Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 5 lutego 2013

        275.  Czy to jest ciekawe spojrzenie? czy to jest spojrzenie prawdziwe?…
Nasza brać lekarska, nie traktuje poważnie medycyny chińskiej, ziołolecznictwa, bioenergoterapeutów. Wyśmiewa Joginów, czarną magię zamawiaczy… Czy jednak słusznie?
Jako chory, uważam że nie. Dlaczego? Bo lekarz powinien leczyć człowieka, a nie ciekawy, anonimowy przypadek medyczny. Szpital to jest fabryka gdzie się leczy dla pieniędzy i za pieniądze…
 Bo gdzie w tym wszystkim jestem ja???
W medycynie chińskiej, lekarz patrzy pacjentowi głęboko w oczy, obserwuje jego aurę. Potem rozmawia, przekazuje swoją dobrą energię i stosuje terapię.  Szpilki, dieta, zioła, lekarstwa…
W szpitalu, obojętny na nasz los fachowiec, wkłada nas do zimnej maszyny. Daje leki z podręcznika i idzie do domu...
W Indiach Jogini nie jedzą latami, żyją jakąś energią. Mnisi emanują czymś tajemniczym... Są bioenergoterapeuci, co jakimś cudem nas leczą… Kiedyś naszym dziadkom pomagali znachorzy, Indianom szamani. Czy widzieliście ich praktyki? Czy nie przechodziły wam wtedy ciarki po plecach? Nawet kilka dni poświęcali jednemu pacjentowi i… jakimś cudem chory zostawał wyleczony.  
Placebo, wiara, wola życia? A może to coś innego? Gotowość poświęcenia czasu, zdrowia. Chęć wysłuchania i wsłuchania się w organizm chorego. Coś co powoduje że jesteśmy ważni. Że lekarz potrafi oddzielić swoje domowe kłótnie, bolączki, od potrzeby niesienia ulgi i pomocy pacjentowi…
A gdyby tak kilka chwil podczas nauki na uniwersytecie, poświęcić aurze, przepływie energii, połączeniu medycyny z fizyką kwantową. Czy na pewno jedno z drugim nie ma nic wspólnego?   
Ja uważam że ma, ale inni się ze mnie śmieją...
Jakże byśmy się chętniej uczyli, gdyby naszej nauce towarzyszyły takie filmy jak teraz na Discovery... Jacy o wiele " fachowsi" lekarze by nas leczyli, gdyby mieli tak otwarte i chłonne umysły jak ci z filmów, lub znachorzy z wieków ubiegłych?
Teraz wiedza z książki pod nadzorem pana psora, praca naukowa jedna, druga... A jak się panu profesorowi spodobamy, to może nam zaliczy...
Co zaliczy? A gdzie tu w tym wszystkim jestem ja, z moją chorobą?
Gdzie tu jesteś Ty, samotny, w maszynie, łóżku, z receptą w ręku, przekazywany z rąk do rąk... Tu coś nie gra!!! Ja nie chcę być trybikiem w maszynie!!!
Nawet jak będę musiał odejść, to chciałbym, żeby kogoś to obeszło, by ktoś wyciągnął wnioski z mego chorowania na przyszłość...
W „Programie” - siostry, lekarze się do mnie uśmiechają, rozmawiają, nawet żalą... Moje próbówki z krwią rozjeżdżają się po Europie. Są badane. Rezonanse wnikliwie sprawdzane. To dobrze... To mnie dowartościowuje...
Ale jakby brakuje tu jeszcze szerszego spojrzenia... W karcie nie ma tego że jestem, że myślę, mam duszę. Że życie ludzkie ma jakiś sens, głębię. Wygląda na to, że ktoś z klapkami na oczach coś nam wmawia, odciągając od tego co jest dla nas ważne, nie zawsze przyjemne, ale warte poświęcenia.
Życie to nie serial, nie telenowela. To nie ojciec Rydzyk, czy Putin…
To coś o czym od wieków wiedzieli Indianie, Aborygeni, Jogini... Że nie święte wojny, wyprawy krzyżowe, topienie czarownic, władza i kasa są najważniejsze… Ważne jest to coś, co nas otacza i nie jesteśmy w tym wszystkim sami... ;-D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz