Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 14 lutego 2012

106. Wywiadówka, była jak zwykle w naszej szkole w niedzielę. Tak było przyjęte. Wielu uczniów dojeżdżało z pobliskich wsi, koło trzystu mieszkało w szkolnym internacie, tylko nieliczni byli miejscowi, czyli pochodzili z Suwałk.
            To była druga klasa zawodówki. Klasa dopiero się zgrywała. Przyjechała teraz na nią tylko moja mama…  

Na maturach szkolnych w pierwszej klasie, pojechaliśmy do leśniczówki rodziców naszej koleżanki z klasy na obóz. Sadziliśmy las, układaliśmy drewno w drewutni. No i takie obozowe życie pod namiotem. Sami robiliśmy jedzenie, picie, plątaliśmy się po pięknej leśnej okolicy Gawrych Rudy. To był pomysł naszej wychowawczyni. Chciała zjednoczyć wielokulturową, miejską i wiejską społeczność naszej klasy. Udało się…
…Przyłapać przez wychowawczynię, kilka miejących się ku sobie par w namiocie. Śmiechu było nazajutrz co niemiara…
            W drugiej klasie zawodówki, mieliśmy pojechać w tym czasie, na wycieczkę do trójmiasta. Klasa pojechała, ale już beze mnie…
Podczas tejże wywiadówki, mój ojciec miał w domu wypadek…  
W poniedziałek, na jednej z późniejszych lekcji, podeszła do mnie ciotka i powiedziała że mam jechać do domu, że ojciec leży w szpitalu i że wszystko załatwiła z szkole. Wrócę jak… wrócę.
            Wieczorem, pełen złych przeczuć, wsiadłem do pociągu. Sporo myślałem, bo niewiadomych było sporo. Na koniec przysnąłem. W ostatnim momencie wysiadłem w Białymstoku. Nie pamiętam jak wróciłem do domu…
            Kilka razy odwiedziliśmy ojca na „ojomie”, potem został odłączony. Trumna, transport do domu, kopanie grobowca. Pogrzeb…

            Była delegacja ze szkoły z moją przyszłą żoną. Nie wiedziała, bo i skąd, że przyjechała na pogrzeb swojego teścia… Było błoto, wieńce, wyły syreny i kilometrowy orszak za krzyżem trumną i księdzem…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz