Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 25 października 2012

              226.  Jaki jest stosunek do śmierci, dzieci, młodzieży ludzi zdrowych, chorych i starych? Ewaluuje on w zależności od wieku samopoczucia, to pewne.
Z wiekiem przyzwyczajamy się z myślą że śmierć nastąpi, umrzemy tak jak wszyscy… Kiedyś…
Gdy byłem mały, wiedziałem że ludzie umierają, że to jest normalne i nieuchronne. Jednak jako dziecko, wiedziałem że to nie nastąpi prędko, muszę się najpierw zestarzeć, a do tego to mam jeszcze daleko…
Nie zawracałem więc tymi myślami sobie głowy, żyłem teraźniejszością. Gdy stałem się młodzieńcem, zacząłem snuć plany. Wizji śmierci w niej także nie było. Była ona tak odległa że aż nie realna.
Pojawiała się ona, na krótko, przed urodzeniem dzieci. Aby były one zdrowe, by nic się im i żonie się nie stało, by nie było powikłań.
Gdy okazywało się że jest wszystko w porządku, zapominało się o niej, odpychało, usuwało z pamięci. Wtedy żyło się czym innym. Pracą, planami, zarabianiem. Kształceniem i wychowywaniem dzieci.
Przyszła choroba, diagnoza, a wraz z nią niepewność. Czy umrę? Kiedy? Jak?
Zacząłem zapoznawać się z objawami, chorobą. Zacząłem się z nią oswajać. Z czasem dotarło do mnie, że ze mną tak szybko śmierć sobie nie poradzi. Będę najpierw pomału tracić sprawność,  siły,  zmysły kontrolę nad sobą. Będę cierpiał, ale śmierć z tego stanu tak szybko mnie nie wybawi.
Nieuchronność śmierci, że na pewno przyjdzie, jest za rogiem już czeka… To był następny etap który musiałem przejść i zaaprobować. Dopóki funkcjonuję, daję sobie radę, jestem sprawny, to znaczy że się nie poddaję i walczę. Ale drzemie we mnie myśl że ona czeka, stoi za drzwiami i wkroczy gdy nadejdzie jej moment. Bronię się przed tym, jednak już nie tak jak kiedyś.
Mój światopogląd się zmienił, zaaprobował przejście do innego jestestwa… Nie mogę się jednak pogodzić z faktem, że choroba zacznie zabierać mi godność, pamięć wspomnienia. Wtedy na pewno zacznę pragnąć by przyszła, i mnie zabrała. Już teraz natychmiast, by mnie pamiętano takiego jakim byłem przedtem, a nie teraz. Bym nie przysparzał więcej trosk i fatygi swoim bliskim.
Śmierć staje się dla mnie i dla starszych osób, już czymś zaakceptowanym, nie strasznym, nieuchronnym, wręcz wybawieniem i przyjaciółką. Została zaakceptowana i gdy przyjdzie czas – „zaproszona na salony”.
Czy się boję, w tej chwili – nie. Czy będę się jej  bać gdy stanie w drzwiach, nie wiem. Ale fakt jest faktem że będę musiał ją już wtedy nieuchronnie zaakceptować, zaprosić i pójść tam gdzie mnie poprowadzi.
Będę musiał jej zaufać…              

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz