Człowiek kocha, świata nie widzi, pobiera się
i... Wkracza w codzienność, rutynę, problemy, choroby, zachciewajki...
Mówi -
a ja pierniczę mam dość... Mam dość problemów, znajdę kogoś innego...
Tylko
tu mam pytanie?... Czy to była prawdziwa miłość, czy hormony, chuć,
zaślepienie...? Jeśli tak, to po co do cholery w ogóle się pobierać??? Po co
płodzić potomków? One to dopiero są samymi problemami i wydatkami… - Nie ma
czasu na to co nam sprawiało radochę, nie stać nas na to i tamto...
Jeszcze
raz pytam... Czy pobieramy się z miłości? Czy świadomie płodzimy dzieci i na
dobre i złe żyjemy razem je wychowując? Czy jesteśmy samolubami i dbamy tylko
by nam było OK...?
Ładna
dupa, dobrze mi z nią, a niech będzie, chajtnę się jak jej zależy... - No i Bagno!!!
To wszystko jest nie tak...
Ja
myślę że musi być prawdziwa miłość, odpowiedzialność, (sakrament - na dobre i
na złe). Partnerstwo, tolerancja i jeszcze raz prawdziwa miłość i mądrość.
Inaczej nie ma sensu w ogóle się wiązać i kochać bez zabezpieczenia...
To
jest punkt widzenia człowieka który wiele widział, czuł, przeżył i jest
zadowolony, bo może spojrzeć uczciwie każdemu w oczy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz