Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 16 października 2012

             222. Wiem że wielu młodych ludzi po studiach, wróciło z pracy w Warszawie do Białegostoku. Czy to brak w wykształceniu, motywacji, a może agresji? Wróciwszy powiedzieli, że ich życie jest ważniejsze niż praca za wszelką cenę w stolicy. Mieli tam śmieciowe umowy, pracowali po kilkanaście godzin, w soboty i niedzielę. Czuli się wykorzystywani, przez mających nad nimi władzę, pełnymi roszczeń, ambicji i aspiracji młodymi ludźmi. Byli tam sami śród wrogości, wyścigu szczurów i niesprawiedliwych szefów. To nie było miłe. Znajdując pierwszą pracę myśleli, że w przedsiębiorstwach stolicy, znajdą się nie w śród agresywnych zwierząt, ale normalnych ludzi jak na Podlasiu.
Córka wyprowadziła się do Czech bo raziła ją mentalność ludzi w Polsce. Syn pracuje w małym biurze architektonicznym bo ceni spokój, dobrą atmosferę, a nie kasę. Sporo ich znajomych przebranżowiło się, wielu żyje chwilą. Nie są pewni czy będą dalej pracować. Czekają żyją chwilą, nie myślą o założeniu rodziny.
Myślę że chyba coś tu nie gra. Czy o to chodzi by młodzi ambitni ludzie znajdywali pracę za granicami kraju? Bo tu nie chodzi o pracy w zawodzie, jak mówi premier, ale o uczciwość w stosunku szef- pracownik. Jest niezwykle trudno znaleźć pracę satysfakcjonującą, w zespole ludzi życzliwych. Czasem się to udaje, ale zobaczcie ilu jest bezrobotnych i ilu ludzi szczęśliwie układających sobie życie za granicą… To znaczy co? Tam im się udaje, a w Polsce są nieudacznikami?
Mówi się – zakładajcie swoje firmy… Ale i tu, jak opisałem w którymś wcześniejszym poście, są niebywałe trudności, pułapki i nerwy…
To nie tak miało być gdy nasze pokolenie rozbijało komunę. Spoglądam na parlament i pytam, komu tam można zaufać? Oni umieją burzyć, niszczyć to ich żywioł, ale kto z nich potrafi budować?   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz