Żarty,
podśmiechujki, historyjki były na porządku dziennym. Ślub
był konkordatowy. W kościele owszem, jako że młodzi zaczynają
żyć na swój rachunek, mamusia zostaje daleko i życie zaczyna leżeć w ich rękach - było czuć weselną
atmosferę, ale nie nadętą kościelną „pompę” tak jak u nas... Rodzina się
powiększyła nie tylko poprzez przyszłych potomków, ale i bliskich obydwu stron.
Nie
było to wielkie wesele, 70 osób? Nie było wielkiej bariery językowej, mówiąc
wolniej szło się dogadać, a więc i problemu nie było.
Jedzenie…
Ciasto, to ciastka, takie na raz, dwa razy ugryźć, wygodne i niewiarygodnie
pyszne. Kremowe, czekoladowe, owocowe, serowe, delikatne, można było jeść i
jeść. Był tort, a od chrzestnego sękacz i mrówkowiec.
Alkohol…
Była czeska wódka, wszak można ją tam samemu robić, ale nie stała na stołach,
była polewana przez świadków/ drużbów. Jednak większość alkoholu to wino.
Wspaniałe, robione z własnych winogron, czerwone, różowe, białe, wytrawne, słodsze.
Takie prawdziwe, można je było pić i zapomnieć o bólu głowy. Absolutna
samoobsługa. Stało w butelkach, na chłodnych regałach. Jedzenie…
Wesele zaczęło się od rosołu z mięsnymi klopsikami i gulaszu. Potem najedzone
towarzystwo wyszło na podwórek. Stało, siedziało pod daszkiem na drewnianych ławach
przy stołach, szło na spacer. W rękach kieliszki i gadka… Żadna muzyka nie
przeszkadzała, można było swobodnie rozmawiać z dawno niewidzianymi krewnymi, kolegami.
Jak ktoś chciał, w innym pomieszczeniu, lokalu stylizowanego na winną piwnicę,
mógł posłuchać, pośpiewać, albo potańczyć przy kapeli ludowej, takiej smyczkowo-
cymbałowej, prawdziwie Czeskiej. Gdy towarzystwo zgłodniało przeniosło się do
pomieszczenia ze szwedzkim Stolem. Tam to już było naprawdę wszystko…
I
dania na ciepło, zimno, mięsne, rybne, sałatki, owoce, słodkie, kwaśne i jakie
tylko ktoś chciał. Potem było krajanie i dzielenie tortu i chodzenie od stołu
do stołu, na podwórek, albo do pomieszczenia z tańcami (później grał już didżej)...
Kto
się zmęczył mógł skorzystać z hotelowego pokoju na górze. Kto miał dość
(starszyzna) była odwożona przez kierowców do domów. Czy to była droga impreza?
Ceny porównywalne z polskimi, sporo jadła i picia było zrobione samemu…
Ot
i to by było na tyle…
100
lat młodej parze!!! Oby żyła i rozmnażała się w zdrowiu i szczęściu.
Wszelkiej
pomyślności jej życzymy!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz