Robimy
castingi, zapraszamy na rozmowy kwalifikacyjne, przeglądamy CV, listy
motywujące. Jesteśmy pewni, że zatrudniamy odpowiednich ludzi, na odpowiednie
stanowiska. Obrastamy w piórka, gdy interes przynosi zyski, zastanawiamy się
nad przyczynami gdy następuje stagnacja.
Jesteśmy
pewni, gdy popadamy w kryzys, że przyczyną są pracownicy. Zaczynamy na nich
oszczędzać, mniej płacić, zwiększać wymagania, czas pracy…
Nie
zastanawiamy się czy wymagania są słuszne, sprawiedliwe, liczy się tylko cel do
którego dążymy, bo to my jesteśmy szefami…
Ja
chyba zostałem wychowany w innych czasach, czytałem inne lektury, obracałem w
innych kręgach, bo zauważam coś dziwnego…
-
Im człowiek jest bardziej związany z firmą, jest traktowany sprawiedliwie,
dostaje godziwe wynagrodzenie, urlop, premie i nagrody za nadgodziny. Jeśli za
wprowadzanie nowości podwyższające zyski jest doceniany, to w firmie panuje rodzinna
atmosfera, pracuje się wydajniej i samoistnie podwyższane są standardy względem
siebie.
Pracownik,
jak każdy człowiek, ma swoje problemy, zainteresowania, potrzebuje
dowartościowania i pewności jutra. Ma on swoją rodzinę, czasem ktoś zachoruje,
źle się uczy. Jest niegrzeczny, albo jest nieprzeciętnie zdolny potrzebujący
większej gotówki i więcej czasu do rozwoju. Tak jak w każdej komórce rodzinnej…
Jednak ma też i swój rozum.
Widzi
jak robi mu się wodę z mózgu, nakłania do walki szczurów, namawia do rozwoju
firmy kosztem jego zdrowia, czasu poświęcanego rodzinie. Tak się dzieje w wielu
dużych zagranicznych firmach.
Pracowałem
u wielu pracodawców. Jednak największą korzyść
ze mnie mieli, gdy i oni dawali coś od siebie. Podchodzili po ludzku, okazywali
zrozumienie, wymagali, ale i premiowali moje wysiłki. Gdy zachorowałem,
dostałem cały pakiet socjalny. Dzieci na święta dostawały paczki. Zapraszany
byłem na festyny, imprezy integracyjne, dni otwarte, a czasem na zwykłe
pogaduszki.
Wtedy
czułem się dowartościowany i dawałem bardzo wiele firmie. Teraz widzę, że coraz
mniej jest szefów, firm, które potrafią słuchać swoich pracowników. Dla których
liczą się tylko zyski, a pracownika traktuje się jak rzecz, którą można
wymienić jak części w maszynie… Ludzkie uczucia przestają się liczyć, a zaczyna
dominować pogarda. Pracownika wykorzystuje się do granic możliwości a potem
zwalnia, zatrudniając drugiego, świeżego. Zapomina się o jego potrzebach,
kredytach, rodzinie, czy zadowoleniu, zdrowiu i odpoczynku. Pracodawcy
zapominają że gdyby nie pracownicy, firma by nie mogła funkcjonować. Ogólne
zezwierzęcenie obyczajów wchodzi do norm dnia codziennego w pracy...
To
mi się bardzo nie podoba, bo słyszane są takie opinie, że w tych samych
konsorcjach na tych samych stanowiskach w innych krajach, dostaje się inną
wypłatę, ma się więcej wolnego, stres jest mniejszy i wymogi znacznie niższe.
Ciekawe dlaczego?...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz