Nie można wszystkich
wyleczyć… Nie ma na razie nadziei na lekarstwo… Godzimy się z utratą sił
świadomości, bezradnością…
Ale jak ktoś
błagalnie patrzy nam w oczy i prosi o skrócenie jego męki, to podłączamy go do respiratorów, modlimy się, opisujemy i
pokazujemy go w mediach jak małpę, czy litujemy się nad nim jak nad bezbronnym
zastrzelonym delfinem…
Samobójca, ten
prawdziwy, nie ten bezgłośnie
wołający i o ratunek…
Mający dość tego
świata, w ciszy, sam odbiera sobie życie… I z tym każdy się godzi. Mówi się że
tak mu było sądzone…
A jak morfina
nie pomaga, wyjada żyjącemu wnętrzności, zabiera rozum czekającemu na niechybną
śmierć… To nie dajemy mu nawet cienia szansy na kulę w łeb którą koniowi na
pewno byśmy nie odmówili…
Światopogląd… Ja
na to mówię: Punkt widzenia zależy od punktu widzenia…
Ja tam jestem za
eutanazją… I tak śmierć i tak śmierć, a że kilka dni, tygodni wcześniej to nic…
Ważne że nie boli, ważne że ktoś trzyma nas za rękę, ktoś nam współczuje i
pozwala godnie odejść z tego świata…
A że możliwe są
nadużycia, być może nawet morderstwa… To czy lepiej być bezradnemu w śród
wrogów, czy szczęśliwemu w śród aniołów?…
Śmierć nastąpi na pewno
i spotka wszystkich. Lepiej jak przyjdzie i zabierze nas z uśmiechem na twarzy,
niż na łóżku z siekierą nad głową trzymaną przez sadystycznego członka rodziny…
;-D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz