego stać na rejsy statkiem, mieszkanie w willi, wykwintne restauracje, od razu doprowadzany jest do pionu gdy zachoruje. Gdy jedyna pewna rzecz na świecie - śmierć - zajrzy mu do oczu. Zaczyna normalnie mówić, poznawać sąsiadów, zachowywać się jak reszta. Zaczyna współczuć, rozumieć rzeczy kiedyś niejasne, przestaje się wywyższać.
Do takiej klasy należą parlamentarzyści, biznesmeni, prezesi. Więc dlaczego odizolowują się od reszty? Z wysoka spadając, bardzo można się potłuc. Gdy zachoruje rodzic, dziecko, małżonek, nie wszędzie dotrze wówczas ten wszechobecny pieniądz. Należy się liczyć z kopniakami. Opieka społeczna, choć teraz tak potrzebna, do takiego kogoś na pewno nie dotrze - najpierw zbiera wywiady wśród sąsiadów.
A przecież tak niewiele potrzeba, by te w czas pomyślane i ustanowione ustawy, paragrafy, przepisy. Gdy się jeszcze jest na odpowiednich stanowiskach wcielić w życie…
Człowiek gdy jest zdrowy, myśli że cały czas będzie młody, silny, piękny, bogaty. Co by tu zrobić żeby uzmysłowić takiemu że żyje w iluzji? 

czwartek, 1 marca 2012

118.  Ciekawy jestem, co by to było, gdyby ten system pracy z ubiegłego wieku przenieść w czasy obecne. Chodzi mi o to, by było stać jednej osobie utrzymać rodzinę. Mąż pracuje żona opiekuje się domem, albo już po nowemu - odwrotnie. ;-D
Dla mnie to przyjemność gotować, wyprawiać do pracy, zajmować się domem. A gdybym jeszcze był zdrowy. ;-))) Ciekawy jestem, ile kobiet by na to by poszło, a ile mężczyzn.
Kiedyś jedna osoba pracowała i stać było rodzinę na wszystko, no, wiele... ;-))) Teraz muszą już zarabiać dwie… Jedna osoba pracuje na utrzymanie domu, druga na tzw. „luksusy” ;-D
Nie wiem czy te obecne czasy mi się podobają i czy na pewno nie chciałbym się zamienić…