Sam miałem takie myśli swego czasu…
A
potem, gdy się zdrowie polepszyło, spłaciło kredyty, pojechało na wycieczkę
marzeń… Przyszły już inne myśli.
Życie jest piękne, jakże fajnie jest
spełniać marzenia, mieć plany…
Jak
dobrze że przetrwałem, że żyję… ;-D
Rozumiem tą panią... Mimo że
uważam za słuszne, prawo do godnego odejścia ze świata. Uważam że akurat ona
wspomina o tym w tej chwili za wcześnie… Nie wyczerpała wszystkich dostępnych
dla niej środków i leków… Twierdzę że wpadła w depresję.
Mi się udało wyjść z tego stanu i
się nie daję, ćwiczę… Dla rodziny, dla siebie, dla realizacji własnych marzeń i
planów. Twierdzę, że w tej chwili nie jestem dla nikogo ciężarem i mam dla kogo
żyć.
Ta pani się poddała... To nic, że
ma wkoło siebie wielu życzliwych ludzi. Jest po prostu samotna. Bez celu w
życiu i z depresją.
"To coś" każdy człowiek ma w sobie - i zdrowy i
chory.
Człowiek musi być kochany, potrzebny,
mieć jakiś cel w życiu, bo inaczej traci wiarę w sens życia i się wypala...
Czy to wiara w Boga, czy chęć
doczekania wnuka, doczekania leku. Czy poczucie że się jest potrzebnym i
kochanym... Człowiek musi mieć wiarę…
To nie pompy, to nie tabletek w
tej chwili potrzebuje ta pani, ale prawdziwego przyjaciela, co wywoła w niej
potrzebę życia.
Ja takiego przyjaciela miałem,
dla niego się nie poddałem, zaczęłam walkę z SM-em, polepszyło mi się i
psychicznie i fizycznie.
Miałem szczęście... ;-*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz