Jak pisałem, lata szkolne, oprócz
wczesnej podstawówki to już był Gierek. Każdy z mego pokolenia te czasy
wspomina dobrze. Już normalnie mogli funkcjonować ogrodnicy, rzemieślnicy,
kupcy. Znowu pojawiły się małe sklepiki, fabryczki i spore gospodarstwa rolne i
ogrodnicze.
To były czasy gdy ojciec
zadecydował że będzie pieczarkarzem. Odnowił dom, pierwszy kupił samochód,
kolorowy telewizor i wybudował profesjonalną pieczarkarnię. Każdy odczuwał
wolność, zaczął decydować o swoim losie sam.
Jakie były moje odczucia z tego
okresu? Lekka niepewność, schizofreniczne zachowania. W szkole uczono czego
innego, w domu co innego. Historia była inna w domu, a inna w mediach. Sporo
było wokoło jeszcze skostniałej biurokracji, ale pojawiało się nowe. Ludzie się
zaczęli inaczej zachowywać. Wkraczała normalność, takie przedwiośnie…
Potem już była szkoła średnia, więcej można było już mówić, nauczyciele więcej przekazywali już prawdy. Młodzież już zachowywała
się jak dzisiaj…
No i raptem skończyło się moje
dzieciństwo. Śmierć ojca i decyzja co robić… Zawodówka skończona, wiek 18 lat, można
było już wrócić do domu i przejąć pieczarkarnię… Tak, ale w szkole pozostała by
ta jedyna, wymarzona…
Janusz wrócił do szkoły i zrobił
technikum ogrodnicze. Potem wrócił na pewien czas sam na gospodarstwo by się
ogarnąć, wydorośleć i zaproponować swojej miłej małżeństwo…
No cóż to były najpiękniejsze
chwile ich wspólnego życia. Mimo kryzysu, powszechnych braków, łapówek i strajków…
Była wspaniała podróż poślubna w góry. Rodziły się dzieci, wspólnie były podejmowane
decyzje. Praca, wyjazdy na wieś w poszukiwaniu czegoś do domu, ubrań, jedzenia…
To były czasy gdy jedzenie robiło się samemu, towary zdobywało, a łapówkami
zapewniało funkcjonowanie gospodarstwa…
To wydawało się normalne do
chwili ich pierwszego wspólnego wyjazdu do Niemiec, do szwagra. Tam zobaczyli i
poczuli na własnej skórze normalność…
Wrócili, zaczęli wyjeżdżać do
pracy i zastanawiać się co dalej. W Holandii na kursie zobaczyli co muszą
zrobić by pieczarkarnia dalej funkcjonowała. Nie mieli szans. Kredyty by ich
wówczas zjadły. Zaczynała wkraczać gospodarka rynkowa, pojawiła się choroba…
Plany zaczęły się łamać…
Pojawiły się wilki, walka szczurów i znowu
jedynie słuszne racje… Chwile
bezpieczeństwa jakie zapewniały im rządy Gierka minęły bezpowrotnie. Nastały
czasy Wałęsy i już wielu po nim… Niby jest już jak na zachodzie, ale czy
normalnie? Kiedyś wiele nie można było, ludzie się szanowali, żyli w jednym
świecie, na jednym poziomie. Teraz czuję jakby się znów żyło w śród wilków.
Bezrobocie, znajomości, łapówki.
Szwindle, afery i te cholerne jedynie słuszne narodowe racje. Bóg, Honor,
Ojczyzna… A gdzie w tym wszystkim jest zwykły człowiek? Jego przyszłość? Jego
radość, pewność jutra i jego indywidualność w dobie testów i wszędobylskich
wskazówek mediów…
Kiedyś byłem ciekawy świata,
zaskakiwany wynalazkami, nowościami chciałem zobaczyć jak będzie w przyszłości…
Teraz już coraz częściej mam dość. Chciałbym odpocząć od tego medialnego
wrzasku, wyścigów, kultu mamony. Już tylko rodzina trzyma mnie przy życiu,
gdyby nie ona, już nie miałbym po co żyć.
Rzygać mi się chce, gdy patrzę na niektóre sytuacje, na
niektórych ludzi, na tych prezesów i celebrytów … Ot co. Nie uważam że świat podąża w dobrym kierunku... ;-/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz