Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 22 stycznia 2013

               267.  Z tego co z żoną dokonaliśmy jestem dumny. Z sercem pracowaliśmy swego czasu na wsi. Gdy zaszły zmiany i zaczęło się nie opłacać, zaczęliśmy pracować w Niemczech. Byłem radnym, gdy była taka potrzeba. Gdy dzieci dorosły, jak zachorowałem na SM i trzeba było się przenieść do miasta, zrobiliśmy to.
Pracowaliśmy z żoną czasami ponad siły, sami szukaliśmy pracy i w kraju i zagranicą. Uczyliśmy się języka by zarabiać godnie. Nie mieliśmy urlopów. Żona pracowała w weekendy, po hurtowniach, sprzątała, porządkowała ogrody…
Teraz mieszkamy centrum miasta przy szpitalu w nowym pięknym bloku. Mamy co jeść, czym jeździć, chodzimy do kina. Czasem pojedziemy na wycieczkę, jestem w programie szwajcarskim i dostaję za darmo lek warty krocie. Żona kończy studia, o których marzyła, a nie było jej kiedyś na nie stać. Sami do wszystkiego swym rozumem i rękami dochodziliśmy.
Dzieci pokończyły studia. Jedno z dzieci ma dwa fakultety, drugie dyplom Polski i Duński. Trzeci, jak to w życiu, jest naszą czarną owcą. Zdolny jak diabli, ale artysta ze swoim zdaniem, chodzący z głową w chmurach. Bez skrupułów wyciągał od nas pieniądze gdy studiował w Krakowie, do tej pory spłacamy jego kredyt studencki. Dziwne, ale kibicujemy mu dalej. Czemu - jest naszym synem… Musi być nas, na to stać…
To nasze osiągnięcia. Jednak mi spędza czasem sen z powiek fakt, że, zbliżając się do trzydziestki jeszcze nic nie osiągnęły. Nie mają rodzin, dzieci, dobrego, płatnego zajęcia…            Czy my zrobiliśmy do diabła coś nie tak? Źle je wychowaliśmy, wpoiliśmy złe systemy wartości.  
Przez ich nieustabilizowane życie, i nasze jest jakieś tymczasowe… Już nie jesteśmy młodzi, chcielibyśmy doczekać wnuków, zarobionych przez nie - ruchomości i nieruchomości…
Moje siły już się kończą, SM daje o sobie znać. Dopóki jeszcze mam siły chcielibyśmy gdzieś pojechać, coś zobaczyć, pobawić się z wnukami.
A tu słyszymy - dałem sobie jeszcze kilka lat, nie śpieszy mi się, jakoś to będzie, oj mamo...
My w ich wieku mieliśmy już rodzinę, rodziły się nam dzieci, pracowaliśmy…
To nam się śpieszy by jeszcze przed śmiercią nacieszyć się sukcesami dzieci…
Tak, to mi się czas kończy. To ja jestem już coraz starszy, bardziej chory i słaby...
Niby jestem szczęśliwy, że czegoś mimo choroby dokonałem, ale jest wokół mnie jakaś pustka. Czuję jakbym czegoś zapomniał…   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz