160. Gdy przeprowadziliśmy się do miasta,
Agnieszka poszła starym systemem do 8 klasy, a chłopcy poszli już do gimnazjum,
zgodnie z nowymi programami nauczania.
Jak ten czas
leci… ;-)))
Dziś dzieci
prawie zapomniały, że zostały przeniesione ze znanej spokojnej wiejskiej szkoły,
do nowych, w mieście, pewnie bardziej wymagających i dających lepsze
perspektywy w życiu. Ot, tak się ułożyło…
W mieście jest lepiej,
wygodniej się żyje. Nie trzeba myśleć, że brak opału i trzeba go kupić. O tym
że szambo wymaga wywiezienia. Że krowie trzeba dać jeść, wydoić…
To tak jak z
automatyczną skrzynia biegów. Zapomina się że można inaczej.
Ludzie często żyją
odmiennie niż my, oraz mają inne problemy i radości. Utożsamiamy się z miejscem
gdzie żyjemy, co robimy. Wstajemy na siódmą, ósmą. A inni ludzie byśmy mieli co
kupić w sklepie, muszą to wyprodukować, wyhodować, sprzedać, rozwieść i wstają
skoro świt, na czwartą, trzecią…
Jak to do
dobrego można się szybko przyzwyczaić. Przecież nie tak dawno i my z żoną
kładliśmy się spać po północy i wstawali skoro świt.
By utrzymać to
co mamy, by nie zawieść innych, by jak najlepiej funkcjonowała rodzina…
A teraz, po
ośmiu godzinach w szkole - mojej żony - spacer, noc muzeów, festyn, występy na
mieście.
Wizyta u
lekarza… ;-)))
Nareszcie nie
trzeba myśleć o pracy i o tym, że za trzy miesiące trzeba zarezerwować czas i znowu
siać grzybnię i pasteryzować kompost lub okrywę…
Głowa jest wolna
od ważnych kiedyś spraw… Dzieci dorosły… Ja zajmuję się domem. Żona zarabia…
Inne czasy. Inne
zadania i obowiązki…
To też trzeba
umieć zaakceptować. Do tego też trzeba umieć przywyknąć… ;-D
Zmiany, zmiany, zmiany...
Zmiany, zmiany, zmiany...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz