Spotykamy
się też z klasą na spotkaniach klasowych – latem, gdzieś na Suwalszczyźnie. Spotyka
się też kilka osób w naszym mieszkaniu z administracji, pracy mojej żony, około
Dnia Nauczyciela. Reszta to są spotkania rodzinne, świąteczne itp. Acha,
jeszcze spotykamy się u ciotki jesienią w czasie rodzinnego, prawosławnego święta na cmentarzu…
Fajnie
jest się tak spotkać, pogadać. Życie robi się coraz to chłodniejsze towarzysko,
każdy ucieka do domu, wścibia nos w telewizor, sąsiad nie zna sąsiada, zatraca
się kontakty… A szkoda… Życie ucieka, ogranicza się do spotkań w gronie najbliższej
rodziny, narzekań… Kiedyś, a znam to ze wspomnień rodziców, było zupełnie
inaczej. Spotykali się co i rusz sąsiedzi, bawili się śpiewali, wesela były
duże i kilkudniowe, zajścia jak komunie, chrzciny były uroczyście świętowane.
Nie było postaw się, a zastaw się, skromnie, bo liczył się człowiek, a nie to
ile ma… Trochę alkoholu, muzyka, towarzystwo i zabawa była zawsze przednia…
Pamiętam sam jeszcze te czasy…
Nie
będę oceniać, są inne czasy, ale nie bardzo mi się to wszystko co się
teraz dzieje dookoła podoba. Z rozmów z przyjaciółmi - dochodzimy też do
wniosku, że za dużo jest zawiści, układów, chwalenia, bylejakości w śród ludzi.
To nie jest już tak jak przed laty… Też było ciężko, wojna, komuna, ale człowiek
się częściej śmiał, cieszył szczerze, nie zazdrościł. Żył prościej, ale w
grupie - teraz każdy sobie rzepkę skrobie…
Owszem
zarówno teraz, jak i kiedyś były wyjątki, jesteśmy tego żywym przykładem. Jednak
do czego to wszystko doprowadzi?...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz