Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 28 marca 2013

             297. Moja życie i świadomość pamięta już czasy późnej komuny. Gomułka, gadające głowy i wszędobylskie braki. Dla mnie to nie były ciężkie czasy. Ale mojemu dziadkowi zabrano cegielnię. Ojciec ze względu na pochodzenie musiał się dostosować. Niewiele było rzeczy na które się miało wpływ. Pracowało się tam gdzie był nakaz pracy. Mieszkało gdzie wskazano. Potem było już bardziej swobodnie, bo można było wybrać sobie samemu żonę czy męża, zadecydować jak liczna ma być rodzina. Ale i tak nie można było o wszystkim rozmawiać z obcymi, robić czegoś co nie podobało się Partii, ogólnie zachowywać się swobodnie…
Jak pisałem, lata szkolne, oprócz wczesnej podstawówki to już był Gierek. Każdy z mego pokolenia te czasy wspomina dobrze. Już normalnie mogli funkcjonować ogrodnicy, rzemieślnicy, kupcy. Znowu pojawiły się małe sklepiki, fabryczki i spore gospodarstwa rolne i ogrodnicze.
To były czasy gdy ojciec zadecydował że będzie pieczarkarzem. Odnowił dom, pierwszy kupił samochód, kolorowy telewizor i wybudował profesjonalną pieczarkarnię. Każdy odczuwał wolność, zaczął decydować o swoim losie sam.
Jakie były moje odczucia z tego okresu? Lekka niepewność, schizofreniczne zachowania. W szkole uczono czego innego, w domu co innego. Historia była inna w domu, a inna w mediach. Sporo było wokoło jeszcze skostniałej biurokracji, ale pojawiało się nowe. Ludzie się zaczęli inaczej zachowywać. Wkraczała normalność, takie przedwiośnie…
Potem już była szkoła średnia, więcej można było już mówić, nauczyciele więcej przekazywali już prawdy. Młodzież już zachowywała się jak dzisiaj…
No i raptem skończyło się moje dzieciństwo. Śmierć ojca i decyzja co robić… Zawodówka skończona, wiek 18 lat, można było już wrócić do domu i przejąć pieczarkarnię… Tak, ale w szkole pozostała by ta jedyna, wymarzona…
Janusz wrócił do szkoły i zrobił technikum ogrodnicze. Potem wrócił na pewien czas sam na gospodarstwo by się ogarnąć, wydorośleć i zaproponować swojej miłej małżeństwo…
No cóż to były najpiękniejsze chwile ich wspólnego życia. Mimo kryzysu, powszechnych braków, łapówek i strajków… Była wspaniała podróż poślubna w góry. Rodziły się dzieci, wspólnie były podejmowane decyzje. Praca, wyjazdy na wieś w poszukiwaniu czegoś do domu, ubrań, jedzenia… To były czasy gdy jedzenie robiło się samemu, towary zdobywało, a łapówkami zapewniało funkcjonowanie gospodarstwa…
To wydawało się normalne do chwili ich pierwszego wspólnego wyjazdu do Niemiec, do szwagra. Tam zobaczyli i poczuli na własnej skórze normalność…
Wrócili, zaczęli wyjeżdżać do pracy i zastanawiać się co dalej. W Holandii na kursie zobaczyli co muszą zrobić by pieczarkarnia dalej funkcjonowała. Nie mieli szans. Kredyty by ich wówczas zjadły. Zaczynała wkraczać gospodarka rynkowa, pojawiła się choroba… Plany zaczęły się łamać…
             Pojawiły się wilki, walka szczurów i znowu jedynie słuszne racje…  Chwile bezpieczeństwa jakie zapewniały im rządy Gierka minęły bezpowrotnie. Nastały czasy Wałęsy i już wielu po nim… Niby jest już jak na zachodzie, ale czy normalnie? Kiedyś wiele nie można było, ludzie się szanowali, żyli w jednym świecie, na jednym poziomie. Teraz czuję jakby się znów żyło w śród wilków.
            Bezrobocie, znajomości, łapówki. Szwindle, afery i te cholerne jedynie słuszne narodowe racje. Bóg, Honor, Ojczyzna… A gdzie w tym wszystkim jest zwykły człowiek? Jego przyszłość? Jego radość, pewność jutra i jego indywidualność w dobie testów i wszędobylskich wskazówek mediów…
            Kiedyś byłem ciekawy świata, zaskakiwany wynalazkami, nowościami chciałem zobaczyć jak będzie w przyszłości… Teraz już coraz częściej mam dość. Chciałbym odpocząć od tego medialnego wrzasku, wyścigów, kultu mamony. Już tylko rodzina trzyma mnie przy życiu, gdyby nie ona, już nie miałbym po co żyć.
            Rzygać mi się chce, gdy patrzę na niektóre sytuacje, na niektórych ludzi, na tych prezesów i celebrytów … Ot co. Nie uważam że świat podąża w dobrym kierunku... ;-/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz