Łączna liczba wyświetleń

środa, 19 października 2011

      18. Od początku byłem dzieckiem szczęśliwym. ;-)))
To aroganckie stwierdzenie, napisałem trochę z przekory… ;-D  Prawda była taka.
Kiedyś nasza rodzina miała cegielnię. Produkowała cegłę, dachówki. Przed zabraniem jej nam przez komunę i znacjonalizowaniem, dziadek jeszcze zdążył kilka razy rozpalić piec i wypalić cegłę. Podczas jednej z takich czynności, siedział na murku i pilnował wnuczka, czyli mnie. Nie miałem pewnie trzech lat. Bawiłem się na łączniku łączącym piec z kominem. Był tam szyber i przykryta czymś dziura prowadząca prosto do żaru tej piekielnej czeluści. Latałem tam i z powrotem, z górki i pod górkę, aż wpadłem po same ramiona do tej dziury. Pamiętam dziadka jak zerwał się i leciał mnie wyciągnąć z tej dziury. To trwało może trzy sekundy… Gdy mnie wyciągnął moje za duże gumowe buciki były już gorące. Gdybym tam wpadł, to nie było by już co wyciągać. Moje prochy, wyciągnąłby komin i z pyłem ceglanym rozsiał po okolicy… ;-D
 Po kilku latach, piec ten, został przerobiony przez mego ojca na pieczarkarnię. A pieczarkarni, komuna już nam nie zabrała. Za Gierka, ojciec na tym miejscu wybudował nową dużą rodzinną pieczarkarnię… Ale to już zupełnie inna historia. ;-)))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz