155.
Myślę że ogólnie,
ludzie pracujący w jakiejkolwiek firmie, zazwyczaj,
nie pracują, lecz harują na wysokich obrotach. W tempie nie do przyjęcia, co
najmniej pracując jak na półtorej etatu. Czyli robią wszystko by nie stracić
pracy…
Ja jednak byłbym za tym, by
pracować w tempie swego szefa... ;-D
Pracować na wysokich obrotach
można, owszem, ale tylko góra pięć lat i sporadycznie. Potem się człowiek
wypala.
Normalny pracodawca musi umieć
docenić dobrego pracownika, musi rozmawiać z nim, znać jego potrzeby i troski.
Traktować jak człowieka, a nie maszynę z gier komputerowych. Płacić za
rzeczywistą pracę, a nie korzystać z przelicznika dostarczonego przez
księgowych.
Są owszem i pracownicy denni, co
nie wiedzą czego chcą, marudzą, udają że pracują, wykorzystują, sytuację i
innych ludzi do swoich prywatnych celów i ich „widzi-mi-sia”.
Tak, tacy są i musimy być czujni.
Ale takie indywidua, musimy mieć na oku i odwagę usuwać z naszego grona. To oni
przecież są nieliczni, a nie w większości. Wcale nie musimy być bierni.
Uważajmy na nich, bo oni na pewno nie omieszkają skorzystać „z tej” naszej słabości…
Niestety jesteśmy słabi.
Przeważająca większość z nas, odwróci się na widok bitego na przystanku przez
zgraję chuliganów chłopaka… Tak jest i w pracy, w której spędzić chcemy
przecież całe życie. I co? Będziemy się tylko przyglądać, czy zareagujemy?
Ja wybrałem i wiele razy
„dostałem w d…”… Jednak ja mam odwagę popatrzeć w oczy odbiciu w lustrze… A
Wy??? ;-)))
Zajrzyj do wcześniejszych wpisów, u Niemca pracowałeś po 14 godzin to w porządku, a w polskich zakładach chyba długo miejsca nie zagrzewałeś. Pacowdawca nie dobry czy pracownik do niczego?
OdpowiedzUsuńA już myślałem że nikt tego bloga nie czyta... ;-D
OdpowiedzUsuńOdpowiadam:
Skomentowałeś (aś) ten fragment mego wpisu o czasie pracy, więc to co napiszę dotyczy właśnie tego...
U "Niemca" pracowałem trzy miesiące i resztę roku mógłbym sobie nic nie robić, bo było by mnie stać.
Za pracę u Holendra - nawet 18 godzin, kupiliśmy sobie mieszkaniew centrum miasta. Pracując u "Dilera" aut w Białymstoku byłem świetnie oceniany, doceniany finansowo i lubiany. Bardzo lubiłem tam pracować - ale właśnie tam dopadł mnie rzut SM-u. W ostatniej mojej pracy jako grafik, pewnie oceniono mnie tak jak napisałeś w zakończeniu komentarza... ;-D Zwolniono mnie bo byłem niepotrzebny. Chyba, ja uważam inaczej... ;-D Pisząc myślałem o moich znajomych, więc kilka przykładów napisałem z ich życia.
Zauważyłem że pracują długo, bez satysfakcji, czasem bez urlopów, nie mają czasu na wychowywanie dzieci. Ciężko im związać koniec z końcem... Inni pracują też i na śmieciowych umowach. Uważam to za złe i ciężko mi zaaprobować zwrot "pracodawca nie dobry, czy pracownik do niczego"
Ja już stoję na bocznym torze, ale ich mi żal. Ja w ich wieku mialem o niebo lepiej... ;-D