Łączna liczba wyświetleń

piątek, 28 listopada 2014

          496. Wiecie jak to miło jest powitać żonę w drzwiach gdy wraca z pracy mówiąc jej - Witaj kochanie, tęskniłem za tobą. Jak Ci minął dzień? Ugotować coś smacznego dla niej… Zobaczyć ten radosny uśmiech i błysk w oku - to bezcenne!
 Jak miło pocałować jej dłoń tak bez okazji, za to że jest. Powiedzieć kocham cię, przytulic… Cieszę się że mogę wywołać na jej twarzy te objawy zadowolenia, czasem szczęścia, spokoju, z powrotu do domu… Planować coś razem, rozmawiać, uśmiechać.
Na pewno to działa w obydwie strony. Obydwoje mamy satysfakcję że coś robimy dla siebie dobrego. To nic nie kosztuje, nie musimy się wysilać, a taki daje wspaniały efekt.
Piszę o tym, nie dlatego że chcę się chwalić, ale dlatego że można to naśladować i sprawić że życie staje się radośniejsze, sympatyczniejsze, znośniejsze.
Przecież w życiu lepiej jest się uśmiechnąć, zagadać, pożartować niż narzekając zajmować się tylko swoimi sprawami. Jesteśmy zwierzętami stadnymi, więc zachowujmy się tak, aby z nami było innym dobrze, poprawiajmy im humor, pomóżmy. Bez tego życie staje się jałowe, smutne, jednostajne i nudne, a my widziani w szarych barwach…  

czwartek, 20 listopada 2014

          495. No i nieuchronnie staliśmy się dziadkami… To było do przewidzenia od dnia wyjścia za mąż córki… Żona się kręciła wierciła tej nocy, a nawet obudziła zbudzona Czeskimi słowami we śnie. Okazało się, tym czasie córka źle się poczuła.  Z rana telefon od córki, że jest w szpitalu i rodzi. Po dziesiątej drugi telefon że urodziła dziewczynkę. Żona się przyznała, że w tym czasie w myślach powiedziała do córki - no to czas rodzić, dosyć męczenia się i do roboty… Zaczęła przeć i pomogła urodzić… Ot to taki kontakt pozazmysłowy… ;-)
Fakt faktem, zostaliśmy dziadkami ślicznej, zdrowej wnuczki… Ha!!! ;-)   


wtorek, 4 listopada 2014

              494. Inna sprawa, (nawiązując do poprzedniego tekstu), to kierowcy… Bezmyślne jołopy co mimo kilkukrotnej utraty prawa jazdy jeżdżą i w końcu mordują na drodze. Synkowie, znajomi prominentów i prokuratorów , co w nos się nam śmieją - bo mają znajomości i też robią na drogach co chcą - by w końcu odebrać komuś życie.
WORD- y i urzędnicy ustalający przepisy i wydający prawo jazdy niedouczonym debilom i tym co nie wiedzą, że pojazd może być nie tylko wspaniałym urządzeniem jak na przykład aparat rentgena, ale i bronią taką jak bomba atomowa…
Czy telefon przy uchu kierującego to nie odbezpieczony granat z opóźnionym zapłonem? A piani kierowcy? Ilu z nas jeśli nie sami jechali po „piwku” czy lampce, albo nie zwracali uwagi na kierowców w pianym widzie, czy narkomanów za kierownicą?  
Dajmy znać komu trzeba i wyeliminujmy ich z dróg…
Kolejną sprawą bardzo teraz popularną są pracodawcy. Mają bardzo dobre prawo, tylko dlaczego w wyegzekwowaniem czegokolwiek u nich zwykli pracownicy nie mają szans…? Umowy śmieciowe, na czarno, kolejni podwykonawcy i na końcu ludzie którym się nie płaci…?
Każdy wie dlaczego i kto jest winny, ale pieniądz czyni to, że nie ma odpowiedzialnych… Dlaczego nie zmienia się prawa, by do takich rzeczy nie dopuścić?
LUDZIE, LUDZISKA, CZY MACIE SUMIENIE?
Jak z taką świadomością, - że coś mogliśmy, ale nie zrobiliśmy nic – żyć…
Była tradycja w starej Japonii, że jeśli zawiedliśmy, popełniamy harakiri. Kto u nas, zresztą na całym świecie wie co to wstyd, sumienie, odpowiedzialność – prominenta, urzędnika, celebryty, pracodawcy, albo zwykłego obywatela? - 1% populacji, - 2%...?   

poniedziałek, 3 listopada 2014

           493. Czy ktoś ma spokojne i czyste sumienie, żyjąc w takim społeczeństwie gdzie można  posiadać takie coś jak - Licheń czy inne parafialne budynki i pałace miliarderów którzy lokują kasę w rajach podatkowych by nie płacić podatków… ?
Pomyślmy, jakież by były wioski dziecięce, warunki w szpitalach. Jaki sprzęt, jaka opieka gdyby ludzie potrafili się dzielić… Po co miliardy, pałace jeśli do życia wystarczy kilka pokoi… Do odpoczynku - normalne wczasy, do jeżdżenia  zwykły samochód, a do jedzenia nawet i czasem luksusowy posiłek w restauracji…
Rozumiem ciągoty człowieka do zbytku, ale bez przesady. Po co?
Ludzie zarabiają i mają na kontach po kilkaset miliardów dolarów… Ja uważam że taki człowiek nie jest normalny, że ma jakieś odchyły psychiczne… No bo jak można żyć ze świadomością że ma się tak wiele, gdy inni nie z własnej winy nie mają nic, albo stracili wszystko… Jak można mieć to wszystko w d… ? Jak można tworzyć takie przepisy umożliwiające legalność takich kominów finansowych…
Ja tego nie rozumiem i wstyd mi że żyję w takim świecie…
W czasach, gdy powstają takie instytucje i fundacje jak Wielka Orkiestra i zwykli ludzie zarabiający skromne pensje potrafią się dzielić każdym groszem, to ci co mogą naprawdę pomóc rzucają ochłap dla świętego spokoju i dalej patrzą w oczy ludziom biednym i śmieją się w oczy głupiemu motłochowi… 

niedziela, 2 listopada 2014

        492. Cześć! Wczoraj mieliśmy święto. Odbieramy  je jako święto wszystkich zmarłych, a nie jako święto Wszystkich Świętych jak to jest w zamyśle kościoła… Zresztą tak jak większość
 Spotkaliśmy wielu znajomych na cmentarzu, pogadaliśmy, zapaliliśmy znicze na wielu grobach przedwcześnie zmarłych przyjaciół… No cóż, tak to jest.
Zauważyłem, że w tych „małych społecznościach” gdzie wszyscy się znają, młodzi ludzie zaczynają odbierać to święto jako spotkanie towarzyskie tych co zmarli i tych co ich wspominają.
To dobrze że święto zaczyna przybierać „ludzką”, bo przecież takim jest, formę, zamiast tej pompatycznej celebryckiej, „jedynie słusznej i zbawiennej” ;-)
Wielu znajomych zmarło w cierpieniu, pod wpływam narkotyków, pogrążeni w nieświadomości, inni zginą w drodze na i z cmentarzy… Myślę że trzeba się cieszyć z tego że zmarli już nie cierpią i być może mają lepiej tam, gdzie opatrzność ich powołała. A ci szaleńcy pędzący w maszynach śmierci już nikogo więcej nie zabiją…
To powinno być wesołe święto jakim jest w Ameryce Południowej czy Środkowej. To przecież jest jedyna pewna granica do której każdy kiedyś dotrze i w sumie dąży… Kiedyś się śmierci bałem, teraz już tylko ewentualnego bólu… No tak to jest…
Mimo ogólnej niesprawiedliwości (zapytowywuję czasem dlaczego tacy jesteśmy?) Śmierć jest jedyną pewną sprawiedliwą rzeczą na naszym końcu podróży.  

piątek, 10 października 2014

                491. … Wiara czyni cuda??? Tak, czyni... Wierzenie że się uda i więźcie tyłek w garść – Twoje zdanie to samospełniająca się przepowiednia...
Eeee, nie mam pieniędzy... To daleko... Ja nie dam rady... To trzeba mieć wiedzę... Trzeba znać język... Za stary jestem... Czasu mam za mało, może później... Boję się... A może ktoś ze mną, bo samemu to... Na pewno oszukają, wykorzystają... Tak bez znajomości?... To trzeba umieć a ja jestem... "I chce się i boje się"...
Nie ma tak... Chcesz - to zacznij działać, na pewno się powiedzie, chcieć to móc, wiara robi atmosferę do tej samospełniającej się przepowiedni.

Baw się życiem, nie bierz go za poważnie, przecież jest ono takie piękne i satysfakcjonujące... Zdaj sobie sprawę że nic nie musisz, a jedynie możesz chcieć... Zacznij się cieszyć, a twoje dzieci pójdą za twoim przykładem... Stajesz się niewolnikiem, bo ci wmówiono że nim jesteś. A tak naprawdę na swoje życzenie jesteś wykorzystywany...
Czy aby nie za bardzo martwisz się tym co powiedzą o tobie inni?... Im bardziej dajesz się sobą manipulować, tym jesteś coraz bardziej pożądaną zabawką dla tych którzy z ciebie żyją... Pamiętaj…

wtorek, 23 września 2014

           490. Może mam lenia, albo co??? Trudno mi się przybrać do pisania. A może to brak czasu? Trzy razy w tygodniu (2-3 h) mnie nie ma, bo przerabiam kurs angielskiego. Dwa razy, teraz, w klubie fitness, siłowni i na basenie (3-4 h), a zakupy, czasem lekarz w przychodni itp… Gotowanie obiadków, powtarzanie lekcji, a i odpocząć przecież trzeba przy TV… ;-)
Zajrzę czasem na facebooka- a, przejrzę rachunki, spojrzą na gazetę i koniec dnia. A przecież trzeba i z żoną jeszcze pogadać, przytulić, zjeść posiłki, kwiatki podlać i takie tam… Oj jak ten czas leci…!
Byle do zimy, może będzie więcej czasu… ;-)))  

poniedziałek, 15 września 2014

          489. Media alarmują, że młodzi ludzie zwalniają się z lekcji gimnastyki, wf- u w szkołach… Najpierw dziewczynki czytają w prasie młodzieżowej, że powinny się malować, robić makijaż, dbać o nienaganny wygląd. Celem jest znalezienie bogatych partnerów, a potem mają dla nich  leżeć i pachnieć… Ot tak przedstawiany jest im świat i życie przez niektóre tabloidy… ;-)))
Gdy rodzice i nauczyciele nie interweniują, nie wyprowadzają młodych ludzi z błędu, nie rozmawiają z nimi na te tematy… A koledzy pozwalają żyć w zakłamanym świecie i namawiają do takiego stylu  życia, to takie są efekty jakie są…
Przecież taka lalka się spoci, włosy się potargają, a makijaż się uszkodzi na wf- ie. Nie zje jabłka, bo zmaże się szminka, nie obierze pomarańczy bo się uszkodzą tipsy, no i taka głupota pogania głupotę, a rodzice pobłażając dziecku, robią mu tylko krzywdę.
Przesadzam? W pewnych szkołach, kręgach na pewno TAK NIE JEST… Ale wyjątki się zdarzają, a w pewnych gimnazjach nie jest to takie rzadkie… Firmowa droga odzież, no jak ją zostawić w szatni? A smartfon, pierścionki, łańcuszki? Lepiej załatwić sobie zwolnienie i oszczędzić sobie kłopotu. ;-)
A co ze zdrowym stylem życia? No właśnie… Taka jest młodzież jaką sobie wychowujemy. Brak kondycji, siły, sprytu, zdrowia… Kto powie młodemu człowiekowi że ćwiczenia są ważne, że wpływa to na postawę, dobry humor, zgrane towarzystwo, zdrowie… Czyż nie prościej zalecić tabletki, witaminki, suplementy i przy okazji nabić kabzę firmom sprzedające takie wynalazki? Czyż nie prościej jest kupić komputer, konsolę, czy inny gadżet niż namówić i podwieźć na tenis, siatkówkę, fitness?
Takie dzieci mamy, jakie sobie wychowamy, a wychowujemy wygodne, leniwe, słabe, otyłe… Czy na pewno takie dzieci chcemy mieć? No chyba nie!!! 

sobota, 13 września 2014

               487.…Mówi się że uczeń uczy się bo musi… Nie dla siebie, nie dla własnego rozwoju, nie bo to się opłaca, ale dla stopnia, nauczyciela, rodzica.
A więc proszę to czytających rodziców, dziadków, familiantów, namówcie swoich młodych ludzi do uczenia się - języków. Odrzućmy swoje antypatie sympatie, obojętność, ale przekonajmy młodych ludzi, że to jest bardzo ważne do samorealizacji, samorozwoju, swojej satysfakcji, dobrych zarobków, poprawienia sobie bytu za granicą i tu w kraju...
Świat jest otwarty dla ludzi znających język i poszukujących dobrej pracy. Dla ucznia który chce kształcić się za granicą (Erasmus) i zdawać tam egzaminy. Dla kontaktów między ludzkich, dla satysfakcjonujących znajomości, czy nawet turystycznych wojaży…
To co w szkole mają za darmo i to olewają, później będzie kosztować! Będą musieli wydać ciężką kasę na szkolenia i kursy. To się po prostu nie opłaca…
Traci się czas, pieniądze, nie ćwiczy umysłu, nie rozwija i ustawia w kolejce szaraczków po zasiłek w urzędzie pracy…
Młodzieży kochana, myślcie o swojej przyszłości, spełniajcie się, nie patrzcie na to co niektóre media wam próbują wmawiać, bo one robią to dla kasy albo dla władzy. Łatwiej sterować ludźmi niewykształconymi, zagubionymi, zestresowanymi, posiadającymi nałogi… Pomyślcie proszę nad moimi słowami, zadbajcie o siebie…   

piątek, 12 września 2014

             486. …Nie wiem czy każdy wie, ale jeśli sąd skaże przestępcę, dajmy na to na 12 lat, to po sześciu ma prawo ubiegać się on o wcześniejsze zwolnienie, na przykład za dobre sprawowanie. Jeśli sędzia, prokurator, obrońca popełni błąd, to nie ma siły by go z tego rozliczyć. Prawo jest takie, jak dobry prawnik je zinterpretuje, a nie jak nam się wydaje że jest sprawiedliwe…
A więc dajcie sobie poprawkę na to co w mediach jest pokazywane. Na układy nie ma rady…chyba że...  ;-)  

czwartek, 11 września 2014

              486. Tak się zastanawiam… Bo obserwując życie… Narodziny wnuczki/ wnuka bardzo zmieniają dziadków. Wielu dziadkom „odbija” i zakochują się na zabój w swoim wnuku/ wnuczce.
Ciekawe jak to będzie z nami? Bo nasze rodziny, nie są zbyt wylewne, uczuciowe, takie wiecie „A ciu ciu, ciu”… Nasi dziadkowie nie zachowywali się tak, rodzice… Ot wnuk/ wnuczka, urodziło się to bardzo dobrze, bo już czas… Byle było zdrowe, było kochane, owszem, ale bez takiego jak dziś przesadyzmu…
Wszyscy mówią że i nam „odbije”… Nic się nie stanie jak tak będzie, nie zmartwimy się tym. ;-) Jednak ciekawość jest - na zapas, bom jest, ciekawym jak tam z nami będzie… Toż to za „moment” czekają nas urodziny pierwszej wnuczki!!! 

środa, 10 września 2014

          484. Może jeszcze raz temat dzików… Na Podlasiu nie trzeba daleko szukać, by znaleźć kogoś kto miał przykry wypadek samochodowy związany z tym zwierzęciem. Który widział nie stado, ale prawdziwe kilkudziesięczne watahy spacerujące sobie w dzień po polach i niszczące wszystko co im wpadnie pod ryj. Naprawdę niewiele brakuje, by takie spotkania skończyły się tragedią…
No, ale kto chce z decydentów i administracji rządowej, o takich głupich lokalnych problemach słuchać. Przecież to tylko biedna - Polska B, nic poważnego, to żadna siła w wyborach… O taki Śląsk, Mazowsze to co innego…
A tak sobie myślę… „Przyjdzie kryska na Matyska”, i wtedy Podlasie będzie olewać problemy wielkiej władzy. Okaże  się wtedy czy czasem nie odbije się czkawką, takie ignorowanie problemów innych… 

czwartek, 4 września 2014

                482. Czy nie wydaje się Wam, że jeśli u naszych granic stoi wataha chorych dzików to powinniśmy zmniejszyć ich populację u nas? By je lepiej obserwować, mieć nad nimi kontrolę, by jak najmniej świń zachorowało na ten pomór i ograniczyć koszty tej epidemii? Zwłaszcza, że dziki wychodzą na pola i niszczą to co zasieją rolnicy i z czego żyją…
Cholera, o co tu chodzi? Czyżby kul zabrakło? Przecież lepiej wybić kilka dzików, niż całe fermy świń, czyżbym się mylił???  

wtorek, 2 września 2014

               481. Tusk wygrał wybory do Europarlamentu. To dobrze… Musi istnieć jakaś równowaga w tym burdelu. Ktoś musi zwrócić uwagę na to by misia nie zagłaskać, że może ukąsić i zwracać uwagę aby nie przekraczał ustalonych granic. Że można innymi drogami iść niż kraje dalekiej Europy sobie zaplanowały. Że trzeba w dobie kryzysu też i siebie wziąć za mordę, by naszym dzieciom żyło się lepiej. Nie wszystko co się robi by spełnić jakieś cele, czyni „na stole”. Pod „stołem” też się dzieje i myślę że właśnie w tym, Tusk Europie może pomóc…  

środa, 6 sierpnia 2014

             480. Namawia się ludzi do założenia własnej działalności i słusznie, bo człowiek z natury chętniej pracuje zarabiając we własnym biznesie. Prawie wszystkie wielkie korporacje tak zaczynały…
 Co powoduje że zakładamy własną działalność, jakie obawy mamy że nie decydujemy się na nią podejmując pracę w administracji, albo już istniejącym biznesie, zakładzie pracy?
Najważniejsza chyba jest aktywizacja spowodowana polityką państwa. To znaczy uproszczone procedury, ulgi w podatkach, opłatach itp. To najwięcej sprawia obaw - częste zmiany przepisów, brak stabilizacji, negatywne materiały w mediach - (afery), nieprzychylny odbiór w społeczeństwie - (pierwszy milion w biznesie trzeba ukraść).
To powoduje odczucie strachu, obawy, syndrom niedouczenia. Nie dam rady sam, to skomplikowane, trzeba być księgowym, praca na 24h. Zresztą sami bankrutujący nowi biznesmeni są obserwowani przez chcących założyć działalność.
Jak chcesz założyć działalność masz na głowie ZUS, PIH, PIS, Skarbówkę, Policję, a jak popełnisz błąd, - nie ma zmiłuj się… Nie ma „ja nie wiedziałem, nie pomyślałem”, bo nieznajomość prawa jest niczym! Nie ma życzliwej osoby w urzędach, ale za to są „życzliwi” sąsiedzi. Po prostu strach się bać.  
Kiedyś się zaczynało od łóżka polowego, a potem stopniowo, w miarę możliwości, chęci, funduszy, do przodu. Teraz na byle co, to trzeba mieć łazienkę dla siebie, klienta i niepełnosprawnego. Wszyscy obawiają się szarej strefy, oszustw, kontrola pogania kontrolę. Wszyscy mają prawo do kontroli, rachunki poganiają rachunki i… Całe „G” z tego wychodzi.
Moi drodzy, to nie na tym polega!!! „Niedouczone chłopstwo” już wie jak się w tym poruszać.
Nie „Wielcy” tworzą podatki - bo by ich nie płacić uciekają do rajów podatkowych.
To mały i średni biznes utrzymuje Państwo. Zacznijmy od pozwolenia na „Saturatory”, grille, kioski, pozwólmy im funkcjonować i zamieniać się w smal biznes. Jasne dla Coca Coli, Burger Kingów i innych wielkich sieci to nie na rękę, bo będą musieli walczyć z konkurencją. Oni Mieli Zielone Światło od czasów  „Solidarności”…
Jednak pytam kto wtedy rządził i kto dostał w łapę by wlazły one bez pardonu i umów na nasz rynek? Weźmy czasem przykład nie z gospodarczych potęg, ale od krajów rozwijających się jak na przykład Tajlandia. Toż to dla nas istna kopalnia pomysłów…
Nauczmy się kształcić przyszłych biznesmenów by sobie radzili w warunkach jakie sobie wybrali, dajmy im jasne, stabilne prawo. Nauczmy się komunikacji z ludźmi, bez straszenia i stosowania tylko nakazów i zakazów. Ludzie z natury są dobrzy, tylko warunki, do których czasami są zmuszani, kierując ich na ścieżki którymi podążają korporacje, mafia, albo sama okazja. Czasem warto spytać psychologa, socjologa, filozofa by zrozumieć prawa którym podlegamy.
Nie kijem i batem wychowujemy dzieci, nie na smyczy prowadzi się wszystkie zwierzęta. Są Siodła, zachęty, ułatwienia, przy pomocy których możemy osiągnąć wręcz niewiarygodne rzeczy...
Wiem napisałem bardzo ogólnie, ale ja jestem tylko głupim niepełnosprawnym rencistą. Są mądrzy celebryci, i nie ci znani tylko z mediów, którzy to potrafią. Tylko dajmy im czasem szansę na wykazanie się i wypowiedzenie…  

wtorek, 5 sierpnia 2014

                  479. W pewnym czasopiśmie przeczytałem, że żeby być szczęśliwym nie liczyć się powinno codzienne zaspokajanie potrzeb, ale dobro które emanuje z nas i którym potrafimy się dzielić z innymi… Może tu jest i część racji, ale… Jeśli marzymy przez lata o nowym łóżku, telewizorze, wycieczce do ciepłych krajów. To takie coś może też dać powera, szczęśnie, zadowolenie nie mniejsze niż podzielenie się czymś, lub wspomożenie kogoś…
Takie coś może zrozumieć tylko człowiek nie zamożny, przekonany że to jest poza jego zasięgiem… Gdy się to spełnia, pamięta się o tym do końca życia…  

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

              478. Cieszę się że stać nas było na kupienie sobie mieszkania własnościowego w centrum. Tu żyje się znacznie wygodniej i ma się „normalnych” sąsiadów. Liczą się z potrzebami innych, bo wiedzą, żeby mieć niehałaśliwych,  wyrozumiałych, rozumnych sąsiadów, trzeba coś dać im i od siebie. Czyli zachowywać się tak, jak by się samemu chciało by się inni zachowywali.
A nie wszędzie tak jest, bo się słyszy różne rzeczy…
Czasem są problemy z wynajmującymi mieszkania lokatorami, ale i oni są zmuszani do poprawnego zachowania (każdy wie o czym mówię). Albo przez samych mieszkańców, albo właściciela. Nie chciałbym mieszkać tam, gdzie słychać głośną muzykę, krzyki, radio – zwłaszcza „Maryja” od rana do nocy, balangowanie, „ruganie”, smród, nieliczenie się z nikim i niczym itp.

niedziela, 3 sierpnia 2014

             477. Zauważyłem że dzieci powielają i bardziej akceptują wzorce które mają w domu. Czasem się buntują, ale w perspektywie czasu, sami stają się tacy jak swoi rodzice. Niezwykle ciężko jest uniknąć modelu rodziny w jakim się wychowało. Patologiczne rodziny prawie zawsze na dzieciach odciskają swoje piętno, nawet gdy, tak jak rodziny ubogie ale wychowane w innej mentalności, posiadające inne wartości, hołubiące inne zachowania. Ludzie wychowani od pokoleń w społeczności mieszkańców mieszkań socjalnych, różnią się od ludzi zarabiających podobną ilość pieniędzy, ale mieszkających, nawet odziedziczonych po przodkach mieszkaniach własnościowych, czy własnych domkach. Tym drugim jest łatwiej coś zmienić, kogoś zrozumieć, dopasować do różnych sytuacji.
Wiedza i inteligencja, jest bardzo związana ze statusem tych rodzin. Niezwykle ciężko jest wyrwać się i uciąć korzenie,  które trzymają ludzi w statusie rodzin mieszkań socjalnych.  

czwartek, 31 lipca 2014

               476. Partia z jednej strony chrześcijańska, z jej wartościami, a z drugiej czarna, poszukująca „Haków” i wytykająca najmniejsze błędy, (a któż ich nie popełnia)… Lepiej nic nie robić, bezpieczniej, niż podjąć ryzyko jakiejkolwiek działalności… Przecież każdy jeszcze pamięta czasy rządów tej partii…
Teraz mamy nareszcie luz i wolność… Nie jest całkiem dobrze, ale dzieje się coś i idzie to wszystko w dobrym kierunku… Najważniejsze w tym, że ludzie czują się w tym dobrze… No!!! Niektórzy. ;-)))
Tylko to prawo sumienia… Niedozwolone - usuwanie ciąż chorych dzieci ( Pętla na szyję rodzinie). Niedozwolona eutanazja, gdy człowiek leży już tylko jak roślina, zjadany rakiem, czy inną nieuleczalną chorobą. ( A jeśli leży latami i jest udręką dla rodziny? Ja bym  tak nie chciał)
Może bym to wszystko przetrawił, gdyby nie hołubienie przez nich kiboli, narodowościowców, robiących ustawki z nożami i pałkami. Mordujących ludzi żyjących według innych wartości, czczących innego Boga… Szerząc ferment, zamęt i strach… Tak jest przecież z tablicami podwójnych nazw miejscowości, Cyganami, obcokrajowcami i innymi…
Coś tu chyba nie gra…
Tak, są różne afery, przekręty, nadużycia… Tak jest na całym świecie, to tak już jest… Ale to nie wina systemu, ustroju, przestępczości, ludzie tak mają… Ale dajmy żyć uczciwym ludziom popełniającym błędy traktując wszystkich jak potencjalnych przestępców. Od szukania przestępców, błędów systemu, jest policja, media, prokuratura, CBS… ;-)
Ja jestem zadowolony z tego co jest… A może zadowolony jestem bo siedzę cicho, nie mam biznesu, nie należę do jakiejś partii jestem uczciwy i nikt o mnie nie wie…???  ;-)

wtorek, 22 lipca 2014

               475. Antykoncepcja, zabiegi usuwania ciąży, a święte wojny z imieniem Boga na ustach… 
Każdy ma prawo do rodziny, zdrowego potomstwa, ułożyć sobie życie tak, by było satysfakcjonujące…
Co z tego, że urodzi się chore dziecko, jak matka nie może oczekiwać znikąd pomocy? Opiekując się chorym dzieckiem, człowiek patrzy w tej chwili na świat, jak zza krat…  
Gdyby, (pomińmy sprawę sumienia i usunięcia chorego płodu)… Gdyby rodzina chorego nowo narodzonego dziecka, miała pomoc lekarską, psychologiczną, wtedy kiedy jej potrzebuje. Gdyby znalazły się pieniądze za to zajęcie da rodziny, pieniądze na leczenie, zabiegi, rehabilitację… Gdyby miała pomoc, odskocznię, jakiś urlop na kilka tygodni, od ciągłej dyspozycyjności, pielęgnowania, opieki nad chorym - tak jak mają siostry w szpitalu chociażby…  
Może wtedy bym się zastanowił nad logiką losu i sumieniem człowieka…
Jednak tu i teraz, uważam że nie ma o co kopii kruszyć, gdy tego wszystkiego co napisałem wyżej nie ma. Ja, na pewno w takich warunkach, nie chciałbym się urodzić i zawiązywać życia swoim rodzicom… Takie jest moje zdanie, nie chciałbym dorastać z taką świadomością…
Albo opieka nad urodzonym chorym dzieckiem jest traktowana jak zawód, praca, ze wszystkimi socjalnymi prawami, albo cała ta sprawa z  sumieniem lekarzy, duchownych, dewotów nie ma w ogóle sensu…
Nich sami wezmą na utrzymanie to chore dziecko i sami je pielęgnują, utrzymują, dbają utrzymując tą pracę, posadę jaką mają… Sami, nie żona, pielęgniarka, służąca. Sami niech podejmą taką decyzję i zawiążą sobie życie na supeł… Wtedy popatrzymy jak sobie poradzą…
Mówią że są hospicja, domy opieki - a gdzie sumienie, człowieczeństwo i logika tych co decydują o takim stanie służby zdrowia? Jeśli mają to gdzieś, to niech się zamkną, albo stworzą warunki do opieki nad „takimi” dziećmi, nie obarczając całą tą tragedią - rodzinę i samego chorego…
Jeszcze raz powiem, ja nie chciałbym się urodzić i żyć ze świadomością (bez prochów!), że zawiązałem na supeł życie moich rodziców, patrzących na świat z takiej perspektywy jaką mają…  
Muszą mieć prawo wyboru!  

piątek, 18 lipca 2014

            474. Przemyślenia po zestrzeleniu Malezyjskiego samolotu nad Ukrainą… Polityka to KURWA!!!
Zimą leciałem samolotem tą trasą... Pasażerowie zginęli prawie od razu, ale współczuję ich rodzinom… Brak słów, nawet nie mogę ich znaleźć w swoim słowniku… Blokada, szok żal…  
Kto by tego nie zrobił, zestrzelił ten samolot w imię jakiejś idei. Niech się smaży w piekle!!! Jeszcze raz napiszę POLITYKA TO KURWA!!! Politycy szlag z wami, My chcemy żyć nie za was umierać!!!   

środa, 16 lipca 2014

            473. Niektórzy ludzie zarabiają, mają bardzo dużo pieniędzy. Nie mówię tu o tych co mają majątek wart kilka milionów, ale o tych którym nie żal wydać na dwutygodniowy urlop na przykład miliona funtów… 
Dla mnie to byłby wstyd. Luksus, blichtr, jachty, miliony dla przyjemności to nie dla mnie i dziwię się tym którym to odpowiada. No ale to zależy od wychowania, wartości, wrażliwości tychże…
Ja tam, gdybym był miliarderem, jako darmowy darczyńca dzieliłbym się majątkiem. Nie rezygnowałbym na przykład z wczasów, ale nie wydawałbym milionów, bo i za 10% tej sumy miałbym luksus. Człowiek lubi i potrzebuje czasem odpocząć tak jak zamarzy, ale nie potrafię zrozumieć przesady i oglądania się na innych  i myśleć – bo oni też tak robią. Trzeba mieć swój rozum i przeżyć życie tak, by na łożu śmierci niczego nie żałować.
Jeśli nie wydaje się pieniędzy na tworzenie nowych miejsc pracy, a tylko na pomnażanie majątku i krzywdząc innych, albo obojętnie patrząc na potrzebujących, na biedę, było by mi normalnie wstyd…
A takich ludzi bez tego czegoś, jest niestety bardzo dużo. Sporo ludzi bogatych czci bożka gromadzenia dóbr. Dla mnie radość sprawia dzielenie się, ot takie zboczenie… Niestety, ja nie bardzo mam czym się dzielić… ;-)

wtorek, 15 lipca 2014

               472. Nałóg... Papierosy, alkohol, Internet, sex i inne filie. ;-)
Naukowcy mówią że twierdzenie nałogowca – piję bo lubię, palę bo sprawia mi to przyjemność jest wyparciem. Że to nie znaczy wcale co mówią, ale że nie mogą sami już z tego zrezygnować. Nie wiem, ja rzuciłem z jednym dniem…
No ciągnęło i czasem i dziś bym w pewnych warunkach zapalił. Ale nie palę. Też mówiłem że dla mnie to przyjemność, jednak tak naprawdę to chyba nie wiedziałem w towarzystwie co zrobić z rękami, pozwalało zatuszować moje zakłopotanie, dodawało pewności siebie, oddalić się od sytuacji, lub czasem od towarzystwa. Jednak toto szkodzi i to czułem...
Powodem dla którego rzuciłem nie było jednak że poczułem się gorzej, lecz słowa mojej żony – „albo ja, albo papierosy”. ;-)
Znam wielu ludzi co codziennie wypijają piwo lub dwa, albo kieliszek wina, koniaku i nie nazwałbym ich nałogowcami. Jednak ja na wszelki wypadek nie piję, bo uważam że jestem obciążony genetycznie wpadnięciem w nałóg. Wolę tego unikać, no i dobrze mi z tym… ;-)
Czuję się zdrowo, chodzę na siłownię, basen, rower, zdrowo się odżywiam, higienicznie żyję… Mam dobre wyniki analiz lekarskich, więc co tam będę zmieniał… ;-) 
Nałóg jest wtedy gdy kładąc się do łóżka, nie możemy zapomnieć o alkoholu, papierosie itp. No i ulegamy pokusie. To zaczyna nami rządzić, a nie my tym... ;-) 

poniedziałek, 23 czerwca 2014

               471. Anomalie pogodowe - jako broń pogodowa wojsk Chińskich, Rosyjskich, Amerykańskich, a „wmawia"  ludziom efekt cieplarniany i przyzwyczaja do anomalii pogodowych (opady, susze) itp. 

           Mogę w to uwierzyć i jest bardzo prawdopodobne, że wojsko wykorzystuje pogodę jako broń. Wiele anomalii pogodowych układa się w logiczną całość, gdy założymy w nią ingerencję wojska.
Inaczej jak efekt cieplarniany - logicznie słuszny - ale za szybko postępujący.
Takie eksperymenty wojskowe, wraz na przykład - z wycinaniem puszczy w Brazylii, zmienianiem biegu rzek, rolnictwem i tym wszystkim co go wspomaga i eksperymentami, tworzy klimat na planecie.
Oglądałem program w telewizji mówiący i przedstawiający dowody na poparcie tych tez i zaczęło mi się wszystko układać w logiczną całość. Zasiewanie przez wojskowych chór przy pomocy jodku srebra, ingerencja w pogodę podczas działań wojennych. olbrzymie hektarowe stacje radiowe stworzone tylko do unoszenia warstwy jonosfery i zmieniania biegu prądów strumieniowych tworzących pogodę naszej planety. Takich rzeczy normalnie się nie tworzy bo do niczego nie są nam potrzebne, no chyba że do celów wojennych.
Te wszystkie eksperymenty zaczęto robić po drugiej wojnie światowej i wypróbowywać na przykład w Wietnamie, Iranie, Afganistanie… Zdjęcia satelitarne pokazują, że te niezwykle tajne, ogrodzone drutami kolczastymi i kordonami wojska systemy istnieją w wielu krajach. W Stanach są trzy, w Rosji i Chinach po kilka. Do czego służą te wytwarzające miliony watów budowle wymierzone w chmury? Naukowcy starają się to wytłumaczyć… I tłumaczą a ich wyjaśnienia unoszą włosy na głowie…
Ja w to wierzę, bo to wszystko jest logiczne. Ten kraj zdobywa władzę, jest silny gospodarczo, który panuje nad pogodą, a aktualnie dzieją się w „chmurach” dziwne rzeczy i tu widzę problem, a nie w dymie z kominów…

piątek, 20 czerwca 2014

             470. …Był taki program w lokalnej telewizji, o pewnym uznanym twórcy z małej wsi na Podlasiu. Będąc dzieckiem czytał poezję, interesował się malarstwem i sam zaczął uprawiać tą dziedzinę sztuki. Zauważył, że ludzie zaczynają go traktować niepoważnie, jak dziwoląga. Spytał mamy dlaczego? Jeśli ja jestem nienormalny, to kto nim jest?
Mama dała mu za przykład jednego sąsiada, rodzinę drugiego… Jeden bił żonę dla zasady prawie codziennie, znęcał się psychicznie nad nią i dziećmi, ale rodzina była we wsi szanowana i zamożna. Inny sąsiad kilka razy w tygodniu się upijał, Wszystko było na głowie żony i dorastających dzieci. Ale tu też rodzina była szanowana, pracowita i mimo wszystko radząca sobie ze wszystkim w życiu…
No tak, tyle że wszyscy byli niewykształceni, zachowywali się jak wszyscy dookoła, nie znali nic co by ich wyróżniało i słuchali tego co ludzie im opowiedzą.
Jego interesowały inne rzeczy. Oryginalnie myślał, układał to sobie w głowie, uczył i się kształcił. W końcu pomyślał - mam gdzieś taką „normalność”, gdzie tacy ludzie stanowią normę, a na jego patrzą jak na dziwoląga. Przestał się tym przejmować.
Został uznanym w Polsce i zagranicą twórcą, zarabia sporo, rozwija…
A wieś podupada, starzeje, zarasta, znika.
Co jest normą, a co nie? To co mamy dookoła?
Czy człowiek ma kryć swoje zainteresowania, marzenia, plany? Swoją oryginalność, zamiłowania, inność? Przecież każdy jest inny, więc w czym rzecz?
By wygłaszał formułki wyuczone w szkole, wypełniał testy, wygłaszał tylko to co jest normą, a resztę tematów zamiatał pod dywan? Przecież tak już się nie da… Najwyższy czas to sobie uświadomić. To co jest normą dla jednego człowieka, społeczności, nic nie znaczy dla drugiej… Sory, ale takie myślenie to patologia…Zacznijmy doceniać i szanować  to co mamy, a nie wytykać palcami i śmiać się z pełnowartościowej "inności" - innych.

wtorek, 17 czerwca 2014

             469. Bardzo się cieszę i jestem usatysfakcjonowany, bo odwiedzin na stronie z SM – em było ponad dwadzieścia tysięcy, a na pozostałych stronach drugie tyle. ;-*
Tajlandia, Makau, Brazylia, Wenezuela, Nigeria, Malezja, Islandia, o Austrii, Francji, Litwie, Kanadzie, USA, itd., nie wspomnę, bo to codzienność… To są tylko te ostatnie kliknięcia, a były one już z całego świata… ;-* Czuję się tak, jak kiedyś zbierając znaczki pocztowe, a miałem je z ponad pięćdziesięciu krajów i zbierałem je w czasie komuny i kryzysu… ;-)
… Wypada na to, że ktoś zagląda tu codziennie i wielu co najmniej raz w tygodniu...
Dziękuję. ;-*
Czuję się potrzebny, dowartościowany, a poza tym zmiany w mózgu nie postępują jak myślałem…

niedziela, 15 czerwca 2014

                468. Otwierając biznes, będąc pracodawcą, chcemy by pracowali u nas ludzie kompetentni, oddani pracy, co by powielali nasze wzorce i mieli podobne zdanie do naszego.
Robimy castingi, zapraszamy na rozmowy kwalifikacyjne, przeglądamy CV, listy motywujące. Jesteśmy pewni, że zatrudniamy odpowiednich ludzi, na odpowiednie stanowiska. Obrastamy w piórka, gdy interes przynosi zyski, zastanawiamy się nad przyczynami gdy następuje stagnacja.
Jesteśmy pewni, gdy popadamy w kryzys, że przyczyną są pracownicy. Zaczynamy na nich oszczędzać, mniej płacić, zwiększać wymagania, czas pracy…
Nie zastanawiamy się czy wymagania są słuszne, sprawiedliwe, liczy się tylko cel do którego dążymy, bo to my jesteśmy szefami…
Ja chyba zostałem wychowany w innych czasach, czytałem inne lektury, obracałem w innych kręgach, bo zauważam coś dziwnego…
- Im człowiek jest bardziej związany z firmą, jest traktowany sprawiedliwie, dostaje godziwe wynagrodzenie, urlop, premie i nagrody za nadgodziny. Jeśli za wprowadzanie nowości podwyższające zyski jest doceniany, to w firmie panuje rodzinna atmosfera, pracuje się wydajniej i samoistnie podwyższane są standardy względem siebie.
Pracownik, jak każdy człowiek, ma swoje problemy, zainteresowania, potrzebuje dowartościowania i pewności jutra. Ma on swoją rodzinę, czasem ktoś zachoruje, źle się uczy. Jest niegrzeczny, albo jest nieprzeciętnie zdolny potrzebujący większej gotówki i więcej czasu do rozwoju. Tak jak w każdej komórce rodzinnej… Jednak ma też i swój rozum.
Widzi jak robi mu się wodę z mózgu, nakłania do walki szczurów, namawia do rozwoju firmy kosztem jego zdrowia, czasu poświęcanego rodzinie. Tak się dzieje w wielu dużych zagranicznych firmach.  
Pracowałem u wielu pracodawców. Jednak największą  korzyść ze mnie mieli, gdy i oni dawali coś od siebie. Podchodzili po ludzku, okazywali zrozumienie, wymagali, ale i premiowali moje wysiłki. Gdy zachorowałem, dostałem cały pakiet socjalny. Dzieci na święta dostawały paczki. Zapraszany byłem na festyny, imprezy integracyjne, dni otwarte, a czasem na zwykłe pogaduszki.
Wtedy czułem się dowartościowany i dawałem bardzo wiele firmie. Teraz widzę, że coraz mniej jest szefów, firm, które potrafią słuchać swoich pracowników. Dla których liczą się tylko zyski, a pracownika traktuje się jak rzecz, którą można wymienić jak części w maszynie… Ludzkie uczucia przestają się liczyć, a zaczyna dominować pogarda. Pracownika wykorzystuje się do granic możliwości a potem zwalnia, zatrudniając drugiego, świeżego. Zapomina się o jego potrzebach, kredytach, rodzinie, czy zadowoleniu, zdrowiu i odpoczynku. Pracodawcy zapominają że gdyby nie pracownicy, firma by nie mogła funkcjonować. Ogólne zezwierzęcenie obyczajów wchodzi do norm dnia codziennego w pracy...
To mi się bardzo nie podoba, bo słyszane są takie opinie, że w tych samych konsorcjach na tych samych stanowiskach w innych krajach, dostaje się inną wypłatę, ma się więcej wolnego, stres jest mniejszy i wymogi znacznie niższe. Ciekawe dlaczego?... 
           467. Zarówno podczas czasów stalinowskich i wojennych wywożono i mordowano setki i tysiące ludzi w imię idei, wprowadzania ustroju, zastraszania… Takie cos w odpowiednich warunkach jest niestety i dziś możliwe…
Ale nie o tym chciałem w tym momencie mówić… Chodzi o to, że pamięć jest adekwatna co do ilości tych zdarzeń, ilości ofiar których to dotyczyło i do tego w jakim okresie czasu i z jakiego powodu takie coś mogło się zdarzyć…
W czasie wojny istniała lewicowa machina partyjna, hitlerowcy oraz ich poplecznicy i partyzantka z lewej strony, prawej strony oraz bandy mordujące dla zysku i zemsty …
Ci pierwsi wywozili, mordowali, pacyfikowali, tworzyli obozy koncentracyjne o tym się pamięta i mówi przy każdej okazji...
Rzadko, bardzo rzadko mówi się o drugiej, mniej licznej grupie która likwidowała wrogów po jednej osobie, po kilka po kryjomu, po partyzancku... Przychodzili najczęściej nocą po cichu, wyprowadzali najwyżej po kilka osób do lasu i mordowali. Często ich bliscy nie wiedzieli kto, za co i dlaczego…
W innych rejonach, bezpieczniejszych, nie kryto się z tym robiono publiczne egzekucje. Zarówno jako żołnierze wyklęci, lewicowi watażkowie, jak i zwykli bandyci...
Kto teraz „rozbierze”, gdy świadków już nie ma, a pamięć podsuwa czasem zgoła odmienne historie… Bandy zmieszały się z partyzantami, uczciwi patrioci z kolaborantami i odwrotnie. Załatwiano swoje prywatne sprawy,  nieporozumienia rodzinne, wykorzystywano czasy i zaistniałą sytuację dla swoich idei, prywaty, ambicji…
Z ich rąk też zginęło bardzo wiele osób, ale o tych ofiarach pamięta najczęściej już tylko rodzina. Obraz zostaje zatarty, zapomniany, nieprawdziwy… Wielu ludzi nie ma grobów, pomniki stawiane są nie tym co powinni je mieć, a pamięć zależna jest od tego o czym większość chce pamiętać… Ja o tym jeszcze wiem z opowieści dziadków, rodziców, moja pamięć jest żywa. Jednak czasem „w kieszeni scyzoryk mi się otwiera” gdy słyszę o bohaterstwie, kiedy naprawdę było zupełnie inaczej… Jednak co może kilka osób znających prawdę, gdy „autobusami ze stolicy” przywozi się „Narodowych patriotów”, w celu odsłonięcia kolejnego pomnika człowieka który na niego nie zasługuje?  

poniedziałek, 9 czerwca 2014

              466. Właściwie to nie znam osoby która była by na 100% zadowolona z pracy polityków, z sejmu, senatu, rządu… Moim zdaniem, problem tkwi nie w tym, że oni „nic nie robią”, bo coś robić muszą… Ale w zachowaniu „tych ludzi na świeczniku”. Ich kulturze, uczciwości, wiarogodności, fachowości. Jak można ufać politykowi, który robi z siebie durnia, skłóca ludzi dla własnych korzyści, oszukuje i nie wywiązuje się z obietnic. Jak można coś obiecać, obietnicy nie dotrzymać i wmawiać ludziom że nic się nie stało?
Czy to nie jest robienie z wyborców idiotów? Gdzie tu jest godność, uczciwość, jak tu można ludziom prosto w oczy patrzeć…?
Ja myślę że to właśnie oni kreują rzeczywistość wprowadzając zachowania których uczciwy człowiek się przecież powinien wstydzić. Media to podchwytują i… To co było niemożliwe, staje się codziennością, wreszcie normą...
Ludzie zaczynają to naśladować, dyrektorzy stają się tyranami, politycy pozbywają się godności, kontrahenci uczciwości. Przecież to są działania godne mafii, gangów, przestępców… Tego nie powinno się tolerować, a niestety tak u nas jest.
I co tu dużo gadać, to się pogłębia, bo ludzie się przyzwyczajają, zamykają się w swoim świecie, a resztę olewają, bo na to nie mają wpływu…
Gdzie podział się wstyd? W jaki sposób można mieć godność gdy jest się niekompetentnym na odpowiedzialnym stanowisku? Jak można być uczciwym, gdy się oszukuje, kłamie, a nawet kradnie… Jak można dalej zajmować stanowisko, gdy jest się kretynem, albo udowodniono nieuczciwość. Normalny człowiek odchodzi, przeprasza, przyjmuje odpowiedzialność, a w krajach azjatyckich popełnia samobójstwo, albo honorowe harakiri.
Normalnie rzygać mi się chce gdy patrzę na niektóre mordy z pierwszych stron gazet, co robią wodę z mózgów mniej wykształconych, mniej zamożnych, mniej rozgarniętych, chorych obywateli i żerując na ich dobrej woli oraz uczciwości.
Jest takie mądre przysłowie: „Jeszcze się taki nie urodził co by każdemu dogodził”. To prawda, ale jest też taki wredny ustrój zwany „Demokracją” który to jakoś godzi...
Jednak mam pytanie… Jak mądry, kompetentny, wrażliwy człowiek może podjąć decyzję odpowiedzialności za państwo, miasto, jakąś społeczność, gdy widzi co się dzieje. Po prostu nie podejmuje się tego…
Ja, przecież wieję jak najdalej od tego burdelu, bo w nim już nic nie da się zrobić… Byłem radnym, znam zasady w administracji panujące, ale – teraz - nic nie można zrobić… Nie ma tam miejsca na zdrowy rozsądek, a są tylko paragrafy, przepisy, wytyczne…
Biurokracja, zjada już sama swój ogon… A to co nakazuje postęp, cywilizacja, budżet, podatki, nie dotyczy ludzi bogatych, z koneksjami, ze znajomościami.
To są już cesarze, książęta, możnowładcy z miliardowymi kontami. Ja na nich mówię - Święte krowy bez czci i honoru, co myślą że majątek zabiorą do grobu…
Mam nadzieję, że jak guma, ma swoją wytrzymałość, tak i ludzie, dojdą do tego co zrobić, by „oliwa sprawiedliwa” w końcu na wierzch wypłynęła… Taki jest mój optymizm… ;-)

wtorek, 3 czerwca 2014

                465. Moi drodzy. Jest taka pewna teoria stworzona przez obecnych naukowców, która mi się bardzo podoba – „Przestajemy grać na gitarze, brydża, jeździć rowerem nie dlatego że się starzejemy. Tylko starzejemy się, bo przestajemy grać na gitarze, brydża, jeździć rowerem…
Mimo że „rozmieniłem -siątkę”, choruję, jestem niepełnosprawny, to ćwicząc w klubie fitness, pływając, pracując, pisząc Bloga, nie odczuwam tego…
Słowa – „W sercu ciągle maj” są jak najbardziej aktualne. A słowa „Jak skończyłeś pięćdziesiątkę i nic cię nie boli to znaczy umarłeś”zamiast słów „Radość o poranku” – tracą sens…   
Moja mama dochodząca osiemdziesiątki kobieta, chodzi na gimnastykę, jeździ rowerem, opala się, jest pełna radości życia i jest bardzo aktywna zarówno fizycznie jak i psychicznie.
Jeszcze raz napiszę dla pamięci te słowa, dla osób w sile wieku, z nadwagą, nieprzestrzegających higienicznego sposobu życia…
Nie dlatego dostajecie zadyszki na schodach, boicie wsiąść na rower, unikacie i boicie się dyskusji z młodym pokoleniem - bo się starzejecie…
Ale się starzejecie - bo przestajecie być aktywni, osiadacie na laurach i przestaje się wam cokolwiek chcieć, oprócz oglądania telewizji, robót na drutach i popijania piwa... 
No i leniwiejemy rośnie brzuszek i jest nam ciężko, co powoduje że nie chce nam się ruszać i koło się zamyka uniemożliwiając aktywne długie życie. Umieramy na zawał, wylew, czy od cukrzycy i...
Pomyślcie o tym… ;-) 

poniedziałek, 2 czerwca 2014

             464. …Właśnie powstała Białostocka Komunikacja Rowerowa - BiKeR. Nie przeszła ona bez echa w mieście. W pierwszych godzinach po otwarciu wzbudziła duże zainteresowanie. Przy każdym punkcie stało kilku zainteresowanych i uczyło się korzystania z wypożyczalni.
Mi się to podoba. To coś nowego, ułatwia życie i daje satysfakcję - bo coś jest znów na plus… Ja z tego nie skorzystam, bo potrzebuję trójkołowca na moje zawroty, ale to świetny pomysł, wielu ludzi na to czekało i skorzysta.  Cieszę się że żyję w takich normalnych czasach, ale czasem jest mi wstyd za innych, co nie mogą zrozumieć tego co powstaje, bo żyją w innym, starym, zepsutym i dawno nieaktualnym świecie.

czwartek, 22 maja 2014

               463. Ludzie czasem powinni porozmawiać ze sobą, ot tak, tak uczciwie od serca. A jednak robią jakieś tajemnice, obawiają się wykorzystania, szyderstw, żartów...? I nie mówię tu o obcych, mówię tu o bliskiej rodzinie...
 No i wychodzi jak wychodzi, szybko zostajemy sami ze swoimi problemami...
Ja myślę że trzeba gadać, być otwartym, radosnym, pytać i samemu doradzać. Wtedy znajomi wiedzą z kim mają do czynienia i jest jakoś luźniej, życzliwiej i lżej.
Za mało jest otwartości, zaufania, radości, ale może to nasza narodowa cecha? Tylko ciężko się z tym żyje i w końcu powstają w głowie myśli - wyjadę z tego bagna bo już nie wytrzymam...
Nie chcę patrzeć każdemu na ręce i nie chcę by i mi patrzono... 
Kurde, jak wyjeżdżam z Polski i rozmawiam tylko z "tubylcami" jest extra, można gadać na każdy temat, nie ma wstydu, zahamowań, nie wiem czy jest w tym szczerość, ale wygląda uczciwie.
A jak tylko gadasz z Polakiem jest jakaś rezerwa, jakiś dziwny wzrok, reakcje, myśli – czego on chce, i często stajesz się wykorzystywany bo - znasz język, masz lepszy kontakt, znajomości, pewność siebie i nie kryjesz swego ja, bo naiwnie chcesz pomóc i... Czasem obrywasz bardzo mocno po dupie...
Za dużo w nas podejrzeń, zawiści, dystansu, a za mało przyjaźni, bezinteresowności, wiary… Człowiek gdy wychodzi z domu zakłada maskę i z tą maską tworzy sztuczną rzeczywistość… To takie nienaturalne i męczące… Myślę że szkoda życia na takie coś.
Są kraje gdzie żyje się inaczej, można w nich zamieszkać, jednak na drodze staje przyzwyczajenie, miłość do rodziny, ojczyzny, do czegoś ulotnego do czego tęsknimy. Na taką podróż trzeba wybrać odpowiedni moment, a gdy na taki trafimy nie żałujemy najczęściej już naszej decyzji…  

wtorek, 20 maja 2014

                    462. Czy to czasem nie jest samolubstwo i pójście na łatwiznę...?
 Człowiek kocha, świata nie widzi, pobiera się i... Wkracza w codzienność, rutynę, problemy, choroby, zachciewajki...
Mówi - a ja pierniczę mam dość... Mam dość problemów, znajdę kogoś innego...
Tylko tu mam pytanie?... Czy to była prawdziwa miłość, czy hormony, chuć, zaślepienie...? Jeśli tak, to po co do cholery w ogóle się pobierać??? Po co płodzić potomków? One to dopiero są samymi problemami i wydatkami… - Nie ma czasu na to co nam sprawiało radochę, nie stać nas na to i tamto...
Jeszcze raz pytam... Czy pobieramy się z miłości? Czy świadomie płodzimy dzieci i na dobre i złe żyjemy razem je wychowując? Czy jesteśmy samolubami i dbamy tylko by nam było OK...?
Ładna dupa, dobrze mi z nią, a niech będzie, chajtnę się jak jej zależy... - No i Bagno!!! To wszystko jest nie tak...
Ja myślę że musi być prawdziwa miłość, odpowiedzialność, (sakrament - na dobre i na złe). Partnerstwo, tolerancja i jeszcze raz prawdziwa miłość i mądrość. Inaczej nie ma sensu w ogóle się wiązać i kochać bez zabezpieczenia...
To jest punkt widzenia człowieka który wiele widział, czuł, przeżył i jest zadowolony, bo może spojrzeć uczciwie każdemu w oczy...
               461. (...) Dziecko potrzebuje twojej obecności, a nie góry prezentów. (...) 
No co, taka jest prawda... Prawda i taka, że dziecko kocha rodziców bezwarunkowo... Jak to się dzieje, nie wiem, ale tak jest... 
Dziecko potrzebuje poczucia bezpieczeństwa, stałości, pewności stabilności... To od nas się uczy że za pieniądze można sobie kupić wszystko. Że pieniądze to radość, przyjemność...
Jednak powiedzcie ile pieniędzy weźmiecie w swoją ostatnią podróż? Więc dlaczego stajemy się niewolnikami dóbr, kasy???
Tak łatwo się teraz żyje, a my wytyczamy sobie coraz to nowe cele i nie umiemy powiedzieć - DOŚĆ...
Nigdy (na szczęście) niektórzy, nie są zadowoleni, radośni, zakochani a zawsze zawistni, zazdrośni... Czy to o czym mówię jest w ogóle normalne, a może to ja jestem nie na tej planecie co trzeba...?
Owszem… Bywają sytuacje, które zmuszają ludzi do polepszania bytu, zapewniania minimum, czasem poniżania się i lizania tyłków osobom od których należy nasz los. Jednak tu nie o nich mowa...
Ach, jakże było by łatwo żyć na świecie, gdyby wszyscy nie myśleli wyłącznie o swoich potrzebach, ale i o godnym życiu tych którzy nie ze swojej winy są w dołku… 

piątek, 16 maja 2014

               460.  Broda a poprawność polityczna… Pewnie już wiecie o co chodzi… ;-)
Geje, lesbijki, czarni, Żydzi i wiele, wiele innych grup społecznych, uważam, że są uprzywilejowani poprzez tak zwaną poprawność polityczną. Można się śmiać publicznie, ośmieszać, komentować w negatywny sposób ludzi z większości, w danym regionie. Ale nie daj Boże by powiedzieć publicznie złe słowo o jakiejś mniejszości…
Przykład? Polacy w Media Markt, żarty z nas w mediach itp.
Spróbujcie pokazać inność na festiwalu piosenki. Wszyscy myślący poprawnie politycznie zaraz to poprą i będą bronić tego kogoś wszelkimi dostępnymi środkami. To nic, że prywatnie się z tym nie godzą, w domu się śmieją z tego, komentują. Uważają, że publicznie, tego w mediach i na arenach politycznych czynić nie wolno.
Ja nie buntuję się przeciwko temu, że jesteśmy różni, mamy inną orientację seksualną, religijną, skórę. TO JEST NORMALNE!!! Buntuję się przeciw temu że nie wolno legalnie komentować – przecież normalnych ludzi – odmiennych jednak w innej kulturze.
Chcę mieć prawo takie samo jak mniejszość.
Jest demokracja, wolność i jak to się ma do tej cholernej poprawności politycznej?
Jak ja zrobię coś nietypowego, to każdy to może skomentować. I sąsiad i czarny i gej. Ale jak to samo zrobi czarny sąsiad, Żyd czy gej, to ucisza się mnie oskarżając o rasizm, czy nietolerancję… Ja nie atakuję „ich”, ale chcę mieć takie same prawo jak „oni”.
Jak coś robi źle, to móc powiedzieć, a nawet podać do sądu i nie być posądzany o tą cholerną nietolerancję, rasizm, antysemityzm… To jakiś cholerny obcy twór, który toczy nasze społeczeństwo jak rak… Jak ja potrzebuję ochrony przed sąsiadem to są służby do tego powołane, nie media, politycy, celebryci…
Tego samego chcę w społeczeństwie, by po prostu wszyscy byli traktowani równo. Na razie jest – „Gówno – Równo”… Są równiejsi czyli czarni, Żydzi geje itp. oraz reszta, czyli też i ja… 
Tak czuję... 

czwartek, 15 maja 2014

  459.Pytają w TV, co Polacy wnoszą do Unii, jak ją przez te kilka lat razem zmienili...?
Na pewno zobaczono że jesteśmy pracowici, umiemy sobie radzić, jesteśmy wykształceni, dostosowujemy się, znamy swoje miejsce w szeregu…
Ale też i jesteśmy skryci, złośliwi, zawistni, szubko znajdujemy luki w prawie wykorzystując je do własnych potrzeb. Tak mamy, to nasza mentalność, tak nas historia ułożyła.
Od Unii różnimy się tak, jak Rosja od nas, czyli dzieli nas przepaść pokoleniowa. Nie możemy się Unii narzucać, gdyż jej po porostu nie rozumiemy. To nie jest wada, Broń Boże, ale wiele wody musi upłynąć zanim nauczymy się "ich tolerancji”.
Różni ludzie są w Unii i Polsce. Złośliwcy, głupcy i zawistni są tu i tu, weźmy kiboli i różnego rodzaju narodowościowcow. Tylko że w Unii ludzie równają do najlepszych, a w Polsce najlepsi muszą równać do tych gorszych...
Tak, to są uwarunkowania historyczne i nie mamy na to wpływu, jednak musimy zaakceptować fakt, że możemy nie mieć racji jako Naród... Z prostego powodu - inni dostosowują się i akceptują różnorodność państwową, seksualną bo tak jest łatwiej i lżej żyć.
Jasne, dzieci z gejowskich rodzin być nie może, bo organy do siebie nie pasują - ale choć nauczmy się "to" tolerować, różny kolor skóry, religię, to będzie wielki sukces i krok ku lepszemu, spokojniejszemu życiu...
Zróbmy to najpierw dla siebie, a nasze dzieci osądzą czy mieliśmy rację czy nie. Moje dzieci wychowane na Europejskich wzorcach są o wiele lepszymi ludźmi niż ja... ;-*
Pytają w TV, co Polacy wnoszą do Unii, jak ją przez te kilka lat razem zmienili...?
Niech Polacy lepiej nic nie zmieniają, bo jest za wcześnie by Polaków słuchać... Niech Unia nie zmienia Polaków, bo w bardzo wielu sprawach też nie ma racji... 
Zaraz będą Unijne wybory, jasna cholera, nie ma na kogo głosować... Tylko rwą się do koryta a w głowie pustka... z czym do ludzi...? Co może dać Polska Europie? Polska tak da sporo i skorzysta sporo, ale politycy mają puste głowy i nie mają pomysłu na Unijne Państwo... Za to na siebie... O tak... ;-)

wtorek, 13 maja 2014

            458. Wesele córki w Czechach nas trochę zaskoczyło. O ile początek wygląda i tu i tu podobnie, czyli przygotowania, zakupy, przymiarki, fryzjer, ubrania, prasowanie… To dalszy ciąg jest inny… Mniej stresujący, bardziej luźny, taki bardziej… Weselny?…
Żarty, podśmiechujki, historyjki były na porządku dziennym. Ślub był konkordatowy. W kościele owszem, jako że młodzi zaczynają żyć na swój rachunek, mamusia zostaje daleko i życie zaczyna  leżeć w ich rękach - było czuć weselną atmosferę, ale nie nadętą kościelną „pompę” tak jak u nas... Rodzina się powiększyła nie tylko poprzez przyszłych potomków, ale i bliskich obydwu stron.
Nie było to wielkie wesele, 70 osób? Nie było wielkiej bariery językowej, mówiąc wolniej szło się dogadać, a więc i problemu nie było.
Jedzenie… Ciasto, to ciastka, takie na raz, dwa razy ugryźć, wygodne i niewiarygodnie pyszne. Kremowe, czekoladowe, owocowe, serowe, delikatne, można było jeść i jeść. Był tort, a od chrzestnego sękacz i mrówkowiec.
Alkohol… Była czeska wódka, wszak można ją tam samemu robić, ale nie stała na stołach, była polewana przez świadków/ drużbów. Jednak większość alkoholu to wino. Wspaniałe, robione z własnych winogron, czerwone, różowe, białe, wytrawne, słodsze. Takie prawdziwe, można je było pić i zapomnieć o bólu głowy. Absolutna samoobsługa. Stało w butelkach, na chłodnych regałach.                    Jedzenie… Wesele zaczęło się od rosołu z mięsnymi klopsikami i gulaszu. Potem najedzone towarzystwo wyszło na podwórek. Stało, siedziało pod daszkiem na drewnianych ławach przy stołach, szło na spacer. W rękach kieliszki i gadka… Żadna muzyka nie przeszkadzała, można było swobodnie rozmawiać z dawno niewidzianymi krewnymi, kolegami. Jak ktoś chciał, w innym pomieszczeniu, lokalu stylizowanego na winną piwnicę, mógł posłuchać, pośpiewać, albo potańczyć przy kapeli ludowej, takiej smyczkowo- cymbałowej, prawdziwie Czeskiej. Gdy towarzystwo zgłodniało przeniosło się do pomieszczenia ze szwedzkim Stolem. Tam to już było naprawdę wszystko…
I dania na ciepło, zimno, mięsne, rybne, sałatki, owoce, słodkie, kwaśne i jakie tylko ktoś chciał. Potem było krajanie i dzielenie tortu i chodzenie od stołu do stołu, na podwórek, albo do pomieszczenia z tańcami (później grał już didżej)...
Kto się zmęczył mógł skorzystać z hotelowego pokoju na górze. Kto miał dość (starszyzna) była odwożona przez kierowców do domów. Czy to była droga impreza? Ceny porównywalne z polskimi, sporo jadła i picia było zrobione samemu…
Ot i to by było na tyle…
100 lat młodej parze!!! Oby żyła i rozmnażała się w zdrowiu i szczęściu.
Wszelkiej pomyślności jej życzymy!!!