Dla
mnie teraz to jest tyle ile w tej chwili mamy z moją żoną, czyli do 3 tysięcy.
Nie zawsze tak było… Zaczęło się dobrze.
Małżeństwo,
dzieci, w gospodarstwie dostatek... Potem przyszedł kryzys, „Solidarność”
choroba… Z kryzysem można było sobie jakoś poradzić gdy się miało zdrowie, ale
gdy przyszła choroba to tylko usiąść i płakać…
Niestety,
to nie z moim charakterem.
W
szpitalu wreszcie odpocząłem… Zdałem sobie sprawę, że te wartości co miałem odeszły
w kont. Teraz zaczęło się liczyć coś innego. Rodzina, dom, miłość, zdrowie… Musieliśmy
się przeprowadzić do miasta, bliżej szpitala. Wyszedłszy z niego zaraz
pojechaliśmy zaraz do pracy w Niemczech i zaczęliśmy zarabiać na spełnienie naszych
planów…
Tak,
ale by nie było za łatwo doczepiła się jeszcze do mnie depresja i nerwica…
Myślałem
że to normalne, diagnoza, przeprowadzka, inne życie. Jednak nie, zaczęła cierpieć
rodzina. Zaczęła się bieda, spłacanie kredytów, kształcenie dzieci, nowy dom,
nowe miejsce, inne problemy… Te pieniądze co zarabialiśmy w Polsce i te z
wyjazdów, ledwo starczały na życie.
Właściwie
nie starczały. Pomagała nam moja mama…
Gdy
dzieci dorosły, zaczęły się wyprowadzać, zostawało nam coraz więcej pieniędzy. Gdy
znalazł się kupiec na gospodarstwo i sprzedaliśmy je, wreszcie odetchnęliśmy.
Mieliśmy dom, samochód, wykształcone dzieci szukające pracy i spokój finansowy.
Nie
miałem tylko jednego - zdrowia.
Nie
dam rady już pracować, jednak zmobilizowałem się fizycznie i pojechaliśmy na 25 rocznicę ślubu - na pierwszy urlop w
życiu, do Grecji. Potem, oszczędności na czarną godzinę, premie, jubileuszówki
żony, trzynastki, każdy grosz oddaliśmy na „Wyprawę” (bo taką dla mnie była),
wycieczkę do Tajlandii, na 30 rocznicę ślubu.
Czyż
nie powodzi się nam teraz dobrze?
Znowu
wydaliśmy wszystko, ale niczego nie żałujemy…
Była
praca, czasem ponad siły, diagnoza, choroba, depresja. Wychowywanie i
kształcenie dzieci, kupno mieszkania i odbicie się od dna… Jak to życie potrafi
zaskakiwać.
A
myśleliśmy że już nic dobrego was w życiu nie spotka… A jednak.
Mamy radość z
dzieci, choroba daje żyć, mamy czas dla siebie, kochamy się i… byle by było tak
jak najdłużej…Tak,
choroba zmienia ludzi, ale i daje motywację gdy ma się dla kogo żyć…
Nadzieja,
planowanie, marzenia… Nigdy nie rezygnujmy z nich, bo mogą się kiedyś spełnić...
…………………………………………………………………………………………………………
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz