Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 28 maja 2012


160.   Gdy przeprowadziliśmy się do miasta, Agnieszka poszła starym systemem do 8 klasy, a chłopcy poszli już do gimnazjum, zgodnie z nowymi programami nauczania.
Jak ten czas leci… ;-)))
Dziś dzieci prawie zapomniały, że zostały przeniesione ze znanej spokojnej wiejskiej szkoły, do nowych, w mieście, pewnie bardziej wymagających i dających lepsze perspektywy w życiu. Ot, tak się ułożyło…
W mieście jest lepiej, wygodniej się żyje. Nie trzeba myśleć, że brak opału i trzeba go kupić. O tym że szambo wymaga wywiezienia. Że krowie trzeba dać jeść, wydoić…
To tak jak z automatyczną skrzynia biegów. Zapomina się że można inaczej.
Ludzie często żyją odmiennie niż my, oraz mają inne problemy i radości. Utożsamiamy się z miejscem gdzie żyjemy, co robimy. Wstajemy na siódmą, ósmą. A inni ludzie byśmy mieli co kupić w sklepie, muszą to wyprodukować, wyhodować, sprzedać, rozwieść i wstają skoro świt, na czwartą, trzecią…

Jak to do dobrego można się szybko przyzwyczaić. Przecież nie tak dawno i my z żoną kładliśmy się spać po północy i wstawali skoro świt.
By utrzymać to co mamy, by nie zawieść innych, by jak najlepiej funkcjonowała rodzina…
A teraz, po ośmiu godzinach w szkole - mojej żony - spacer, noc muzeów, festyn, występy na mieście.
Wizyta u lekarza… ;-)))  
Nareszcie nie trzeba myśleć o pracy i o tym, że za trzy miesiące trzeba zarezerwować czas i znowu siać grzybnię i pasteryzować kompost lub okrywę…
Głowa jest wolna od ważnych kiedyś spraw… Dzieci dorosły… Ja zajmuję się domem. Żona zarabia…
Inne czasy. Inne zadania i obowiązki…

To też trzeba umieć zaakceptować. Do tego też trzeba umieć przywyknąć… ;-D   


Zmiany, zmiany, zmiany... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz