Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 8 grudnia 2011

59.  Właściciel korporacji, chce by zysk w jego firmie był jak największy, udziałowcy też. Prezesi by im dogodzić, kombinują i zatrudniają fachowców od najróżniejszych prawnych machlojek. Dyrektorzy i kierownicy szukają oszczędności. Tną koszty i robią pracowników w balona. W przyjaznych niegdyś firmach, najczęściej rodzinnych, po przejęciach korporacyjnych praca staje się nie do wytrzymania, wyścig szczurów, zawiść, brak tolerancji i zwolnienia z byle powodu… Bo liczy się tylko zysk, mamona dla wierchuszki. ;-D
Czy tak jest? Nie?... To będzie! Coraz więcej firm lokalnych, przejmują olbrzymie międzynarodowe molochy-korporacje.

Hmm… I tak sobie myślę, czy aby ci, krytykowani bez pardonu antyglobaliści nie mają czasem racji?
Czy nie lepiej by się pracowało w firmie gdzie szef zna osobiście większość pracowników? Nie zwalnia z byle powodu, a zakłada przy firmie żłobki, przedszkola, by ludziom pracowało się spokojniej. Daje urlopy, gdy umiera matka, rodzą się dzieci. Gdy zachoruje pracownik lub jego dziecko. Wie co to zasiłek, prezent świąteczny, urlop i integracja. Wie co to jest człowieczeństwo i pewność jutra. Wie co to zarobek, ale i wie co to oszustwo. Wie co to wstyd i godność. Czy taki stosunek do pracownika to coś złego? Czy to jest oznaka słabości? Czy liczy się tylko kasa i konkurencja za wszelką cenę?

Mając te pięćdziesiąt lat, rozumiem tęsknotę moich rodziców za epoką Gierka, Socjalizmu czy Komunizmu. Wtedy naprawdę żyło się bezpieczniej, pewniej, spokojniej. Bardziej przewidywalnie. Czy epoka pewnej pracy, możliwości zaplanowania przyszłości sobie i dzieciom na pewno minęła?
Jeżeli tak, to ludziom na dłuższą metę nie da się zamydlać oczu. To kiedyś wybuchnie. A jak wybuchnie to globalnie i nie będzie co później zbierać.

Sory… Ot takie to moje „Nostradamusowe” przepowiednie na przyszłość. ;-D             

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz