171. Ach, te postanowienie noworoczne… Czasem są „Menconce…”
;-D
Nie, no to jest
ogólnie dobre…
Zmusza poniekąd,
do jakiejkolwiek działalności. Postanawiasz - w tym roku postaram się zostać
szefem działu, założyć firmę, zrobić prawo jazdy, kurs… Człowiek odpowiedzialny
i ambitny traktuje to w pewnym sensie jak bicz, jak tą marchewkę na kiju, taki
mus.
Nie wiem, ale ja
należę do ludzi, którym się czasem czegoś nie chce. Zwłaszcza jak już zachorowałem
na ten S.M., traktuję siebie, tak trochę nieświadomie – ulgowo. A takie postanowienie zmusza do czegoś. Do wzięcia
się w garść, by się nad sobą przestać litować.
Ciężkie to jest
czasem, tak jak w tym postanowieniu o pisaniu opowiadania. Czasami wręcz się zmuszam
do pisania. Potem jakoś znów idzie przez kilka tygodni i stop, brak WENY… Albo
raczej chęci…
Ale ten bat, ten
mus, daje mi tą siłę i satysfakcję, że gdy znowu pokonam w sobie tego lenia, rozpiera
mnie duma… ;-D
Mógłbym tego nie
robić, poddać się nurtowi życia, ale co wtedy z wyzwaniami? Przecież bym się wtedy
zanudził… Telewizja, oglądanie telenowel, każdy dzień taki sam…
Kiedyś była
praca, opieka nad dziećmi, zarabianie pieniędzy na dom, na samochód. Był zawsze
jakiś cel. Gdy zachorowałem cele się rozmyły…
Wyszło na to, że
albo się poddam, popłynę z nurtem, położę się i będę czekał na to co przyniesie
los, albo będę szedł pod prąd, będę miał marzenia, pokonywał trudności, pisał Bloga
i wymyślał postanowienia na nowy rok…
Chcę jeszcze
zrobić jedną dalszą wycieczkę, może Tajlandia? Tam trzeba się jakoś porozumiewać,
więc przynajmniej - komunikacyjny angielski. Muszą dbać o kondycję by tam
pojechać, więc basen i siłownia. Wysiada mi mózg, więc może jaszcze oprócz zabawy
z komputerem stworzę później jakąś grafikę, utwór, albo obraz jak los pozwoli…
Bo to co robię
na co dzień to jest dla mnie za mało. Daje mi wielką satysfakcję, ale za mało by
pokonać chorobę… Widzę to i niestety wiem. By się nie poddawać i funkcjonować na
poziomie moich zdrowych przyjaciół, muszę dużo więcej włożyć siły i pracy niż
oni…
Oni mogą
narzekać, złościć smucić - ja nie. To co oznacza u nich gorsze dni, u mnie są objawami
poddania się rzutowi choroby, osłabienia.
Ile bym dał,
żeby tak jak oni móc pracować, chodzić, zarabiać. Nie mieć żadnych fizycznych
ograniczeń… Ale mój bunt na nic się tu nie zda…
Są różne etapy w
życiu, przeprowadzki, zakładanie rodziny, sople, dachówki spadające z dachu,
czy inne wypadki.
Ja przynajmniej
wiem, że z tego co jeszcze mam powinienem się cieszyć - bo może być jeszcze gorzej.
Odwiedziny u moich przyjaciół na cmentarzu potwierdzają ten fakt. Nic nie jest
nam dane raz na zawsze… Pokora, zaduma, mądrość powinna nam towarzyszyć na co
dzień. Ale kto o tych sprawach myśli gdy się jest zdrowym, silnym, młodym i
pięknym… Ja nie pamiętałem, a teraz trochę denerwuje lub śmieszy fakt że inni
postępują tak samo jak ja kiedyś…
Jasiu, pamiętaj
jaki byłeś i więcej tolerancji… To że funkcjonowałeś w świecie zdrowych i
żyjesz obecnie jako niepełnosprawny to dla twego umysłu jest wielkim darem.
Możesz zrozumieć i jednych i drugich… „Bo zdrowy chorego nie zrozumie, a ty tak”
;-)))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz