Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 18 lutego 2014

           437. Macie coś podobnego u siebie? Co roku jest u nas spotkanie klatkowe. Stali mieszkańcy, coraz to u kogoś innego, raz w roku podczas karnawału spotykają się by poplotkować, pojeść i wypić. Gospodarz wymyśla coś na ciepło, reszta z, alkoholem, sałatkami, jakąś specjalnością domu przychodzi i świętuje. Bardzo jest to mile i stało się już tradycją w naszej klatce.
Spotykamy się też z klasą na spotkaniach klasowych – latem, gdzieś na Suwalszczyźnie. Spotyka się też kilka osób w naszym mieszkaniu z administracji, pracy mojej żony, około Dnia Nauczyciela. Reszta to są spotkania rodzinne, świąteczne itp. Acha, jeszcze spotykamy się u ciotki jesienią w czasie rodzinnego, prawosławnego święta na cmentarzu…
Fajnie jest się tak spotkać, pogadać. Życie robi się coraz to chłodniejsze towarzysko, każdy ucieka do domu, wścibia nos w telewizor, sąsiad nie zna sąsiada, zatraca się kontakty… A szkoda… Życie ucieka, ogranicza się do spotkań w gronie najbliższej rodziny, narzekań… Kiedyś, a znam to ze wspomnień rodziców, było zupełnie inaczej. Spotykali się co i rusz sąsiedzi, bawili się śpiewali, wesela były duże i kilkudniowe, zajścia jak komunie, chrzciny były uroczyście świętowane. Nie było postaw się, a zastaw się, skromnie, bo liczył się człowiek, a nie to ile ma… Trochę alkoholu, muzyka, towarzystwo i zabawa była zawsze przednia… Pamiętam sam jeszcze te czasy…
Nie będę oceniać, są inne czasy, ale nie bardzo mi się to wszystko co się teraz dzieje dookoła podoba. Z rozmów z przyjaciółmi - dochodzimy też do wniosku, że za dużo jest zawiści, układów, chwalenia, bylejakości w śród ludzi. To nie jest już tak jak przed laty… Też było ciężko, wojna, komuna, ale człowiek się częściej śmiał, cieszył szczerze, nie zazdrościł. Żył prościej, ale w grupie - teraz każdy sobie rzepkę skrobie… 
Owszem zarówno teraz, jak i kiedyś były wyjątki, jesteśmy tego żywym przykładem. Jednak do czego to wszystko doprowadzi?...   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz