Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 28 lutego 2012

116.  Skoro już jesteśmy przy temacie uśmiercania znanych aktorów w serialach… Jeśli one dotyczą fikcji, literackiej, znudzenia się serialem aktora, to odbieram to z dystansem. Naprawdę „Wisi mnie to”…
 (Oglądam przecie też czasem seriale, kabarety, komedie, lekkie filmy. Czasem też potrzebuję się pośmiać. Nie jestem nadczłowiekiem). ;-))) Tylko tak czasem piszę... ;-D
Jeśli tyczy się to tych prawdziwych zejść aktorów z tego świata, podczas wypadków, chorób, operacji… Muszę przyznać że jestem nimi nawet trochę poruszony. Telewizja sprawia, że los w sumie obcego człowieka, tak bardzo nas obchodzi...
No bo czy obchodzi nas los człowieka, który zmarł w tej chwili w wypadku jadąc do pracy. Nie. Na takie sprawy genetycznie jesteśmy uodpornieni.
Ale gdy dotyczy to znanego celebryty, prezydenta, aktora, etc jesteśmy poruszeni. Czy jest jakaś różnica między tymi dwoma przedstawionymi sytuacjami?... Nie, to jest zupełnie obcy człowiek, nawet nie dalsza rodzina. A jednak - „Jest znajomym z eteru”  
Porusza nas śmierć sąsiada, kolegi, koleżanki z pracy. To są ludzie, z którymi rozmawialiśmy, utrzymywaliśmy jakiś kontakt. To już nie są ludzie dla nas anonimowi, obcy. To już nas bezpośrednio obchodzi, czasem nawet dotyczy.
Inna sprawa, gdy umiera przyjaciel, czy ktoś z rodziny. To już nas „KOPIE”... Z tym już sobie nie radzimy. By z tym stanem sobie poradzić musi minąć jakiś czas. Czasem nawet znaczny czas...
Ta śmierć boli, tkwi w nas do końca życia, wdziera się we wszystkie wspomnienia związane z tą osobą…
Myślę, że jest jeszcze pewien dla nas rodzaj śmierci. Najwyższy. Taki z którym już nie możemy sobie sami poradzić… Ba, nie chcemy sobie w ogóle z nim radzić. Czujemy satysfakcję w trwaniu w tym stanie. Mam taką najbliższą osobę w moim gronie i mam nadzieję że jej nie przeżyję i nigdy, przenigdy nie będę patrzył na jej śmierć. ;-D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz