Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 22 maja 2014

               463. Ludzie czasem powinni porozmawiać ze sobą, ot tak, tak uczciwie od serca. A jednak robią jakieś tajemnice, obawiają się wykorzystania, szyderstw, żartów...? I nie mówię tu o obcych, mówię tu o bliskiej rodzinie...
 No i wychodzi jak wychodzi, szybko zostajemy sami ze swoimi problemami...
Ja myślę że trzeba gadać, być otwartym, radosnym, pytać i samemu doradzać. Wtedy znajomi wiedzą z kim mają do czynienia i jest jakoś luźniej, życzliwiej i lżej.
Za mało jest otwartości, zaufania, radości, ale może to nasza narodowa cecha? Tylko ciężko się z tym żyje i w końcu powstają w głowie myśli - wyjadę z tego bagna bo już nie wytrzymam...
Nie chcę patrzeć każdemu na ręce i nie chcę by i mi patrzono... 
Kurde, jak wyjeżdżam z Polski i rozmawiam tylko z "tubylcami" jest extra, można gadać na każdy temat, nie ma wstydu, zahamowań, nie wiem czy jest w tym szczerość, ale wygląda uczciwie.
A jak tylko gadasz z Polakiem jest jakaś rezerwa, jakiś dziwny wzrok, reakcje, myśli – czego on chce, i często stajesz się wykorzystywany bo - znasz język, masz lepszy kontakt, znajomości, pewność siebie i nie kryjesz swego ja, bo naiwnie chcesz pomóc i... Czasem obrywasz bardzo mocno po dupie...
Za dużo w nas podejrzeń, zawiści, dystansu, a za mało przyjaźni, bezinteresowności, wiary… Człowiek gdy wychodzi z domu zakłada maskę i z tą maską tworzy sztuczną rzeczywistość… To takie nienaturalne i męczące… Myślę że szkoda życia na takie coś.
Są kraje gdzie żyje się inaczej, można w nich zamieszkać, jednak na drodze staje przyzwyczajenie, miłość do rodziny, ojczyzny, do czegoś ulotnego do czego tęsknimy. Na taką podróż trzeba wybrać odpowiedni moment, a gdy na taki trafimy nie żałujemy najczęściej już naszej decyzji…  

wtorek, 20 maja 2014

                    462. Czy to czasem nie jest samolubstwo i pójście na łatwiznę...?
 Człowiek kocha, świata nie widzi, pobiera się i... Wkracza w codzienność, rutynę, problemy, choroby, zachciewajki...
Mówi - a ja pierniczę mam dość... Mam dość problemów, znajdę kogoś innego...
Tylko tu mam pytanie?... Czy to była prawdziwa miłość, czy hormony, chuć, zaślepienie...? Jeśli tak, to po co do cholery w ogóle się pobierać??? Po co płodzić potomków? One to dopiero są samymi problemami i wydatkami… - Nie ma czasu na to co nam sprawiało radochę, nie stać nas na to i tamto...
Jeszcze raz pytam... Czy pobieramy się z miłości? Czy świadomie płodzimy dzieci i na dobre i złe żyjemy razem je wychowując? Czy jesteśmy samolubami i dbamy tylko by nam było OK...?
Ładna dupa, dobrze mi z nią, a niech będzie, chajtnę się jak jej zależy... - No i Bagno!!! To wszystko jest nie tak...
Ja myślę że musi być prawdziwa miłość, odpowiedzialność, (sakrament - na dobre i na złe). Partnerstwo, tolerancja i jeszcze raz prawdziwa miłość i mądrość. Inaczej nie ma sensu w ogóle się wiązać i kochać bez zabezpieczenia...
To jest punkt widzenia człowieka który wiele widział, czuł, przeżył i jest zadowolony, bo może spojrzeć uczciwie każdemu w oczy...
               461. (...) Dziecko potrzebuje twojej obecności, a nie góry prezentów. (...) 
No co, taka jest prawda... Prawda i taka, że dziecko kocha rodziców bezwarunkowo... Jak to się dzieje, nie wiem, ale tak jest... 
Dziecko potrzebuje poczucia bezpieczeństwa, stałości, pewności stabilności... To od nas się uczy że za pieniądze można sobie kupić wszystko. Że pieniądze to radość, przyjemność...
Jednak powiedzcie ile pieniędzy weźmiecie w swoją ostatnią podróż? Więc dlaczego stajemy się niewolnikami dóbr, kasy???
Tak łatwo się teraz żyje, a my wytyczamy sobie coraz to nowe cele i nie umiemy powiedzieć - DOŚĆ...
Nigdy (na szczęście) niektórzy, nie są zadowoleni, radośni, zakochani a zawsze zawistni, zazdrośni... Czy to o czym mówię jest w ogóle normalne, a może to ja jestem nie na tej planecie co trzeba...?
Owszem… Bywają sytuacje, które zmuszają ludzi do polepszania bytu, zapewniania minimum, czasem poniżania się i lizania tyłków osobom od których należy nasz los. Jednak tu nie o nich mowa...
Ach, jakże było by łatwo żyć na świecie, gdyby wszyscy nie myśleli wyłącznie o swoich potrzebach, ale i o godnym życiu tych którzy nie ze swojej winy są w dołku… 

piątek, 16 maja 2014

               460.  Broda a poprawność polityczna… Pewnie już wiecie o co chodzi… ;-)
Geje, lesbijki, czarni, Żydzi i wiele, wiele innych grup społecznych, uważam, że są uprzywilejowani poprzez tak zwaną poprawność polityczną. Można się śmiać publicznie, ośmieszać, komentować w negatywny sposób ludzi z większości, w danym regionie. Ale nie daj Boże by powiedzieć publicznie złe słowo o jakiejś mniejszości…
Przykład? Polacy w Media Markt, żarty z nas w mediach itp.
Spróbujcie pokazać inność na festiwalu piosenki. Wszyscy myślący poprawnie politycznie zaraz to poprą i będą bronić tego kogoś wszelkimi dostępnymi środkami. To nic, że prywatnie się z tym nie godzą, w domu się śmieją z tego, komentują. Uważają, że publicznie, tego w mediach i na arenach politycznych czynić nie wolno.
Ja nie buntuję się przeciwko temu, że jesteśmy różni, mamy inną orientację seksualną, religijną, skórę. TO JEST NORMALNE!!! Buntuję się przeciw temu że nie wolno legalnie komentować – przecież normalnych ludzi – odmiennych jednak w innej kulturze.
Chcę mieć prawo takie samo jak mniejszość.
Jest demokracja, wolność i jak to się ma do tej cholernej poprawności politycznej?
Jak ja zrobię coś nietypowego, to każdy to może skomentować. I sąsiad i czarny i gej. Ale jak to samo zrobi czarny sąsiad, Żyd czy gej, to ucisza się mnie oskarżając o rasizm, czy nietolerancję… Ja nie atakuję „ich”, ale chcę mieć takie same prawo jak „oni”.
Jak coś robi źle, to móc powiedzieć, a nawet podać do sądu i nie być posądzany o tą cholerną nietolerancję, rasizm, antysemityzm… To jakiś cholerny obcy twór, który toczy nasze społeczeństwo jak rak… Jak ja potrzebuję ochrony przed sąsiadem to są służby do tego powołane, nie media, politycy, celebryci…
Tego samego chcę w społeczeństwie, by po prostu wszyscy byli traktowani równo. Na razie jest – „Gówno – Równo”… Są równiejsi czyli czarni, Żydzi geje itp. oraz reszta, czyli też i ja… 
Tak czuję... 

czwartek, 15 maja 2014

  459.Pytają w TV, co Polacy wnoszą do Unii, jak ją przez te kilka lat razem zmienili...?
Na pewno zobaczono że jesteśmy pracowici, umiemy sobie radzić, jesteśmy wykształceni, dostosowujemy się, znamy swoje miejsce w szeregu…
Ale też i jesteśmy skryci, złośliwi, zawistni, szubko znajdujemy luki w prawie wykorzystując je do własnych potrzeb. Tak mamy, to nasza mentalność, tak nas historia ułożyła.
Od Unii różnimy się tak, jak Rosja od nas, czyli dzieli nas przepaść pokoleniowa. Nie możemy się Unii narzucać, gdyż jej po porostu nie rozumiemy. To nie jest wada, Broń Boże, ale wiele wody musi upłynąć zanim nauczymy się "ich tolerancji”.
Różni ludzie są w Unii i Polsce. Złośliwcy, głupcy i zawistni są tu i tu, weźmy kiboli i różnego rodzaju narodowościowcow. Tylko że w Unii ludzie równają do najlepszych, a w Polsce najlepsi muszą równać do tych gorszych...
Tak, to są uwarunkowania historyczne i nie mamy na to wpływu, jednak musimy zaakceptować fakt, że możemy nie mieć racji jako Naród... Z prostego powodu - inni dostosowują się i akceptują różnorodność państwową, seksualną bo tak jest łatwiej i lżej żyć.
Jasne, dzieci z gejowskich rodzin być nie może, bo organy do siebie nie pasują - ale choć nauczmy się "to" tolerować, różny kolor skóry, religię, to będzie wielki sukces i krok ku lepszemu, spokojniejszemu życiu...
Zróbmy to najpierw dla siebie, a nasze dzieci osądzą czy mieliśmy rację czy nie. Moje dzieci wychowane na Europejskich wzorcach są o wiele lepszymi ludźmi niż ja... ;-*
Pytają w TV, co Polacy wnoszą do Unii, jak ją przez te kilka lat razem zmienili...?
Niech Polacy lepiej nic nie zmieniają, bo jest za wcześnie by Polaków słuchać... Niech Unia nie zmienia Polaków, bo w bardzo wielu sprawach też nie ma racji... 
Zaraz będą Unijne wybory, jasna cholera, nie ma na kogo głosować... Tylko rwą się do koryta a w głowie pustka... z czym do ludzi...? Co może dać Polska Europie? Polska tak da sporo i skorzysta sporo, ale politycy mają puste głowy i nie mają pomysłu na Unijne Państwo... Za to na siebie... O tak... ;-)

wtorek, 13 maja 2014

            458. Wesele córki w Czechach nas trochę zaskoczyło. O ile początek wygląda i tu i tu podobnie, czyli przygotowania, zakupy, przymiarki, fryzjer, ubrania, prasowanie… To dalszy ciąg jest inny… Mniej stresujący, bardziej luźny, taki bardziej… Weselny?…
Żarty, podśmiechujki, historyjki były na porządku dziennym. Ślub był konkordatowy. W kościele owszem, jako że młodzi zaczynają żyć na swój rachunek, mamusia zostaje daleko i życie zaczyna  leżeć w ich rękach - było czuć weselną atmosferę, ale nie nadętą kościelną „pompę” tak jak u nas... Rodzina się powiększyła nie tylko poprzez przyszłych potomków, ale i bliskich obydwu stron.
Nie było to wielkie wesele, 70 osób? Nie było wielkiej bariery językowej, mówiąc wolniej szło się dogadać, a więc i problemu nie było.
Jedzenie… Ciasto, to ciastka, takie na raz, dwa razy ugryźć, wygodne i niewiarygodnie pyszne. Kremowe, czekoladowe, owocowe, serowe, delikatne, można było jeść i jeść. Był tort, a od chrzestnego sękacz i mrówkowiec.
Alkohol… Była czeska wódka, wszak można ją tam samemu robić, ale nie stała na stołach, była polewana przez świadków/ drużbów. Jednak większość alkoholu to wino. Wspaniałe, robione z własnych winogron, czerwone, różowe, białe, wytrawne, słodsze. Takie prawdziwe, można je było pić i zapomnieć o bólu głowy. Absolutna samoobsługa. Stało w butelkach, na chłodnych regałach.                    Jedzenie… Wesele zaczęło się od rosołu z mięsnymi klopsikami i gulaszu. Potem najedzone towarzystwo wyszło na podwórek. Stało, siedziało pod daszkiem na drewnianych ławach przy stołach, szło na spacer. W rękach kieliszki i gadka… Żadna muzyka nie przeszkadzała, można było swobodnie rozmawiać z dawno niewidzianymi krewnymi, kolegami. Jak ktoś chciał, w innym pomieszczeniu, lokalu stylizowanego na winną piwnicę, mógł posłuchać, pośpiewać, albo potańczyć przy kapeli ludowej, takiej smyczkowo- cymbałowej, prawdziwie Czeskiej. Gdy towarzystwo zgłodniało przeniosło się do pomieszczenia ze szwedzkim Stolem. Tam to już było naprawdę wszystko…
I dania na ciepło, zimno, mięsne, rybne, sałatki, owoce, słodkie, kwaśne i jakie tylko ktoś chciał. Potem było krajanie i dzielenie tortu i chodzenie od stołu do stołu, na podwórek, albo do pomieszczenia z tańcami (później grał już didżej)...
Kto się zmęczył mógł skorzystać z hotelowego pokoju na górze. Kto miał dość (starszyzna) była odwożona przez kierowców do domów. Czy to była droga impreza? Ceny porównywalne z polskimi, sporo jadła i picia było zrobione samemu…
Ot i to by było na tyle…
100 lat młodej parze!!! Oby żyła i rozmnażała się w zdrowiu i szczęściu.
Wszelkiej pomyślności jej życzymy!!!       

czwartek, 8 maja 2014

            457. Hmmm… Może zacznę od Darwina… Teoria doboru naturalnego, ewolucji, postępu. Nauka idzie naprzód, człowiek pierwotny, drewniane koło, maszyny, ropa, para, zanieczyszczenia komputer, loty w kosmos i powrót do czystych źródeł…  Nauka stara się dostosować, nie zawsze to jej wychodzi, ale próbuje…
Dogmatu Kościoła ruszyć się nie da…
Kościół się nie rozwija. Krąży w kółko w tajemnych obrządkach, w sobie tylko wiadomym celu. Są wyjątki u dołu, zaczynamy coś z tego rozumieć, być otwarci, popularyzować przykazania… Ale góra tkwi niewzruszenie w swoich zasadach. Czy czyni dobrze? Nie wiem, ale fakt że zaczyna się oddalać od ludzi.
Są trzy największe religie i to przez nieumiejętne interpretowanie naturalnej potrzeby ludzkości do postępu, hamując jej rozwój, powodują święte wojny, terroryzm, wrogość.
Wiem, ludzi trzeba niekiedy hamować bo wisi nad nimi widmo Sodomy i Gomory. Ale ludzie się uczą, rozumują, pytają dlaczego - a odpowiada się im tylko słowami doktryny, kiedyś stworzonymi, a teraz zupełnie zdezaktualizowanymi.
Zaprawdę biada nam, jeśli tego, ludzie którzy dają nam sens życia nie pojmą…
Taki język stworzony tysiące lat temu, do nas już nie przemawia. Trzeba mówić do ludzi językiem który rozumieją i potrafią zaakceptować. Obojętnie czy mówi duchowny Muzułmański, Żydowski, Buddyjski, Chrześcijański itp.
 Nauczcie się z ludźmi w końcu rozmawiać, nie obawiajcie się tego, już do tego dojrzeliśmy...