Łączna liczba wyświetleń

środa, 31 października 2012

            230.  No i mamy znów kilka dni dla rodziny… Święto Zmarłych, Zaduszki. Jedne z bardziej uroczystych świąt w naszej kulturze…
Przyszło mi akurat do głowy, że przecież nie wszyscy mieszkają w kraju swoich przodków… Są emigrantami, dobrowolnymi lub nie. Są daleko od grobów, bliskich im kiedyś osób. Są daleko od pra i pra pra pra - grobów gdzie leżą pokolenia ich przodków.
Pewnie grobów tych już dawno nie ma i będąc na miejscu to lekceważymy. Będąc jednak daleko, zdajemy sobie sprawę, że łączy nas coś magicznego z tą odległą ziemią. To pamięć i tęsknota za pozostawioną rodziną, tęsknota za umarłymi których zapamiętaliśmy i tych których nosimy w sercu -  znanych jedynie nam z przekazów rodzinnych, opowiadań, legend.
Każdy z nas, ma w swojej pamięci ten zapach świec, migotliwy płomień z knotów. Nabożeństwo, procesję i tą najbardziej klimatyczną, niezapomnianą łunę świateł o zmroku nad płotem cmentarnym…
Mam pytanie… Gdzie się podział dawny klimat tego święta. Co się z nim dzieje? Kiedyś było to święto skromne, pełne elegancji, obowiązkowe. Male świeczki, bo liczył się tylko płomień pamięci, porządek wokoło i doniczka z chryzantemą dla ozdoby. Co jest teraz? Więcej, lepiej, bogaciej niż ma sąsiad… Albo jeszcze lepiej, z lenistwa i wygody darujemy sobie niewygody podróży, modlitwę i zimno. Mówimy sobie to nic nie znaczy - umarł król niech żyje król… Lepiej posiedzieć przy stole, przy kieliszku, patrząc jak się wysilają w pomysłach dziennikarze komentujące to święto w telewizji.
Ale…
Zadajmy sobie teraz sami sobie pytanie, czy chcielibyśmy żeby zapomniały i o nas nasze dzieci, rodzina, koledzy - jak my wyrzucamy z pamięci naszych bliskich i znajomych?… Człowiek przecież żyje, dopóki istnieje pamięć o nim. Jeśli zapominamy, zapominamy także o mądrości pokoleń, ścieżkach i historii swojej rodziny…
Wolimy dynię na tarasie, festiwal przebierańców, olbrzymi rynek, zabawę i zarobki wykorzystujące to święto. Czy o to w tym święcie chodzi?
Są inne święta radości - chrzciny, wesela, karnawał, walentynki… Czy dążymy do tego by wszystkie były podobne?...
Do zobaczenia, na chwilę się zadumam… ;-*

wtorek, 30 października 2012

           229.   Też tak macie? Gdy się jest w swoim gronie, czujemy się swobodnie, spokojnie, przy rozmowie język nam się nie plącze, mówimy to co chcemy powiedzieć, nie zapominamy kontekstu, tematu, nie brakuje nam słów…
Ale gdy jesteśmy w śród ludzi obcych, na spotkaniu, coś musimy przedstawić, zależy nam na dobrej prezencji, poprawnym przekazaniu tego co chcemy powiedzieć, jest zupełnie inaczej. Stresujemy się, wysilamy, bez kartki ani rusz. ;-D
Też tak macie? Taki stan nazywa się tremą. Artyści, petenci i decydenci też to mają… Sporo czasu mija zanim się z tym stanem oswoją.
Więc spokojnie, jesteśmy ludźmi i to się mam wszystkim zdarza… Opuśćmy ręce, weźmy głęboki wdech, uśmiechnijmy się i przeprośmy. Zwalmy to na tremę, na to że bardzo nam zależy, zażartujmy i zacznijmy od nowa. Na pewno się uda… ;-D
A może, tak jak w reklamie, czekoladka milka, od dziecka, nam pomoże… ;-D  

niedziela, 28 października 2012

           228.   Ciekawe jakby to było, żeby opodatkować światopogląd… Żeby ci co potwierdzą na piśmie że kochają zwierzęta płacili na nie i na schroniska podatek, a ci co nie, tego podatku nie płacili.
Ci co uważają że In vitro jest słuszne, niech płacą podatek na te badania i zabiegi, a ci co nie, niech nie płacą...
Ci co są przeciwko aborcji, żeby płacili podatek na utrzymanie płodów, dzieci niechcianych, chorych, niepełnosprawnych i pochodzących z gwałtu. A także łożyli na trzymanie domów dziecka i instytucji takiej właśnie pomocy społecznej...
Ci co są za aborcją niech też płacą podatek - na rzecz instytucji wykonujących te zabiegi. A nuż kiedyś będzie potrzeba z ich skorzystać?

Płacę na to podatek, no to bo taki jest mój światopogląd, na inne nie płacę - bo nie… ;-D

Gadanie nic nie kosztuje. Rozchodzi się wszystkim podatnikom po kościach… A gdyby tak zaczęło kosztować konkretne pieniądze, konkretne rodziny - za konkretny a nie anonimowy światopogląd?  
Punkt widzenia zależy przecież od punktu siedzenia… ;-D

Ot tak sobie tylko pomyślałem... Jedni gadają głupoty przed kamerami, a ja tutaj... ;-D

sobota, 27 października 2012

             227.  Skąd się to wszystko w mej głowie bierze? Piszę trójstronnego Bloga, komentuję posty na wybranych stronach. Jak to się dzieje że łeb mnie od tego całego filozofowania nie pęka… ;-D  Jaki ten człowiek ma skomplikowany umysł… Komputer musi długo jeszcze ewoluować by za myślami ludzkimi nadążyć… ;-D  

piątek, 26 października 2012

           226.   Już jesień. Z tarasu zniknęły doniczki z kwiatami… Smutno i zimno. Nie pijemy już kawy na tarasie, ale w domu. Czekamy wiosny…
Wiem, wiem, jeszcze nie przyszła zima a ja już o wiośnie. Ale jak tak napiszę, to może wyda mi się że przyjdzie trochę szybciej…
Tęsknię za słońcem, ciepłem, dobrym samopoczuciem i za wolnością – czyli spacerami moim trójkołowym rowerem… Jak pomyślę o mrozie, śniegu i zaspach, to robi mi się smutno i tęskno za światem pozbawionym przeszkód w przemieszczaniu. Chętnie bym zimę tak jak misie, przespał…
Wiosno! Wiosenko! Przychodź szybko, czekamy na ciebie… ;-*

czwartek, 25 października 2012

              226.  Jaki jest stosunek do śmierci, dzieci, młodzieży ludzi zdrowych, chorych i starych? Ewaluuje on w zależności od wieku samopoczucia, to pewne.
Z wiekiem przyzwyczajamy się z myślą że śmierć nastąpi, umrzemy tak jak wszyscy… Kiedyś…
Gdy byłem mały, wiedziałem że ludzie umierają, że to jest normalne i nieuchronne. Jednak jako dziecko, wiedziałem że to nie nastąpi prędko, muszę się najpierw zestarzeć, a do tego to mam jeszcze daleko…
Nie zawracałem więc tymi myślami sobie głowy, żyłem teraźniejszością. Gdy stałem się młodzieńcem, zacząłem snuć plany. Wizji śmierci w niej także nie było. Była ona tak odległa że aż nie realna.
Pojawiała się ona, na krótko, przed urodzeniem dzieci. Aby były one zdrowe, by nic się im i żonie się nie stało, by nie było powikłań.
Gdy okazywało się że jest wszystko w porządku, zapominało się o niej, odpychało, usuwało z pamięci. Wtedy żyło się czym innym. Pracą, planami, zarabianiem. Kształceniem i wychowywaniem dzieci.
Przyszła choroba, diagnoza, a wraz z nią niepewność. Czy umrę? Kiedy? Jak?
Zacząłem zapoznawać się z objawami, chorobą. Zacząłem się z nią oswajać. Z czasem dotarło do mnie, że ze mną tak szybko śmierć sobie nie poradzi. Będę najpierw pomału tracić sprawność,  siły,  zmysły kontrolę nad sobą. Będę cierpiał, ale śmierć z tego stanu tak szybko mnie nie wybawi.
Nieuchronność śmierci, że na pewno przyjdzie, jest za rogiem już czeka… To był następny etap który musiałem przejść i zaaprobować. Dopóki funkcjonuję, daję sobie radę, jestem sprawny, to znaczy że się nie poddaję i walczę. Ale drzemie we mnie myśl że ona czeka, stoi za drzwiami i wkroczy gdy nadejdzie jej moment. Bronię się przed tym, jednak już nie tak jak kiedyś.
Mój światopogląd się zmienił, zaaprobował przejście do innego jestestwa… Nie mogę się jednak pogodzić z faktem, że choroba zacznie zabierać mi godność, pamięć wspomnienia. Wtedy na pewno zacznę pragnąć by przyszła, i mnie zabrała. Już teraz natychmiast, by mnie pamiętano takiego jakim byłem przedtem, a nie teraz. Bym nie przysparzał więcej trosk i fatygi swoim bliskim.
Śmierć staje się dla mnie i dla starszych osób, już czymś zaakceptowanym, nie strasznym, nieuchronnym, wręcz wybawieniem i przyjaciółką. Została zaakceptowana i gdy przyjdzie czas – „zaproszona na salony”.
Czy się boję, w tej chwili – nie. Czy będę się jej  bać gdy stanie w drzwiach, nie wiem. Ale fakt jest faktem że będę musiał ją już wtedy nieuchronnie zaakceptować, zaprosić i pójść tam gdzie mnie poprowadzi.
Będę musiał jej zaufać…              

wtorek, 23 października 2012

             225. Moja Marysia, za „friko”, dostała zaproszenia na otwarcie Festiwalu Filmowego CAMERA!TA. Był to film z muzyką na żywo w operze. Nawet nie zastanawialiśmy się czy iść. Decyzja została podjęta od razu.
Był to obraz z 1918 roku - "Mania, historia pracownicy fabryki papierosów". Grała w nim główną rolę Pola Negri. (prawie 2 godziny!!!) Muzykę do tego filmu skomponował, dyrygował i wykonał jej prapremierę z Orkiestrą Kameralną w Podlaskiej Operze - Jerzy Maksymiuk.
Przed wyświetleniem filmu wystąpił dyrektor opery. Opowiedział co widzowie za chwile obejrzą i usłyszą. Potem zostało powiedziane jak ten film został oddany Polakom i jak przebiegał cały proces renowacji cyfrowej, bardzo uszkodzonej kopii.
Mimo że nasza obecność przypominała trochę uzupełnienie dziury w zębie, to byliśmy szczęśliwi że mogliśmy w tym wydarzeniu uczestniczyć. Dla nas było to coś nowego, ciekawego i najważniejsze że za darmo. Z naszymi funduszami, nigdy byśmy się nie zdecydowali pójść na ten spektakl a tak… ;-D



poniedziałek, 22 października 2012

            224.   Mówi się że Czarni to lenie. (Mówię tu o plemionach Afrykańskich). Że niszczą to co dostaną. Nie szanują darów, czekają tylko na więcej. Roszczą sobie prawa, na zasadzie daj palec, a zechce rękę. W krajach rozwiniętych, dostają punkty na uczelnie. Dyskryminuje się ich i jednocześnie preferuje ich inny kolor skóry… ;-D
Przyjmijmy że to prawda… 
Czym się różnimy więc od domniemanych ich, gdy wyrzucamy do śmietnika chleb, ziemniaki, warzywa, kotlety, makarony itp.? Tyle jedzenia, dóbr się marnuje. Albo też bez krytycznie przyjmujemy pomoc jej nie potrzebując. Czy nie wykorzystujemy nikogo? Czy nie mamy swojego zdania, czasem bardzo bulwersującego innych?
            Czym Biali się różnią od szeroko pojętych - domniemanych ich ? W tej chwili uważam że niczym. I jedni i drudzy, mogli by się od siebie wzajemnie (negatywnie) uczyć i to przecież z lubością czynią. Tego przykłady są przecież widoczne…
Na „dobre wzorce”, i tak nikt nie zwraca uwagi, no bo i po co? To nie interesujące i nie medialne. Tak jest przecież poprawnie i ogólnie przyjęte… ;-D 

czwartek, 18 października 2012

               223. Środa minie tydzień zginie. Zrobię sobie trochę wolnego. Mają wpaść krewni, trzeba co nie co przygotować, wyjść, pogadać, pogościować. ;-D Mamy też piękną złotą jesień, jest potrzeba podelektowania się jej pięknem. Na razie... Życzę zdrówka… ;-*

wtorek, 16 października 2012

             222. Wiem że wielu młodych ludzi po studiach, wróciło z pracy w Warszawie do Białegostoku. Czy to brak w wykształceniu, motywacji, a może agresji? Wróciwszy powiedzieli, że ich życie jest ważniejsze niż praca za wszelką cenę w stolicy. Mieli tam śmieciowe umowy, pracowali po kilkanaście godzin, w soboty i niedzielę. Czuli się wykorzystywani, przez mających nad nimi władzę, pełnymi roszczeń, ambicji i aspiracji młodymi ludźmi. Byli tam sami śród wrogości, wyścigu szczurów i niesprawiedliwych szefów. To nie było miłe. Znajdując pierwszą pracę myśleli, że w przedsiębiorstwach stolicy, znajdą się nie w śród agresywnych zwierząt, ale normalnych ludzi jak na Podlasiu.
Córka wyprowadziła się do Czech bo raziła ją mentalność ludzi w Polsce. Syn pracuje w małym biurze architektonicznym bo ceni spokój, dobrą atmosferę, a nie kasę. Sporo ich znajomych przebranżowiło się, wielu żyje chwilą. Nie są pewni czy będą dalej pracować. Czekają żyją chwilą, nie myślą o założeniu rodziny.
Myślę że chyba coś tu nie gra. Czy o to chodzi by młodzi ambitni ludzie znajdywali pracę za granicami kraju? Bo tu nie chodzi o pracy w zawodzie, jak mówi premier, ale o uczciwość w stosunku szef- pracownik. Jest niezwykle trudno znaleźć pracę satysfakcjonującą, w zespole ludzi życzliwych. Czasem się to udaje, ale zobaczcie ilu jest bezrobotnych i ilu ludzi szczęśliwie układających sobie życie za granicą… To znaczy co? Tam im się udaje, a w Polsce są nieudacznikami?
Mówi się – zakładajcie swoje firmy… Ale i tu, jak opisałem w którymś wcześniejszym poście, są niebywałe trudności, pułapki i nerwy…
To nie tak miało być gdy nasze pokolenie rozbijało komunę. Spoglądam na parlament i pytam, komu tam można zaufać? Oni umieją burzyć, niszczyć to ich żywioł, ale kto z nich potrafi budować?   

poniedziałek, 15 października 2012

            221. Pewien bardzo utytułowany, słusznego wieku naukowiec, powiedział – że są Regiony w Świecie, w Unii, Stanach, w poszczególnych krajach - biedniejsze od innych.     Te Regiony, Państwa, Stany bogatsze, mają obowiązek pomagania tym biednym. Przecież nie żyjemy w próżni, ale w systemie naczyń połączonych. Jeden kryzys pociąga za sobą drugi…

Bogate kraje Unii, Stany, Emiraty, Chiny, a tu kryzys, głód, wojny… Jeden ciągnie w dół drugiego, po kolei, niechybnie…

Ale mniejsza z globalnymi strukturami. U nas w kraju, na naszym podwórku też wiele się dzieje. Warszawa najpierw godzi się na „Janosikowie”, a potem gdy pomoc ta staje się w kryzysie niewygodna, zmienia zdanie. Mówi radźcie sobie sami… No bo stolica to stolica, oni mogą…

Warszawiacy lubią jeździć na Mazury, w Góry ale już na drogi pieniędzy żałują, zabierają nawet te obiecane. Wolą narzekać na korki, zaniedbania…
- A wsie na Podlasiu zarastają, ludzie biednieją, a ci co mogli by pomóc jadą na wczasy na… - „Karaiby”… ;-/  

piątek, 12 października 2012

           220. Dziś z rana obudziła mnie piosenka, którą sobie akurat przypomniałem. To chyba z Kołobrzegu, z Festiwalu Piosenki Żołnierskiej?
Później przypomniałem też do niej zwrotkę, czyli tekst. Brzmi ona:

Rosną w mieście domy, z czerwoniutkiej cegły.
Domy wznosi murarz bo w tej pracy biegły.
Ale żeby murarz domy wznosić mógł,
Czuwać musi żołnierz, czuwać musi żołnierz,
By nie przeszkodził wróg. ;-D

Zobaczcie z jakimi to głupotami człowiek się budzi rano… ;-D 
            219. Hindus nie narzeka, on akceptuje, umie się godzić z ty co jest. Tak został wychowany, taka jest jego wiara, mentalność i doświadczenie…
A my, Polacy jacy jesteśmy? Jaki jest ten naród katolicki, otoczony wieloma doktrynami, wierzący w sprawiedliwego Boga? Czy na pewno jesteśmy lepsi od innych nacji?
Czy nie słyszy się o nas że nie szanujemy zdania innych? Że narzekamy, jesteśmy pełni roszczeń, wymagań, żalu. Że jesteśmy bardzo nieufni i pełni arogancji…

Przesadzam? A może tak czynię specjalnie… Lubimy słyszeć że jesteśmy gościnni, pracowici, sympatyczni, wykształceni… Jednak czy tak odbierają nas wszyscy? Fajnie by było żebyśmy w końcu zrozumieli, że nie jesteśmy pępkami świata, że nie mamy patentu na mądrość, że nie zawsze dajemy dobry przykład innym.  
To zrozumieli już dawno Hindusi, Mnisi, Fakirzy – śmieszni ludzie z końca świta…
Hm… Ale czy na pewno to właśnie oni są biedni, zacofani, głupi i żyją na końcu świata, tak jak byśmy chcieli ich widzieć? Punkt widzenia wszak, zależy od punktu siedzenia… ;-D 

czwartek, 11 października 2012

             218. Jako mężczyzna lubię oglądać samochody, a najbardziej te drogie. Poza zasięgiem finansowym. Jednak najbardziej lubię patrzeć i słuchać opowieści o dużych maszynach rolniczych. Ich możliwościach, wyposażeniu, ergonomii pracy. Wtedy w duszy odzywa się we mnie taki mały, radosny, chłopak ze wsi, co wścibia nos do każdej szczelinki. Lubię też duże tiry, ale pociągają mnie w nich kabiny… Ach…się rozmarzyłem  ;-D   

środa, 10 października 2012

          217.  Może to źle, ale my nie wtrącamy się za mocno w życie swoich dzieci, to ich życie. Mają być szczęśliwe. Uważamy że każdy dureń ma swój rozum. Nasze dzieci też, jakiś tam rozum, mają. Mają plany, poglądy, marzenia…  
Jak my mamy prawo do swojego zdania, tak też musimy uznać prawo naszych dzieci do formowania i wygłaszania swoich opinii. Nie zgadzamy się z nimi? Są niezgodne z naszymi? Nie podoba nam się to i wyrażamy to głośno? To w takim razie pytam, gdzie jest nasza tolerancja i wyrozumiałość?
Przekonajmy ich w dyskusji, jesli w końcu dopuszczą nas do głosu, że nie mają racji… Sami nie możemy się czasem pogodzić z  teologiczną doktryną, a dzieci z naszą już muszą?
Dajmy przykład swoim dzieciom że można rozmawiać, szanować różne punkty widzenia - to może i inni wezmą z nas przykład…         

wtorek, 9 października 2012

           216.  Po co są sądy, rządy, administracja, kiedy to wszystko nie działa jak należy w odczuciu społecznym…
Jedne sądy raz coś przysądzają, a następne odwołują. To trwa lata, a sprawiedliwość i tak zależy od interpretatora. Nie od kodeksu i tego co jest napisane - tylko od papugi…   
            Rządy, bez wyjątku, się zmieniają, ładnie mówią, a potem wszystko zostawiają innym. I co zostaje - najczęściej, ręka w nocniku, a nie poczucie sprawiedliwości.
            Bandyta zostaje uniewinniony, chory dostaje lek, a potem mu się go odbiera itd. itp. Demokracja? Dyktatura? A może to Łukaszenka, Putin, Hu Jintao, mają rację a nie PiS, PO i inne wijące się pod niezadowoleniem społeczeństwa partie? Nikt nie ma monopolu na sprawiedliwość, nic ich nie godzi i nic im nie grozi…
Coś musi wybuchnąć, tylko co, kiedy i gdzie?… Czy Nostradamus to już przewidział? ;-D   

poniedziałek, 8 października 2012

           215.  Otyłość dzieci…
Kawa była u nas o 16-. Do kawy ciastko, cukierek. Chipsy, oranżada kola na weselach. Młodzież ćwiczyła na lekcjach wf –u. Na lekcje chodziła lub jeździła rowerem. Gotowaliśmy sami, ze zdrowych wiejskich produktów. Nie było różowo, też był kryzys. Dzieci rodziły się w połowie lat osiemdziesiątych. Są szczupłe, wykształcone, mądre. Nie jest i nigdy różowo nie było. Ale myśmy myśleli i planowali.
Czyżby teraz coś się zmieniło?    
Teraz młodzieży brak jest wzorców do naśladowania od rodziców, bo ci nie mają czasu, są zapracowani i zestresowani..
Wymówka?
Bo winne są geny, a nie wychowanie, zdrowa kuchnia, myślenie o przyszłości swoich dzieci?
To nie Cola, Fastfoody,  złe jedzenie i brak gimnastyki i opieki... A co? Nie piwo, golonka i grille rozpychają nam żołądki?  
Wiadomo co lubią i często jedzą dzieci. Kuchnia zdrowa jest dosyć droga, ale czy nie warta poświęcenia? Owoce, warzywa, zdrowe odżywianie, aktywność fizyczna, brak stresu.
Alternatywą jest - dzieci szczupłe, pełne energii, zdrowe. Bo rodzice ćwiczą, dają im wzorce, nie zaśmiecają swoich brzuchów i umysłów. Mają czas na wytłumaczenie, a nie lekceważenie młodych ludzi, zagrożeń które na nich czyhają. Nie kasa jest najważniejsza, markety i media - tylko nasza mądrość i instynkt, który jeszcze gdzieś w środku nas drzemie.       

sobota, 6 października 2012

            214. Mamy w krajach uprzemysłowionych nadwyżkę jedzenia, elektroniki, różnych dóbr. Wiele z tego co jest marnujemy. Bo jest, bo myślimy że będzie wiecznie, że stać nas będzie cały czas na kupno. Lekceważymy to co zostało wyprodukowane przez innych. Marnujemy surowce, nie szanujemy przyrody, patrzymy tylko swojej wygody... Zapominamy że oprócz rzeczy które możemy nabyć, są jeszcze rzeczy i wartości które zostały nam dane tylko w posiadanie, a my traktujemy je jako swoją własność. To jest woda, lasy, powietrze… To wszystko możemy teraz kupić, tylko zapominamy o jednym, do kiedy nam wszystkim tego wystarczy…    

piątek, 5 października 2012

                 213. Czy mamy jeszcze przyjaciół? Takich prawdziwych, od serca? Takim co możemy się zwierzyć, wszystko opowiedzieć, nawet rzeczy intymne? Nie koleżanka, kolega, ale taki bliski nam, nadający na tych samych falach człowiek? Czy mamy czas na taki luksus w obecnych czasach?
Porozjeżdżaliśmy się po całym świecie, zajmujemy się domem, rodziną, pracujemy. Czasem zostawiamy bliskie nam osoby daleko i spotykamy się tylko okazjonalnie. Czy to co było kiedyś, teraz możemy nazwać przyjaźnią? Człowiek się zmienia. My się zmieniamy… Czasem zamykamy się w domach z telewizorem, radzimy z problemami sami, rodzina staje się najważniejsza. Nawet nie mamy czasu wyjść do kina, na występ, na piwo…
Czy jesteśmy leniwi? Kiedyś człowiek utrzymywał kontakt z sąsiadami, wychodził na ławeczkę pod dom, bywał na prywatkach. A teraz, mając tyle lat co się ma?
Czy świat nie przesłaniają nam problemy dzieci, wnuki, polityka? Czy nie zwalamy wszystkiego na brak czasu? Rodzice, dzieci, choroby, problemy… Czy czasem nie zapominamy o czymś ważnym? O sobie, potrzebie przyjaźni, odpoczynku? Mamy teraz jakiś dystans do wszystkich. Rządzą nami media, dają wzorce do naśladowania czasem nawet z odległych miejsc… A my jesteśmy tutaj i teraz…
Mają szczęście ci, co przyjaciół mają, są radośni mimo kłopotów, i nie są zakładnikami czasu… Czasy się zmieniają, pamiętam inne życie, a z opowiadań rodziców, zupełnie inną kulturę. Z jednej strony mamy łatwiej i lepiej, ale z drugiej, zaczyna otaczać nas pustka. Do czego ona nas doprowadzi? Zaczynamy tworzyć dookoła siebie świat wirtualny, komputerowy. Czy to z tęsknoty za czymś co odeszło? Czy to dobrze, czy ewoluujemy w słusznym kierunku, czy mamy sami, jeszcze wpływ na własne życie?      

czwartek, 4 października 2012

            212. Skoro się zgadaliśmy na Facebook –u o przepisie na babkę ziemniaczaną, podaję ją na swoim blogu. Przyczyna – się troszeczkę rozpisałem… ;-D
Babka ziemniaczana, jako potrawa ludzi niezamożnych pochodzi z kresów. Litwa, Białoruś, Ukraina, wschodnia Polska. Tą potrawę niezamożnych jedli także Żydzi na tych terenach i Niemcy. Później to się zmieniło i jadano ją już na zamożnych stołach. Obok jeleni, przepiórek, zagościły na nich także i potrawy z ziemniaków. W takiej formie potrawa ta, jak i inne potrawy z ziemniaków - kiszka ziemniaczana, kartacze, rozeszły się po innych rejonach.
Mało kto teraz zna potrawę od lat jadaną w naszej rodzinie zwaną Guglem. Kiedyś jedli ją niezamożni Żydzi, albo Niemcy. Głównymi składnikami jej były ziemniaki i marchew. Ale tej potrawy sory, ale Wam nie zdradzę - rodzinna bardzo pracochłonna tajemnica. Nigdzie tej potrawy nie spotkałem. Je się ją u nas raz, dwa razy do roku i najbardziej smakuje ona mi. ;-D Inni z rodziny gustują w innych potrawach z ziemniaków, czyli kartacze, babka i kiszka ziemniaczana.
Na tych terenach dawniej przeważała kuchnia mączna, zacierki, polewki, kluski… Później gdy sprowadzono z Ameryki ziemniaki, jako odrzucone przez szlachtę, to one zaczęły królować na zaściankowych stołach. Tyle z historii którą znam.
Do kiszki jak i babki ziemniaczanej, stosowano jedyną odmianę jaką była znana w tym rejonie. Była to odmiana biała, rozpadająca się i delikatna. Karmiono tymi ziemniakami także zwierzęta domowe, w tym i świnie. Być może dlatego śmieją się z niej inne nacje.
Chyba i z tego powodu, tak cenią tą potrawę przybysze z innych regionów. Najsmaczniejsza babka i kiszka ziemniaczana pochodzi z naszego rejonu. Być może, ale ja tu nie jestem obiektywny… ;-D
Ziemniaki żółte, twardsze, z większą zawartością skrobi, z dużym powodzeniem używa się w innych kuchniach. Dodaje się ją do sałatek, pyzów, knedlików i innych ziemniaczanych klusek. Też mi bardzo smakują, ale te ziemniaki są inne. Nie gorsze, ale pasują do innych potraw. Absolutnie nie można już z nich zrobić kartaczy, cepelinów, czy babki. Skrobia i jej ilość czyni potrawę bardziej zwięzłą.
A więc znając już przyczynę innego smaku babki ziemniaczanej, mogę podać przepis na tą potrawę. Mianowicie:
-Ziemniaki białe, późne, dające kolor potrawie, konsystencje i smak. - Ok. 3- 3.5kg.
(konsystencja nie powinna być gęsta, nadmiar wody usuwamy łyżką, Przetarte ziemniaki powinny być od razu przyprawione i wstawione do blaszki by nie ściemniały. Można położyć później, na jej wierzch plasterki boczku i przypiec).
-Skwarki z topionej słoniny, o kolorze złotawym, pozostałe po topieniu smalcu. – koło szklanki. (Wiem, że coraz rzadziej i w pewnych rejonach są niedostępne, więc chyba można je zastąpić cieniutko pokrojonymi skwarkami z boczku wędzonego, kiełbaską. – Ale zaznaczam to już nie będzie to. Ja nie używam smalcu ze sklepu, wytapiamy go sami. Zupełnie inny smak, nie pryska i są skwarki.)
- Kasza manna – ok. 3 łyżki. 
-Mąka zwykła lub ziemniaczana 3 łyżki.
-Sól, pieprz, do smaku. Surowa potrawa ma sprawiać przesolonej.
-Podsmażone 3 cebule, pokrajane w kostkę. 
-Jedne jajko. My dodajemy trochę Vegety, ciutkę przyprawy do ziemniaków.
Wszystko należy pomieszać, wyłożyć do blaszki i piec aż ładnie się zarumieni. Ot i tyle. To nasza domowa babka ziemniaczana. Kiszkę robimy tak samo, tylko wkładamy nadzienie do flaka, lub świńskiego wyprawionego żołądka… ;-D         

środa, 3 października 2012


211. Zapraszam do odwiedzin. ;-D Najładniejsza i najsympatyczniejsza szkoła w Białymstoku.  Tam pracuje moja żona i nawet lubi tą pracę. Strona internetowa szkoły -  http://www.xilo.bialystok.pl/
Wpadnijcie też do naszego miasta… ;-D
Na -  https://maps.google.com/  - wpisujemy, Białystok, Podlaskie, Polska, Potem klikamy na człowieczka w górnej lewej stronie mapy i przenosimy go na plan który zaznaczy się na niebiesko. To będzie taki aktywny obszar, gdzie zrobione były zdjęcia przez samochód - Street View.
Mapa zmieni się w ruchome obrazy z miasta. Sterujemy wówczas myszką. Mieszkam na ul. Grottgera, tam pracuje moja żona. Polecam Rynek Kościuszki, Pałac Branickich, Park Planty itp.  Ja mieszkam w tym mieście i czasem wpadam, wirtualnie popatrzyć na ulice, mi się to podoba, kiedyś takich rzeczy nie było… ;-D Czasem „podglądam” moich znajomych za granicą, przynajmniej wiem jak mieszkają… ;-)))