Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 23 kwietnia 2013

                311. Ciąg dalszy…
W obcym kraju, towarzystwie, raczej witamy się ze wszystkimi, szukamy kontaktów, asymilujemy się. Ale gdy wracamy „na swoje śmieci”, wracamy też i do swoich „nawyków”… O co w tym wszystkim chodzi? Chyba naśladujemy nie te wzorce co powinniśmy…
Człowiek w sumie jest zwierzęciem stadnym, więc normalnie jako wyobcowany element powinien czuć się źle… Rzadkie odwiedziny, sąsiad tylko za miedzą… Tak właśnie spędza całe dorosłe życie… I co nie buntuje się? Jest mu z tym dobrze?

Chyba jednak nie… Całe to zachowanie, maski, gra,  świadczy bardziej o chowaniu głowy w piasek, niż zgody na podejmowanie skromnych decyzji w swoich małych ojczyznach…
Olewanie, wykorzystywanie, frustracja, chciwość… To jest efekt nie radzenia sobie w społeczeństwie. Życie przecież nie na tym polega…
Normalnym jest zakochać się, spłodzić potomków, wychować i cieszyć się z dobrze spełnionego obowiązku. A tu? Najpierw kariera, pałac, jacht, góra jedno dziecko, zlecenie wychowania dziecka kompetentnej osobie, a potem? No co potem?
Rak, wrzody, kilka lat cieszenia się majątkiem i kopniak od sąsiada… Boga? Lub wychowanego na obcego człowieka własnego dziecka… Kłopoty, zaskoczenie, obojętność.

Każdemu na koniec potrzebna jest tylko skrzynka i dziura w ziemi, a reszta?
Gdzie w tym jest radość, satysfakcja i fajne życie w śród tłumu bliskich osób? 
Takie coś jest dane niewielkiemu gronu wybranych osób… Na pewno nie ma w nim chciwców, olewaczy i pozorantów. Cieszmy się że nie jesteśmy tymi zamożnymi i jednak tak bardzo biednymi ludźmi… ;-D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz