390. Czytam właśnie
z przerwami… ;-D Nowy numer „Neuropozytywnych”. Doszedłem z czytaniem do seksualności
ludzi na wózkach. Bardzo się z nimi utożsamiam. Może dlatego że wcześniej czy
później i mnie to czeka… Ale teraz, nie o tym chciałem… ;-D Chodzi o
partnerstwo, o wspólne życie, tak ogólnie… Nasze wspólne życie z żoną można
nazwać – „Jak papużki nierozłączki”… Staramy się zawsze być razem, o wszystkim
razem decydować. Jasne, że przecież ,nie zawsze jest się razem. Bywało tak, że
się nie widzieliśmy i miesiącami - praca na saksach… A i teraz nie jesteśmy bez
przerwy razem. Marysia pracuje przez osiem godzin, ja robię co innego. Ja
ćwiczę w klubie z basenem, ona na innym ćwiczy grupowo. Są wyjazdy integracyjne z jej pracy,
są moje sanatoria. Tylko… Jest między nami jakaś wspólnota, taka głęboka więź,
że czasem tej rozłąki nie odczuwamy. Ciekawe co to jest? Czy jesteśmy tymi dwiema
przysłowiowymi połówkami jabłka? Na wsi tylko my chodziliśmy na spacery. Z
dziećmi, za rękę, z psem na smyczy… Mamy takie same zainteresowania, poglądy,
plany. Nigdy… No są czasem takie chwile odpoczynku w których musimy odpocząć od
siebie, ale są to chwile… Nigdy nie pęka między mami ta więź co nas łączy.
Przecież jesteśmy tak różni… Mamy inne temperamenty, dzieli nas różnica płci,
zainteresowania, zdrowie, picie mleka… Ona wstaje rano, mnie energia rozsadza
wieczorem. Hmmm… Jak to jest, że przez trzydzieści lat, w zdrowiu, w chorobie,
w pobliżu siebie i w znacznej odległości, cały czas nadajemy na tych samych
falach. To naprawdę jest coś wspaniałego, by każdą chwilę wspólnego życia
spędzać razem. Czuć taką potrzebę, nie wyobrażać sobie innej opcji. Wiem z obserwacji,
że to nie jest wcale takie częste… Wielką rolę odgrywa w innych związkach i
rodzinach, pieniądz, prywata i egoizm.
To dlatego w parku, tak niewiele jest par w podeszłym wieku spacerujących i
trzymających się, jak my, za rękę… W pewnych przypadkach jest to wychowanie i
wstydzenie się publicznego okazywania uczuć, śmierć jednego z partnerów. Albo,
oddalanie się od siebie podczas rodzinnych problemów, wychowywania dzieci, czy braku
łączności psychicznej spowodowanej długością pożycia. Ale pewnie jest coś
jeszcze, jakaś moda społeczna, która propaguje takie dziwne zachowanie w śród
kochających się przecież ludzi… Dlaczego tak jest? Czy rozsiewają to media?
Dlaczego ludzie tak bezkrytycznie przyjmują podrzucane im obce wzorce? To
dziwne, bardzo dziwne… ;-? Czy chodzi o
to, że łatwo sterować tłumem, a trudno grupą indywidualistów. Że trudniej im
zawrócić głowę reklamami, o inżynierię psychologiczną? Tak, buntuję się, bo
jeszcze kilkadziesiąt lat temu żyliśmy inaczej. Nasi dziadkowie i ojcowie mieli
czas dla siebie. Nie goniło się do domu z pracy, by zrobić obiad, prasowanie i
wreszcie usiąść przed telewizorem i oglądać to co nam dziś media przygotowały… A
gdzie w tym wszystkim rodzina, miłość, to do czego nas geny zaprogramowały? Czy
to tylko wakacyjna, z góry zaplanowana rozrywka??? Widzę w tym miliardowy
interes ukartowany kosztem utraty naszego indywidualizmu. Teraz pracuj i
zarabiaj dla szefa. Potem idź na lancz i daj zarobić dla Mc- Donalda. Następnie
oglądaj telenowele, mecze przerywane reklamami i idź do sklepu robić zakupy…
Itd., itp… Czy to moja teoria spiskowa? Tak moja… Jak wpadasz w tryby systemu,
to zachowujesz się jak robot. Trzeba mieć wiele sprytu i siły, by lawirować
między oboma światami i nie wpaść w pułapkę „łapaczy dusz” zatrudnionych w
reklamach, mediach zarabiających na naszej naiwności, słabościach, głupocie.
Tak można się w tym świecie szybko wypalić, zobojętnieć, wpaść w tryby i robić
dokładnie to, co podyktuje nam WIELKI BRAT… ;-/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz