Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 4 kwietnia 2013

                299. Ja wiem, potrafię to zrozumieć, że jak padnie jakaś sztuka bydła dla rolnika to jest strata. Że szuka by ktoś tą padlinę zabrał i najlepiej jeszcze zapłacił. Są takie firmy co zabierają te padłe zwierzęta do różnych ferm, na przykład hodowcom lisów. To i ubezpieczenie w jakiejś części pokrywa stratę. Ale na Boga, oddać takie zwierzę do punktu skupu to przecież zboczenie. Sam widziałem jak sztuki chore, kulawe, ledwo żywe, rolnik woził do punktu skupu i błagał by toto przyjęto i zapłacili jak za zdrowe.
Tak się działo, czy teraz jest inaczej? Wątpię.
Jeśli zwierzę, trzoda, padnie w czasie transportu, to zwie się ją już padliną. Trzeba być strasznym bydlakiem, by toto przerabiać i sprzedawać hurtowniom, sklepom, jako pełnowartościowy towar…
Jednak w niektórych kręgach jest na to ciche przyzwolenie. A jeżeli tak, to jeśli się taka afera wyda nie należy mieć pretensji że Czechy, Rosja, Unia nie chce przyjmować ogólnie i w ogóle Polskiego mięsa… Sam mając nadwyżki i czując naciski hodowców tak bym zrobił.
Jak to brzmi i wygląda: - Ukryte pomieszczenia z padliną. Transport ledwo żywych i padłych zwierząt. Pracujące w nocy przetwórnie…
Jeśli chce się by Polskie mięso uważane było w świecie za bezpieczne i smaczne, to należy takie przedsiębiorstwa, hodowców, biznesmenów eliminować w „zarodku”.
Teraz to już jest po „ptakach”. Poszło w świat.. Ktoś na Polskiej chciwości i głupocie zarobi…
Trzeba było myśleć wcześniej. Teraz, dobra marka, rozreklamowany towar, zarobek, szlag trafił…   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz